Piotr Bajko, Jeszcze słychać echo Charczunowej sygnałówki

Łowczy Stefan Charczun był jedną z najbardziej znanych i rozpoznawanych osób w międzywojennej Białowieży. Znano go również daleko poza białowieskimi opłotkami. Jego charakterystyczna sylwetka pojawiała się w kronikach filmowych, relacjonujących przebieg prezydenckich polowań reprezentacyjnych w Puszczy Białowieskiej, których organizacją się zajmował. Starszy niewysoki pan o sprężystej sylwetce, z siwymi włosami i takąż brodą – świetnie prezentował się również na zdjęciach, ilustrujących zamieszczane w różnych gazetach i czasopismach sprawozdania z białowieskich łowów.

Stefan Charczun nie był rodowitym białowieżaninem, pochodził z Wołynia. Urodził się 28 października 1874 roku we wsi Studzianka koło Dubna, z ojca Andrzeja Charczuna i matki Kseni Mikołajczyk, pochodzenia chłopskiego.

Nie zachowały się bliższe informacje o latach dziecięcych i młodzieńczych Stefana. Mając 16 lat, podjął on swoją pierwszą pracę na poczcie w charakterze gońca. Po upływie dwóch-trzech lat poznał Stefana Seferyniaka, który był praktykantem leśnym w majątku hrabiego Berga – obywatela rosyjskiego pochodzenia niemieckiego, który posiadał dobra na Wołyniu i w Finlandii. Seferyniak zaprzyjaźnił się z Charczunem i wstawił się za nim u hrabiego, by ten przyjął go na praktykę.

W roli praktykanta Charczun spisał się bardzo dobrze. Hrabia powierzył mu wkrótce zarząd nad mocno zaniedbanym majątkiem, który wygrał w karty. Charczun w szybkim czasie doprowadził majątek do właściwego stanu, ale po kilku latach hrabia… przegrał go w karty, a sam wyjechał do Finlandii. Przed wyjazdem, w 1896 roku, wystawił Charczunowi na piśmie pozytywne świadectwo o jego pracy jako zarządcy, leśnika i gospodarza łowiska.

Czy Charczun już wtedy przyjechał do Puszczy Białowieskiej i próbował podjąć w niej pracę? – nie wiemy. Wiemy natomiast, że 28 maja 1896 roku poślubił Zofię Seferyniak, siostrę swego przyjaciela. Ślub odbył się w miejscowości Tichowola.

Fot. 1
Łowczy Stefan Charczun, 1933 r. Fot. ze zbiorów Andrzeja Brosdza

 

Na podstawie miejsca i daty urodzin pierwszych dwojga dzieci Zofii i Stefana wiadomo, że Charczun przez jakiś czas pozostawał jednak na Wołyniu. Można przyjąć, że do wyjazdu do Rosji pracował w dobrach hrabiego Berga i z jego poręki u innych właścicieli – są przekazy, że hrabia przyjeżdżał i odwiedzał Stefana Charczuna oraz jego rodzinę, pomagał im oraz wizytował swój majątek. Inne przekazy również potwierdzają, że Charczun był zatrudniony u Berga dłużej, niż tylko na czas wyciągnięcia majątku z zaniedbania.
W latach 1905-1911 Charczunowie przebywali w Rosji, w miejscowości Kluczewoje w powiecie ostaszkowskim (gubernia twerska). Stefan pracował tam jako leśnik. Dopiero w 1911 roku przyjechał wraz z rodziną do Białowieży i podjął pracę w carskiej służbie łowieckiej.

Przed wybuchem I wojny światowej Charczun pracował już jako oberjegier (łowczy), kierował pracą grupy jegrów (strzelców). Praca była ciężka – trudny teren, walka z kłusownictwem. Zdarzały się też sytuacje, podczas których można było stracić życie. O jednej z nich łowczy opowiedział swemu wnukowi, Zbigniewowi Charczunowi, podczas urlopu, który spędzał w Stryginiu k. Berezy Kartuskiej. Pan Zbigniew wspomina po latach:
„W czasie polowania w 1912 roku dziadek towarzyszył Mikołajowi II podczas jazdy odkrytym samochodem szosą przez puszczę. Rewolucjoniści przygotowali zamach na cara, przeciągając w poprzek drogi, między drzewami, drut na wysokości szyi osób siedzących w samochodzie. Los chciał, że przed przejazdem pojazdu Mikołaja II jadący tamtędy samochód ciężarowy zerwał rozciągnięty nad szosą drut, ratując życie carowi i memu dziadkowi”.

Stefan Charczun mając wyjątkowe uzdolnienie muzyczne, stworzył z podległych sobie pracowników orkiestrę. Funkcjonowała ona zarówno za czasów carskich, jak i w okresie międzywojennym. Julian Ejsmond w opowiadaniu „Zima białowieska” nazwał Stefana Charczuna „trębaczem niezrównanym”.

Andrzej Brosz – inny wnuk łowczego – wspomina, że dziadek miał słuch absolutny, pięknie grał na wielu instrumentach, znał mnóstwo sygnałów i innych utworów muzycznych. Ze słów babci Zofii zapamiętał, że dziadek „wszystko to miał w głowie, nuty były mu niepotrzebne”.

Zbigniew Charczun potwierdza niezwykłą muzykalność swego dziadka. Pamięta, że utworzył on zespół orkiestry dętej ze strażaków, których – ku utrapieniu żony – uczył grać w swoim domu. Do tej grupy należał również jego stryjek Sergiusz.

Po ewakuacji przez władze carskie w sierpniu 1915 roku pracowników leśnych i łowieckich w głąb Rosji, Charczun trafił z rodziną do guberni pskowskiej i tam pracował u ziemianina jako zarządzający majątkiem. Po wybuchu rewolucji październikowej uciekł z rodziną do Polski. Przyjechał do Puszczy Białowieskiej.

Z dniem 21 września 1920 roku został powołany na stanowisko leśniczego w Nadleśnictwie Królewskim („Dziennik Urzędowy Zarządu Terenów Przyfrontowych i Etapowych” nr 1/1920). Prawdopodobnie mieszkał wtedy w osadzie Królowy Most. Po pewnym czasie przeniósł się jednak do Białowieży. Do września 1928 roku pracował na stanowisku leśniczego Leśnictwa Grudki. Następnie mianowany został łowczym Dyrekcji Lasów Państwowych w Białowieży („Echa Leśne” nr 10/1928). Na tym stanowisku pozostawał do czasu przejścia na emeryturę w 1935 roku. Kierował pracą szesnastu strażników łowieckich. Mieszkał z rodziną w Krzyżach (część Białowieży), w domu będącym własnością żony – budynek ten zachował się do dzisiaj.
Stefan Charczun bardzo dbał o zwierzynę. Za jego kierownictwa puszczańską gospodarką łowiecką podkarmiano intensywnie jelenie i sarny, rozkładając luźno paszę w lesie. Dzikom wykładano padlinę, kasztany, żołędzie i okopowiznę. Na terenie całej Puszczy założono liczne paśniki i lizawki.

Fot. 3
W przerwie prezydenckiego polowania. Stefan Charczun pierwszy z lewej, odwrócony bokiem, ze strzelbą na ramieniu – Karol Nejman, dyrektor Dyrekcji Lasów Państwowych w Białowieży

 

Dawny strażnik łowiecki Sergiusz Waszkiewicz Stefana Charczuna zapamiętał jako człowieka bardzo zdolnego i stanowczego. Z powagą wyrażał się o łowczym także Paweł Bark – syn Ewalda Barka (przed wybuchem I wojny światowej objął on po Józefie Newerlym stanowisko głównego łowczego Puszczy Białowieskiej). O Charczunie jako „wykwalifikowanym hodowcy i leśniku” wspomina się w roczniku „Ochrona Przyrody” z 1930 roku. Z kolei w „Ilustracji Polskiej” (nr 11/1936) przedstawiony jest jako „człowiek na wskroś oddany łowiectwu, zamiłowany hodowca-myśliwy i bezlitosny tępiciel kłusownictwa”, pod opieką którego „ilość zwierzyny powoli, lecz stale wzrastała”.

Zasługi białowieskiego łowczego docenił Wydział Wykonawczy Polskiego Związku Stowarzyszeń Łowieckich. Na posiedzeniu w dniu 20 października 1931 roku przyznano mu medal srebrny.
Charczunowi została powierzona również opieka nad założoną we wrześniu 1929 roku hodowlą żubrów w Puszczy Białowieskiej. Tego samego roku, w październiku, osobiście konwojował on z Warszawy dwie samice.

Ogromnym zaszczytem i jednocześnie uznaniem fachowości Charczuna było oddanie w jego ręce organizacji zimowych reprezentacyjnych polowań prezydenckich w Puszczy, na które prezydent RP Ignacy Mościcki zapraszał, poczynając od 1930 roku, różne osobistości z całej Europy. Przed polowaniami – wspomina Andrzej Brosz – prezydent wzywał dziadka do siebie i mówił mu, jakie są jego żądania odnośnie polowania. Łowczy musiał wszystkie je spełnić.
Łowczy białowieski organizował także polowania dla różnych dostojników państwowych, między innymi dla marszałka Senatu RP Władysława Raczkiewicza, generałów: Kazimierza Fabrycego, Daniela Konarzewskiego, Felicjana Sławoja Składkowskiego, Kazimierza Sosnkowskiego, ministrów: Bogusława Miedzińskiego, Karola Niezabytowskiego, Pawła Romockiego, Mariana Zyndrama-Kościałkowskiego i wielu innych.
Wdzięczny prezydent Ignacy Mościcki podarował Stefanowi Charczunowi na pamiątkę srebrną papierośnicę, którą 19 lipca 1930 roku, w obecności wyższych urzędników Dyrekcji Lasów Państwowych w Białowieży, przekazał Charczunowi osobiście Adam Loret – dyrektor naczelny Lasów Państwowych. Wewnątrz papierośnicy wyryto następujący napis: „Prezydent Rzeczypospolitej Ignacy Mościcki Panu Łowczemu Stefanowi Charczunowi na pamiątkę z okazji polowania dn. 10-14.IV.1930 r. w Białowieży”. Informację o prezydenckim geście odnotowało czasopismo „Echa Leśne” (nr 8/1930).
Stefan Charczun przez długie lata pracy dobrze poznał Puszczę Białowieską także od strony florystycznej. Wspomina o nim z wdzięcznością w swym dziele „Lasy Białowieży” (Poznań 1930) profesor Józef Paczoski – kierownik Nadleśnictwa Rezerwat. Charczun okazał Paczoskiemu wiele pomocy w jego badaniach, wskazał uczonemu m.in. nowe stanowisko bluszczu na tym terenie.
1 października 1935 roku Stefan Charczun przeszedł na emeryturę. Bezpośrednim powodem było uzyskanie wieku emerytalnego, ale także kierowane pod jego adresem, przez 28-letnią lekarkę weterynarii, Ludmiłę Baranowską, zarzuty dopuszczenia do walki pomiędzy żubrami „Björnsenem” i „Borussem”. Wspomnieć w tym miejscu należy, że lekarka nie miała – w przeciwieństwie do łowczego – żadnych doświadczeń w hodowli żubrów. Zresztą, te sprawy w ogóle jej nie podlegały. Zatrudniona została 1 marca 1935 roku na stanowisku kierownika Laboratorium Biologicznego i była odpowiedzialna za stan zdrowotny żubrów. Charczun przegrupował w tym czasie dwa samce, nie spodziewając się, że jeden z nich zdoła przełamać dość solidne ogrodzenie i rozpocząć walkę ze swoim sąsiadem. „Borusse”, większy i cięższy, złamał tylną nogę przeciwnika i spowodował u niego szereg obrażeń wewnętrznych. Żubra trzeba było zastrzelić.

Stefan Charczun kilka miesięcy przed przejściem na emeryturę wziął udział we wszechświatowej wystawie łowieckiej w Brukseli (Belgia). W polskim pawilonie była prezentowana, stanowiąca jego własność, „niezwykle piękna skóra rysia (z głową)”, o czym informował na swych łamach „Łowiec Polski” (nr 16/1935).
Funkcję organizatora prezydenckich polowań po Stefanie Charczunie objął inspektor łowiectwa Maksymilian Doubrawski z Dyrekcji Lasów Państwowych w Białowieży.
Charczunowie w kwietniu 1935 roku sprzedali swój dom z placem w Krzyżach (dzielnica Białowieży) miejscowej Dyrekcji Lasów Państwowych, która ulokowana w nim siedzibę nadleśnictwa. Pan Stefan z żoną przeniósł się do Warszawy. W styczniu 1937 roku kupili oni dom w Kiwercach na Wołyniu i tam zamieszkali.

Po II wojnie światowej, w grudniu 1944 roku, przyjechali w ramach repatriacji do Lublina. Po dotarciu do nich syna Sergiusza, opuścili to miasto i osiedli w Krzętowie, położonym około trzydziestu kilometrów od Radomska. Syn pracował w tamtejszym nadleśnictwie. W 1950 roku został przeniesiony do Nadleśnictwa Jakubkowo, położonego koło Iławy. Stefan Charczun dokonał tutaj swego żywota 28 lipca 1953 roku. Pochowany został na cmentarzu w pobliskiej wsi Tylice (pow. Nowe Miasto Lubawskie). Żona Zofia wyjechała do córki do Słupska, gdzie zmarła w 1964 roku, w wieku 89 lat.
Wnukowie łowczego Puszczy Białowieskiej – dr Janusz Dynowski i Andrzej Brosz, przechowują w zbiorach rodzinnych m.in. trąbkę myśliwską z wygrawerowanym napisem „Panu Łowczemu Stefanowi Charczunowi pracownicy DLP Białowieża,
11. XI.1934”, srebrną zapalniczkę otrzymaną w 1930 roku od gen. Kazimierza Fabrycego oraz muszlę-wabik na jelenia.
Pielęgnują oni także opowieść rodzinną o dostrzeleniu przez dziadka wilka, którego podczas polowania w Białowieży w 1935 roku Hermann Göring tylko lekko ranił. Wilk został odprawiony do Berlina samolotem. Göring podarował wówczas Charczunowi kordelas, który miał rękojeść ze złota i ostrze ze srebra. Wspomina o nim Jarosław Abramow-Newerly w opowiadaniu „Sztylet Göringa”.
Dr Janusz Dynowski był świadkiem, jak dziadek na kilka dni przed wybuchem wojny oddał ten prezent na posterunku policji w Kiwercach na Fundusz Obrony Narodowej. Wersję tę potwierdza najstarszy z wnuków Stefana Charczuna – Zbigniew (syn Jerzego). Kordelas był wprawdzie praktyczny, ale nie miał wielkiej wartości artystycznej. Zachodzi obawa, że ta darowizna wpadła razem z cennymi przedmiotami, przekazanymi przez innych ofiarodawców, w ręce Sowietów.
Andrzej Brosz z opowiadań babci Zofii zapamiętał, że gdy do Kiwerców weszli Niemcy, zjawiła się u Charczuna delegacja przysłana przez Göringa. Göring chciał, by Charczun objął stanowisko łowczego w Puszczy Białowieskiej. Ten wymówił się chorobą i podeszłym wiekiem.

Interesujące wspomnienia o swym słynnym dziadku przekazał mi także Zbigniew Charczun, który przez cały rok szkolny 1933/1934 mieszkał u niego w Białowieży, uczęszczając do miejscowej szkoły powszechnej. Tak po latach wspomina tamten okres:

„Obszerny parterowy dom dziadka Stefana znajdował się przy samym rozgałęzieniu dróg biegnących do Hajnówki, na Grudki i do centrum Białowieży. Na dziedziniec posiadłości dziadków wjeżdżało się przez bramę w wysokim, zbitym ze szczelnie przylegających do siebie sztachet, płocie. Podwórze było ograniczone budynkiem mieszkalnym i zabudowaniami gospodarskimi. Mieszkanie składało się z pięciu pokoi w amfiladzie i kuchni. Miało trzy wejścia: frontowe od strony ulicy, kuchenne z podwórka i boczne z ogrodu przez dużą oszkloną werandę.
Tak jak centralną postacią w rodzinie był dziadek, tak też i jego gabinet zajmował ważne miejsce w domu. Przy oknie wychodzącym na dziedziniec stało masywne biurko, a na nim lampa z seledynowym przezroczystym kloszem, urzekająca wieczorem swym światłem, oraz telefon z korbką. Przy ścianie naprzeciwko okna znajdowała się kozetka. Odpoczywał na niej czasem adiunkt Jan Richter, pomocnik łowczego – wysoki rudy Niemiec, który sypiał z otwartymi oczami. Nad kanapą była rozpięta skóra rysia upolowanego przez dziadka. Na podłodze leżały skóry dzikich zwierząt. Od czasu do czasu pojawiali się w gabinecie strażnicy łowieccy.

Fot. 2
Po udanym polowaniu na wilki. Stefan Charczun stoi trzeci od lewej, czwarty – leśniczy Czesław Kurażyński, doskonały strzelec i przyjaciel łowczego, pierwsza połowa lat trzydziestych

 

Dziadkowie prowadzili małe gospodarstwo. Chlubą dziadka były konie. Do prac gospodarskich byli zatrudnieni dziewczyna i mężczyzna, który jednocześnie pełnił funkcję stangreta. Czasami towarzyszyłem dziadkowi w wyjazdach dwukonnym powozem.
W domu dziadków panowała rodzinna atmosfera, więc czułem się w nim dobrze.
Niecodziennym wydarzeniem było zawsze polowanie w Puszczy Białowieskiej prezydenta RP Ignacego Mościckiego z gośćmi. Poprzedzała je wytężona praca służby łowieckiej. Widocznym znakiem przygotowań były zwoje sznurów z przymocowanymi do nich chorągiewkami – kolorowymi szmatkami (tzw. fladry). Otaczało się nimi część lasu, aby zatrzymać w niej otropioną zwierzynę. W dniu polowania przed naszym domem, szosą prowadzącą do Hajnówki, przejeżdżała kolumna samochodów. Pojazd prezydenta wyróżniał się tym, że poruszał się na sześciu kołach. Po zakończeniu polowania odbywał się wieczorem przed pałacem uroczysty przegląd ustrzelonej zwierzyny. Ułożona była ona na oświetlonym kagańcami placu. Schodami prowadzącymi z pałacu schodził w otoczeniu gości prezydent, któremu dziadek składał raport z wyników polowania. Grała potem założona przez dziadka orkiestra, a błyski magnezji oświetlały uczestników polowania”.
Zofia i Stefan Charczunowie mieli sześcioro dzieci: Jerzego (1897-1980), Marię (1898-1963), Elżbietę (zmarła jako dziecko), Sergiusza (1905-1995), Stefana (zmarł w wieku niemowlęcym) i Janinę (1912-1982).
Piotr Bajko

Autor czuje się w miłym obowiązku podziękować wnukom sławnego białowieskiego łowczego za ich współudział w powstaniu powyższego artykułu. Są to panowie: Jan Charczun z Wyrzyska, Zbigniew Charczun z Łodzi, Andrzej Brosz z Gedajtów i dr Janusz Dynowski z Olsztyna.

12 Comments

Comments are closed.