Tamara Bołdak-Janowska. Szywarat na wywarat.

felietonisci-05Antoni Radczenka w artykule „Białorusini – paradoks świadomości narodowej” pisze, że na Litwie mieszkają 43 tysiące Białorusinów i że najpotężniejsze środowisko intelektualne Białorusini tworzą na Litwie i w Polsce. Czyli decyduje jakość głów, a nie liczba ciał. Omawia jeszcze jedną sprawę: pomiędzy młodymi a starymi istnieje rozdźwięk, nawet niechęć czy też wrogość. Starzy czy też starsi strzegą tradycji, a młodzi chcą nowoczesności i są radykalni. Radykalizm. Pewnie wg hasła: precz ze starymi. Nasi starzy nie krzyczą tak w stronę młodych. A może ich radykalizm jest taki, że nie władając językiem białoruskim czy prostym, ani nie ceniąc własnej kultury, chcą iść na krwawe barykady za białoruskość?

No więc tradycja. Oczywiście tradycja jest dobrem danego narodu i dobrze, że ktoś jej strzeże. Zapewnia kulturową ciągłość. Żaden naród nie przetrwa, jeśli każde następne pokolenie będzie na nowo zrywać ciągłość kulturową. W 21. wieku będziemy mieli śmierć wielu narodów Europy, bo w końcu nić kulturowa zerwie się definitywnie i będziemy „Merykanami”, jak się należy, modnie, trendy-srendy. Szybko. Skok do uwspółcześnienia. Czy może jednak ten skok obdarzy nas czymś lepszym? Nie. Odwrotnie – ten skok powoduje to, że skaczący tak naród rozpłynie się w narodzie, który tak nie skacze. Najpierw kultura wchłaniającego nas narodu jest atrakcyjna. Tu jest nowocześnie, współcześnie, modnie, glamurowo, a wszyscy pobazgrani tatuażami na uliczne hulanki z nijaką, niczyją muzyką, byle głośno. No więc wypływamy w inny naród, pełni satysfakcji, że doskakujemy do uwspółcześnienia. Tymczasem poddaliśmy się jedynie popkulturowej przemocy innego narodu. Taka przemoc istnieje, jest dobrze zorganizowana, wcale jednak nieobowiązująca odgórnie. My sami porzucamy naszą kulturę i doskakujemy do innej, tej przemocowo dobrze zorganizowanej i kiepskiej.

Karol Sadkowski w tekście „Białorusini inaczej” mówi coś ważnego: białoruskość z istoty jest pogranicznością pomiędzy Rosją a Europą. Toż o tym mówiłam, o stanie kulturowego bi.

Sadkowski zwraca uwagę, że w Polsce młodzi Białorusini mają świadomość białoruskiego pochodzenia, ale określają się jako Polacy. To tak jak polscy Tatarzy, ale Tatarzy pamiętają lepiej, kim są. Nie tracą tożsamości.

W okolicach Bielska i Hajnówki Sadkowski widzi tożsamość hybrydową. Tak nazywa to, co ja określam bi. Ogólnie dostrzega brak więzi polskich Białorusinów z Białorusią. Nie tam widzą swoją ojczyznę. I ja jej tam nie widzę.

W Polsce my możemy mieć jedynie swoje małe ojczyzny, czy to Lićwiny z Północy, czy to Podlaszuki z Południa w tym samym województwie. Mało mamy. I z tych małych ojczyzn uciekamy. Co my mamy? Przeszłość tylko? Pamięć? I tego nie chcemy. Aby żyć, musimy dusić w sobie pamięć o życiu sprzed ucieczki. Maja razumnaja maci hawaryła: ja razumieju, szto siahodnia druhoja żyćcio. Ni haniła minie, szto ja na studiach nasiła karociańkija spadniczki. Ani za toja, szto ja lubiła jeździć tudy siudy, i za hranicu. Ani za toja, szto ja słuchała durnoj muzyki, ali chutko piarastała, bo heta muzyka stała kaścianieć adzinakawaści i bałbytańni. Pryjechała dwajuradnaja siastra z Rasieji i każa: szto ty słuszajesz tolko takuju adnostaronniuju muzyku? Daj Wertynskowo ili Mocarta. Maci ni haniła minie nawat za toja, szto ja pastanawiła mieć dzicia zasim małodzieńkaju i doho ni chacieła wychodzić zamuż. Ja hawaryła, szto ja lublu adzinotu i ni patrebny dla minie nijaki mużyk. Maci razumieła heta. Ani za toja ni haniła, szto ja malawałasa. Maci sama malawałasa, kali była maładaja. A ja tak ni umieju, kab razumieć nowaja żyćcio. Jano pierastało razwiwacca. Jano duszyć, bolsz czym duszyła kamuna, prynamści nasza, bo joj była wolnaja kultura, choć ni sia była wolnaja. Była i kamunistyczna popkultura, ali siahodnia jana adno śmieszyć. telewizary bez przerwy laciać filmy, katoryja nakrucili kamuni i katoryja ni starejuć. Jany intelektualno ceły czas nas śmieszać, bo baczym, szto sio jakim było, takim astałosa, jak kaliś hawaryli: adno szywarat na wywarat. Ci pomnim jaszcze hety słowy – szywarat na wywarat? Po polsku: na odwyrtkę? Odwyrtka staje się normą dla następnego pokolenia. Starzy, którzy widzą jeszcze odwyrtkę, męczą się w beznadziejnym oporze.

Sadkowski przytacza liczbę Białorusinów w Polsce po wojnie. W latach czterdziestych było nas 125 tysięcy. No tak, podzialiśmy się. Część wypchnięto do Sajuza (po wojnie, ale i w latach sześćdziesiątych), część zasymilowała się, a część nadała sobie „narodowość prawosławną”. Część (kułaków, nauczycieli) Sajuz wywiózł w czasie wojny. Ze 125 tysięcy została garstka. Moje pokolenie uciekło na uniwersytety. Potem rodzice uciekli do mieszkania w mieście. A co mieliśmy zrobić, skoro powojenne granica uczyniła z naszych wiosek koniec świata? Ani dokądś dojechać, ani doczekać się karetki pogotowia. Cztery pałoski nieurodzajnej ziemi? Młodzi, ale i starzy mieli jedno w głowie – uciekać z tego końca świata i od tych marnych pałosek. Wnukowie jeszcze dalej uciekną, do Berlina czy Londynu, do Ameryki. Nasza ucieczka nie ma końca. Ucieczka stanowi naszą tożsamość. Wpływamy, wpływamy w inne narody, które trwają, będąc sobą, a nami się ulepszają, asymilując.

Wikipedia podaje, że przed wojną było nas prawie milion w Polsce. Było jeszcze pół miliona Poleszuków. Jakże zmiana granic szkodzi ludziom, tj. narodom. Niszczy całe narody, krojąc je i wymuszając życie w coraz to innej ojczyźnie, nastawionej na swoją asymilację. Każda nowa ojczyzna ciągnie w swoją asymilacyjną stronę naród pokrojony i w 21. wieku. Naród pokrojony asymilować łatwo. W istocie nie ma on ojczyzny. Popada w odrętwienie. Asymiluje się machinalnie, nie myśląc. W 21. wieku takim pokrojonym narodem, który się obudził do walki o ojczyznę, są Kurdowie, traktowani ambiwalentnie przez media, bo raz to terroryści, a innym razem walczący o ojczyznę nie w kawałkach.

Po katastrofie czarnobylskiej z 215 tysięcy hektarów południowo-wschodniej Białorusi wysiedlono 135 tysięcy ludzi. Obecnie to zona czarnobylska. Białoruś została najmocniej napromieniowana. W 21. wieku Białoruś choruje od napromieniowania. To się rozciąga na całe lata. Tarczyca staje się guzowata. W Polsce też tak mamy. Mam czarnobylską tarczycę. O tym się w mediach nie mówi. Jakoby było i minęło. Nie minęło. Choruję od tego.

Ryszard Radzik w artykule pt. „Polak, Litwin, Białorusin (…)” mówi: „Po powstaniu styczniowym wzmocniła się terminologia polskości kosztem litewskości. Po likwidacji Kościoła unickiego powoli słabła ruskość jako element polskości, wzmacniając się w swym wymiarze prawosławnym, ewoluującym w kierunku rosyjskości. Białoruscy chłopi świadomości narodowej nie mieli, dość długo także i wspólnego endoetnonimu (tzn. nazwy, którą by się określali”. Niezupełnie to tak. Skoro bycie Białorusinem było zakazane lub przynajmniej naganne w każdej nowej ich ojczyźnie, to sami się zakazywali – milczeli o sobie. To milczenie o sobie nie jest tożsame z brakiem tożsamości narodowej. Lepiaj maczać lepiaj ni pryznawacca, chto ty, bo ni znajasz dnia ni hadziny, kali cibie dzieś wywiazuć abo spalać razam z twajoj wioskaju. Badacze białoruskości nie rozmawiają z żyjącymi tu i teraz Białorusinami. Mają ich pod nosem i mogliby się wiele o nich dowiedzieć z ich ust. Poza tym w języku prostym do dziś przetrwało rozróżnianie słowa „ruski” i „rasiejski”. My ludzi ruskija, i szto? W języku polskim słowo „ruski” stało się pejoratywne i tożsame z „rosyjski”. „Narody ruskie” – już się tak nie mówi, aby określić Słowian wschodnich. A Białorusini ciągle tak o sobie mówią. My ruskija, i szto? My ruskija, ali ni rasiejskija, adroźniwaj. Co ważne – prawosławie trzyma przy białoruskości polskich Białorusinów i wcale nie wzbudza tęsknoty za Moskwą. Od dawna nie ma takiej łączności pomiędzy Kościołami, aby Moskwa uprawiała rusyfikację polskiego KP. Nie możemy myśleć kategoriami z 19. wieku. Tylko ten strach – lepiaj maczy, chto ty – pozostał białoruskim strachem.

Oleg Łatyszonek w wywiadzie dla Newsweeka wymienia pełną nazwę WKL – Wielkie Księstwo Litewskie, Ruskie i Żmudzkie. Potwierdza to statut litewski z roku 1588. Znaczyć my byli tam ruskimi razam z kraincami i sio ab hetym pamiatajam. Heta była nasza ajczyna. Heta była ajczyna roznych sławianskich i ni sławianskich naroda. Kali skaracić nazwu wyjdzia: WKLRiŻ. Inaczej hawary Wacła Łastoski: Wielkie Księstwo Białoruskie (Litewskie) lub Wielkie Księstwo Litewskie (Białoruskie).WKB (L) lub: WKL(B). ahulnaj pamiaci prapała paczatkowaja nazwa. Była za dohaja? Patom skaracili jaszcze tak: Rzeczpospolita Obojga Narodów. Narody adnak nijak ni skaracilisa pad nowaju nazwaju. Skaracisa adno biełaruski narod, bo pabieh u palaki i rasiejcy, i razbiehsa pa kantynentach. Łatyszonek jaszcze haworyć: zamak Radziwiłła (w Mirze) zbudawa ruski prawasłany mahnat, Jury Ilinin. Mahnaty chutko pazmianiali swaju tojesnaść i wieru.

Budzę się zmęczona. Dawniej tak nie było. Ranek to był raj. Człowiek miał rano tyle sił! Budziły mnie dźwięki z kuchni. Rodzice wstawali bardzo wcześnie. Matka temperowała ojcowskie opowieści: ni hałasuj, niachaj dzicia jaszcze paśpić. Piarastań bzdrynkać na hetaj skrypcy! Naszo poru! Ta ż ranica. Dzicia spało i da dwanastaj. Jak było dobro. Nasz piewiań lez u majo wokno, stawa na padakonnik, i lamiantawa majo wucho. Kukareku! Ustawać para! Czyrwanie ad hetaj pracy nada mnoju. Sztoś tady że było ni paradku z majim zdarowjam, kali nijak ni mahła razbudzicca. Kali mnie było dziesiać miesiaca, ja pamirała. Z trudom minie adratawali. Piaralili maminu kro. I ja stała duszoju padobna da jaje.

Tolo mówi: a ty ostatnio ciągle wracasz do przeszłości, zupełnie jak moja mama.

Mama Tola ma ponad dziewięćdziesiąt lat.

Wracam do przeszłości, bo nie mam przyszłości. Sakrat hawary ceły rok: zatra ja umru. Dobro i praz rok hawaryć takija słowy. Cipier ja ich pataraju. Ni znaju, jak doho. Heta czućcio adbiraja mnie energju, wolu żyćcia. Jak mnie brakuja Sakrata! Nichto jaho ni zastupić. I Janusza brakuja, i jaho nichto ni zastupić. Mnohich cikawiło, jaki u jich budzia pohlad na heta i toja. To koniec mego świata. Nie ma pociągów, bez których nie mogłam zasnąć. I domu nie ma. Pamięć przybliża mi tamto życie coraz wyraźniej. Jestem coraz bliżej kołyski. Dusza się cofa – wraca do dziecka, do niemowlęcia. Nie chcę. Bez znaczenia jest mój sprzeciw. Należę do planety, która przecież jest każdą żywiną na sobie. Kwitną tamte akacje. Nie wezmę już do rąk ich strączków.

Żywina. Nasze słowo.

Wiarnusa da naszaho Plotyna. Plotyn żyćcio nazywaja żywinaju, ci ludzkoja, ci źwiarynaja. sio heta jaho: żywina. Takija słowo używają jaho piarakładczyk, Adam Krokiewicz. Miło. Miło, bo my damawoja źwiario nazywali żywinaju. Heta nasza mowa. I karowa heta była żywina, i koń, i parszuk, i nawat kuryca. Żywinu trebo nakarmić. Żywinu trebo pahłaskać. Z żywinaju trebo pahawaryć. Żywini trebo padasłać świeżaj sałomy. Żywinu trebo wyhnać na wyhan. Żywina ryczyć, piszczyć, jeści chocza. Szykuj jadu, idzi, pakarmi. Jak miło, szto naszy słowy żywuć u fiłasofa. My mieli paczućcio ważnaści słowa, kab ich ni kidać na wieciar i ni bałbytać. Cipier telewizary bałbyczuć, razmywajuć znaczeńnie sło. My darażyli słowam. Dzie heta prapało? Czamu czaławiek pazwoli ludziam bałbatać? Czamu ludzi marnujuć słowy? Czamu robić z jich imhłu?

My druhija. My adroźniwajamsa ad sich. Ad rasiejca adroźniwajamsa. Henry Miller baczyć adzinakawaść rasiejca i amierykanca. Bo padobnaja ziamla, szyrokaja i dzikaja. Klimat padobny. Trebo było być ćwiordym na takoj dzikaj ziamle, i chadzić z pistaletam. U Sibiry kożny maja karabin, jaszcze za kamuny tak było. Dawali żyljo i karabin, adno jedź tudy i tam pracuj. Pry tom i adnyja, i druhija żywuć u mahutnaj dziarżawie. I adnych, i druhich pohlad imperjalny. Takich ludziej stwaraja kożna imperjia. Takija imperjalnyja ludzi baruć sibie jak ważniejszych ad sich na cełaj ziamle. Hetaho nichto ni zmienić.

A my druhija, nas żywie sławianskaja dabro, a katoram my nawat ni haworym. Jano nas naturalnaja, jak nidrapieżnaj żywiny. My heta zabywajam. Sibie zabywajam.

Pierszy raz baczu, jak u naszam parku całujucca hołuby. Dwa razy pacaławalisa. Doho. Dumała, szto adzin druhomu pamahaja sztoś wyniać z dziuby. Ali nie. Jany caławalisa. Jon z jeju. Para. I zaraz jon nasie na jaje. Ni wyszło, bo chtoś prajecha rowaram. Chtoś iszo siudoju. Razahnali paru. Tolo tak samo nikoli ni baczy całujuczychsa hałubko. Splali szyi i tak trywali, dziuba dziubu. I jaszcze raz. Aż chaciełaso wykryknuć: Horko! Horko! Pij da dna, my naljem jaszcze wina. Mnohaje, mnohaje leta. Za jakojuś hałubkaju u hetym miescy zasza tańczyć jakiś hołub, chwost wałacze pa ziamle, i niczoho z hetych zalota ni wychodzić. A tut udałosa zrazumiecca ad razu. Znaczyć ptuszak jak ludziej, jeść kachańnie.

Tut iszła jakajaś hramada. Dziaczyna ad jich każa: jakieś straszne te gołębie, oczy mają straszne. Co, nigdy nie widziała gołębi z bliska? Tolo: chciała być oryginalna. Głupi babon – mówię. Jak czasem człowiek coś powie, to wszystkie ptaki uciekną – warczę nie najmądrzej. Czego ona chce od oczu gołębi?! Jany takija, jak trebo. sie ptuszki majuć swaji woczy, takija jak trebo. Hołuby majuć woczy u czyrwonych kaloskach. Pieni i kury u żotych. szulako szalonyja zialanawatyja woczy. U arło woczy jasnyja. Gołębie nagle odleciały. Potem siada na sąsiedniej ławce mężczyzna, gołębie wracają stadem, gromadzą się przy nim. Coś im sypie z pełnej garści. Przylatują większym stadem, pożerają; widocznie jest to coś smacznego, jakieś ziarno. Potem jedzą mu z ręki, tłoczą się – ufnie. A tamta baba odwróciła wzrok od ptaka. Dwie różne ludzkie postawy. Milej, znacznie milej patrzeć na tego mężczyznę. Tej babie i czyjeś ludzkie oczy wydadzą się straszne, obce, nie z tej cywilizacji?

Czytaju, szto pisza u interneci Ilona Karpiuk i zhadżajusa: cipier łatwiej tabie, kali haworysz, szto ty prawasłanaja polka, a ni biełaruska. Zno straszno. Jak ni toja, ta tamtoja proci biełaruskaści. Być biełaruskaju heta natykmiest palityczna sprawa. A my tak nawat nikoli i ni padumali. Nasza tojesnaść ni palityczna. Jana damawaja. Adno chaci my napradu sibie. I haworym, jak umiejam. Haworym pa prostu. Jak tolki paza chataju pryznajamsa da biełaruskaści, zaraz na nas panawieszywajuć nacjanalista dy faszysta. W UE my sibie. W UE sie histarycznyja miańszyny u sibie. Ab ich dbajuć. Biez hetaho pustoszycca kultura. Zmuszajuć świeżych uńjata, kab dbali tak samo sibie. W UE duszacca ad wajennych ciakaczo, ali heta druhaja sprawa. Nam strach padumać, szto Polszcza mahłaby wyjci z UE. Zno papaliby ruki szawinista? Nasz strach żywie. I jon heta tak samo nasza tojesnaść. My pamiatajam kryży na dźwiarach, napisanyja czornym ałokam. Chto chacie nas pazabiwać tady? Na maich dźwiarach by taki kryż. Moj nowy strach zastalaja minie zno hladzieć na dźwiery. Ni chaczu hladzieć, a hladżu. Jak atamat. Pierastań hladzieć na dźwiery! Heta ni tyja strasznyja hody. A szto, susiedzi heta rabili, i jany jaszcze ni pamierli? I zno prasnucca i da toj samaj raboty? Jakuś łatwo prasynacca szawinistycznym źwieram. Hetaj siaczyny nichto ni spyniaja. Nasz Redaktar Cz. haworyć: „trzeba zdusić w zarodku marsze rasistów”. Ba! Nichto ni spyniaja. I bolsz, i horsz – łada biare ich jak patryjota.

5 Comments

Comments are closed.