Tamara Bołdak-Janowska. Moj czarhowy dzień.

Tolo znowu przyniósł z biblioteki Amosa Oza, tym razem „Fimę”. Masz co robić, malować? Będę ci znowu czytał. „Fima” to męskie imię. Czarhowy dzień znoŭ budzia z Amisam Ozam.

Kiedy zmieniliśmy słowo czarhowy na kalejny w miarę postępu trasianki w kierunku polszczyzny? Może się mylę. Może obu słów używaliśmy?

Nasze analfabetki na pytanie Skolko majacie kuraniat? odpowiadały: szmat. Powstawał rymowany wierszyk: Ta skolko u was kuraniat? Szmat.

Dobrze. Coś do roboty na kuchennym znajdę. Czytaj mi o żydowskim życiu, bo jest tak podobne do białoruskiego. Czytaj to życie, opisane drobiazgowo, dzień po dniu. Dlaczego w taki sposób? Bo za chwilę w tym miejscu, w którym jesteśmy, będzie żył ktoś inny i różniący się wszystkim, a może nie będzie tu nikogo. Jak się to łączy z moim losem. I to, że jego bohaterowie to emigranci, i to, że robią błędy w języku ojczystym, to znaczy oni w hebrajskim, i są tego świadomi, i się nie wstydzą, no i ta świadomość, najbardziej nas łącząca, że za chwilę w tym moim miejscu będą żyli inni ludzie, albo nikt, i to, że rozmawiają o sprawach, a nie o plotkach, i to, ze rozmawiają o sztuce, o książkach (nie czytają modnych produkcyjniaków), o dzieciach, o sprawności intelektualnej dzieci, o charakterze dzieci, a z dzieckiem rozmawiają jak z człowiekiem, który dorośleje. I ta nieustająca tułaczka. I w jednym życiorysie kilka wyniszczających wojen. I oszczędzanie na energii, na jedzeniu. I zadowalanie się tym, co się ma i co się jeszcze ma. I życie w opresji ze względu na narodowość. I kilka języków słowiańskich w pamięci. I niemożliwość powrotu do domu dzieciństwa, bo tego domu nie ma.

Jednak jest miejsce, gdzie żydowskie życie może przebiegać bez przeszkód – kibuc. I jest miłość do tego miejsca, bo w nim można żyć, nie martwiąc się o jutro, o jedzenie, o dach, o ubranie, i można tam uciec, zbrzydziwszy się wyścigiem szczurów i wszechobecną przemocą. Kibuc, czyli komuna. Jakże cenna jest stała obecność takiego miejsca, gdzie można żyć pracując bez pośpiechu, bez nerwów. Można tam prowadzić zapiski z codziennego życia i stworzyć z tego prawdziwie przejmującą literaturę, jak Amos Oz. Dzień po dniu zapisywać życie.

Larysa Geniusz podobnym sposobem opisała białoruskie życie w „Ptakach bez gniazd”. Opisała dzień po dniu, ale we wspomnieniach, a więc wiele spraw umknęło.

Amos Oz nie wybiela swego narodu, tylko pokazuje rozmaite postawy, i te nacjonalistyczne, i postawy przestępcze, bez pouczeń, bez wywyższania się.

I Sokrat tak opisywał białoruskie życie, ale wydobywał przede wszystkim negatywne cechy własnego narodu, a właściwie to była nieustanna krytyka własnego narodu. Czytaj mi żydowskie życie, a będę się czuła, jak u siebie. Nasza kuchnia to nasz malutki kibuc – żartuję.

Najbardziej łączy mnie z nim to, że narzucam sobie dyscyplinę, niemal reżim, aby zadowolić się tym, co mam. Pilnuję się, aby zachować dyscyplinę myślenia. Przemyśl sprawę. Reaguj po przemyśleniu. Poza Amosem Ozem nikt z pisarzy nie opisywał procesu trzymania siebie w ryzach, a on nawet seks opisywał w taki sposób. Nie fantazjował o orgiach w stylu topornego porno, co u nas nie wychodzi z durnej mody w literaturopodobnym produkcie. Po raz pierwszy spotykam się w literaturze z bohaterem mężczyzną, który panicznie boi się, że jego partnerka zajdzie w ciążę, a także z tym, że męskie pożądanie to stała kłopotliwa sprawa i należy nad nią panować, ponieważ jest stałą niemal całodobową potrzebą i sprawia, że umysł rozprasza się. Pożądanie przeszkadza żyć normalnie. Normalny bohater. Normalność oznacza życie poprzez myślenie, a nie poprzez taśmowe kopulacje. Część ciała, która odzywa się nie w papad, jak mówią Rosjanie. Kłopot mężczyzny.

Z Ozem łączy mnie jeszcze coś: brak podziału na elity i tak zwanych zwykłych ludzi, a co więcej – uczulenie na taki podział. To są ludzie, a nie „zwykli ludzie”. To są uczucia ludzi. To są losy ludzi. Takie rozumienie scala dany naród. Jeśli tylko z danego narodu wyłonią się nadludzie, to mamy nieustanną wojnę wewnątrz i nie czujemy się rodziną. Jeśli tylko elity polityczne wyniosą się nad ludzi, to mamy u góry nadludzi, wszelkimi sposobami znęcających się nad poddanymi.

Protest matek ukraińskich przeciw odrażającej wojnie domowej i zabijaniu ich dzieci przez nikogo nie jest brany poważnie. Przez nikogo. To tylko baby. Baby ni majuć nijakoho znaczenia. Niważna, szto tam sabie haworać. Ja to biorę poważnie, ale ja ta też jakajaś tam baba, katoraja sztoś tam sabie haworyć. Taki majam świet u 21 wieku? Kiedy to się skończy? Na Ukrainie uzbrojeni po zęby mużyki hwałtujuć babaŭ i dziauczataŭ. Wojenne zbiorowe gwałty. Czamuż nijakoje telebaczennie ob hetam słowa ni skaża? Litwa haworyć, ali jana winu zwaliwaje adno na separatystaŭ. Jakoby separatysty pawypuszczali bandytaŭ z turmaŭ i heta jany robiać. Moża heta i tak. Dobro, szto żanczyna prezydent Litwy Dalia Grybauskaite kryczyć ab hetym. Adna na cełu Europu, katoraja ni maci dla żanczyn. Materiały o tych wojennych gwałtach poznikały z Internetu. Pozostał okrojony materiał Amnesty International, która to organizacja oskarża o wojenne gwałty obie strony, ukraińską i separastyczną. Na szczęście GW też mówi o obu stronach, więc nie wypadam na idiotkę. Wg AI prócz gwałtów obie strony mordują, torturują, porywają. Znowu jedynie ja z pisarzy drę mordę w tej sprawie? – pytam na FB. Chyba sobie a fejsbukowym muzom. Albo zaczną do mnie strzelać, to jest dowalać niewybrednymi komentami. Występuję z pozycji ludzkich, a nie politycznych, panie i panowie. Nagradzani są pisarze poprawni politycznie – dodaję. Milczcie dalej.

Robię naszyjnik przy kuchennym stole i słucham „Fimy” Amosa Oza. „Fima” to utwór przede wszystkim o kobietach, widzianych oczami ludzkiego mężczyzny. Aborcje, miesiączki, porody, krwotoki, połogi, rak macicy, rak jajnika, rak piersi. Krew. Kroǔ. Ból. Tolo dwukrotnie czyta jedno zdanie, niemal połączone pępowiną z „Sabotażem” Hitchcocka, to znaczy z tym, co my zyskaliśmy na tym filmie. Zdanie brzmi następująco: „Ma pan szczęście, że nie urodził się pan kobietą. Nie ma pan zielonego pojęcia, co zostało panu oszczędzone”.

Przez chwilę wyliczam, co jeszcze nie zostało kobiecie oszczędzone. Handel ludźmi płci żeńskiej, gwałty i wojenne gwałty bardzo blisko Polski. I wojna jako taka blisko Polski. Nikt, dosłownie nikt nie liczy się ze zdaniem kobiety. Nikt nie liczy się z życiem kobiety. Nikt nie liczy się z protestem kobiety przeciw obniżaniu jakości jej życia i życia jej dzieci, przeciw sprowadzaniu tej jakości na dno poprzez wojny. Nikt.

Kobieta nie może mówić! Nie opowiada swoich dramatów, uczuć.

Czy kobieta zaczęła mówić? Nie. Tak. Tylko jest usuwana z pola widzenia. Jest usuwana, ponieważ ona w końcu się drze.

Kobieta się drze. Drze się o swoje.

Nikt nie liczy się z drąca się o swoje życie kobietą. Nikt nie liczy się z kobietą drącą się o życie jej dzieci.

Matka: najhorszaje życcio majuć baby. Napraŭdu nima horszaho życcia, czym babskaje. Dzicia pojdzia z kroŭju. Adno. Druhoje. Samaadwolny abort. Treci miesiac i kroŭ, zamiest żywoho dziciaci za paru miesiacaŭ. Znoŭ z kroŭju dzicia paszło, znoŭ samaadwolny abort, bo wajna, a z joju nerwy i ślozy, bo brata zabili. I zuby hubiacca z każdym hetym paranieniam.

Narzekania matki na babską dolę słyszę dziś, jakby stała obok. Kali chto zwiarnuŭ uwahu, szto u wajnu dzicia z kroŭju babie paszło? A jeszcze wajennyje hwałty. U naszych wioskach ad swaich nikoli czahoś takoho ni było, kab hwałtawali swai kabiety.

Patom jakijaś try prydurki zhwałtawali i u nas naszu dziaŭczynu na jakojś zabawi. Maci ni astawiła suchoj nitki na hetych naszych prydurkach.

W pierwszej klasie szkoły podstawowej dziewczynki i chłopcy trzymali się razem. W siódmej, ostatniej wtedy klasie, byliśmy już rozdzieleni. Okres dorastania dzielił. Nie tylko. Dzieliła kultura bycia, ustanowiona wieki temu, a nie świadomość płciowa czy płeć mózgu, jak to nazwano w jednej z książek (rynkowej, a więc miałkiej). My i wy. Trwa rozdział kobiety od mężczyzny przy pozorowaniu człowieczeństwa obu stron.

Pisarze tak nisko upadli, że rozróżniają „niewybaczalne mordowanie dzieci od mniej niewybaczalnego mordowania dzieci”? Czuję pogardę do tak rozróżniających pisarzy. Powtarzam te słowa i pogrążam się w jeszcze większy smutek. Jeśli nie rozumiemy ludzkiej potęgi tego zdania, upadamy naprawdę nisko. Kładę się na pół godziny w dzień i znowu śni mi się wojna. Wokół mnie latają z pistoletami w obu dłoniach posłowie ukraińskiej Rady i drą mordę. Nie odpowiadam za treść moich snów. Nie uważam Ukraińców i Rosjan za adin narod, jak uważają Rosjanie na sposób wciąż komunistyczny, a zarazem imperialny, ale wojna oligarchów i wszystkich ze wszystkimi i mnóstwem cywilnych ofiar nie jest ludzkim rozwiązaniem. A jest. Trwa. Widzę samych uzbrojonych gówniarzy, latających po świecie, jakby mieli napęd w dupach. Czy to wahabici, czy to prywatne armie oligarchów – to są uzbrojeni gówniarze. Pogardzam mordercami gówniarzami, gdziekolwiek są, gdziekolwiek mordują, gdziekolwiek z kobiet czynią seksualne niewolnice, gdziekolwiek je gwałcą. Rosjanie nie są jeszcze wolnymi ludźmi – pisze mi w mejlu na FB pan Ryszard. Tak. Nie są. Obowiązuje w Rosji niewolnicze rozdwojenie: albo rozwalam Rosję, albo bronię jej imperialności. A budować nie łaska? Budowanie. A gdzie to jest? Może u nas? Może w Europie? U nas i w Europie też mamy to samo rozdwojenie, jeśli chodzi o Rosję, i dajemy fory tym, którzy chcą rozwalać Rosję. „Dajemy fory”. Użyłam starego zwrotu i śmieję się z tego powodu, bo może już nikt tego zwrotu nie rozumie. Mnie się podoba. Znowu się śmieję, bo trzeba mówić „mi się podoba”. „Mi” na początku zdania?

A siebie? Budujemy, czy ideologizujemy? To drugie.

Kończę naszyjnik i zabieram się do przygotowania deski na ikonę. Zrobię ikonę Bogurodzicy Z Pustymi Dłońmi. Nie ma już Dzieciątka. Zamiast brodatego starca Boga Ojca nad głową Bogurodzicy umieszczę jej dziecko. Pierszyju takuju z pustymi rukami napisaŭ Fieafan Grek. Pa prawaj staranie staić Ioann Priedtiecza u żoŭtaj i zialonaj adzioży. Dam druhija kalory. Ja ni maju praŭdziwaho zołata. Maju załatuju temperu na pczalinym wosku. Dobro i heta. Charasze wyhladaje. Charasze pachnia. Na peŭ
no ni tanno wyhladaja i ni tanno pachnia. Z lewaj starany staić Archangieł Gawriił. I jamu dam druhije kalory.

Szkicuję Bogurodzicę Z Pustymi Dłońmi. Lekko rozstawione. Modlitewnie. Jej dłonie się modlą.

Postać Bogurodzicy Z Pustymi Dłońmi musi być dostojna, królewska.

Dawniej na dole ikon umieszczano postaci starożytnych filozofów i filozofek greckich. Bez nimbów. Nimby przysługują postaciom chrześcijan. Zachowywano i podkreślano kontynuację. Czego? Myśli egzystencjalnej i filozoficznej. I sztuki greckiej. Ciągłość jest ważna. Zrywanie ciągłości sprawia, że w kulturze wyważane są dawno otwarte drzwi. Nadchodzi gówniarz, uzbrojony w „nowe”, choć jest śmieszny, bo to, co mówi, powiedziano już setki razy i jest to tak wytarte, że wzbudza odruch wymiotny.

Tolo pyta, czy wiem, że pomnik Piotra I, Miedziany Jeździec, stworzyła też Maria Anna Collot, a nie tylko Étienne Maurice Falconet. Nie wiedziałam. Maria Anna Collot była asystentką Falconeta. On nie mógł sobie poradzić z twarzą cara. I to Anna Maria szybko poradziła sobie z tym, czemu nie mógł sprostać uznany mistrz.

Powtarzam z rosnącą przyjemnością: Twarz Piotra I w Miedzianym Jeźdźcu stworzyła kobieta, Maria Anna Collot. Otrzymała za to wysoką dożywotnią rentę od carycy Katarzyny II. W tamtych czasach utalentowana artystka mogła być jedynie asystentką uznanego mistrza.

Tolo dodaje: To tak jak z rzeźbami Rodina. Jego rzeźby to również artystyczna praca jego asystentki Camille Claudel, z której uczyniono w końcu wariatkę i zamknięto w szpitalu dla obłąkanych.

Za sprawą carycy Katarzyny II Maria Anna Collot została członkinią Rassijskoj Adadiemii Chudożestw. Pierwaja żenszczina akadiemik. Jej ojca nie interesował talent córki. Czytałam o tym w materiałach, wyszukanych przy pomocy rosyjskiej wyszukiwarki Yaindex. W języku polskim nie ma w Internecie ani słowa o tej wybitnej artystce. Rosja odkrywa utalentowane kobiety z ubiegłych stuleci. Francja odkrywa – w Internecie mnóstwo materiałów o Marii Annie w języku francuskim.

Tak czy siak muszę spytać: Dopiero w 21. wieku odkrywamy imiona i nazwiska artystek, które były w swoich czasach jedynie niemymi pomocnicami uznanych mistrzów?

Przywołuję się do porządku: o co znowu pytam! I dziś wybitne artystki, poetki pakuje się do ciemnego kąta, ale tak dzieje się przede wszystkim w mojej ojczyźnie. Jedne skutecznie, innej mniej skutecznie (bo się drą o swoje miejsce), ale ten sam proces trwa i trwa – w Polsce! Gdzie się podziała znakomita poetka Marzanna Kielar? Cicho o niej u nas.

Choć o Marii Annie Collot powstało kilkanaście książek, to jednak w świadomości powszechnej jedynym autorem Miedzianego Jeźdźca pozostaje Falconet. Utalentowana niema pomocnica umyka powszechnej uwadze. A co mnie obchodzi pospolita świadomość?

Kończę ikonę Bogurodzicy Z Pustymi Dłońmi. Nad Archaniołem Garbrielem umieszczam tekst w języku polskim: MODLĄ SIĘ MOJE DŁONIE.

Mieszam zatem napisy w SCS i w języku polskim. Wolno mi. Miaszaju jazyki i chibo heta dobraja rabota? Ci moża nie? A ci moża ni możno dapisywać na ikoni czahoś pa polsku? Czatery asoby uże choczuć, kab im pradać ikony.

Tolo zmienia lekturę. Znowu czyta Koran. W kuchennym kibucu znowu robię naszyjnik. W surze „Pszczoła” mowa o kobiecie o imieniu Reita: „Nie bądźcie podobni do tej, która gdy się nić splącze, rozrywa ją”. Przypis dokładnie podaje, o co chodzi: „Reita z pokolenia Korejszytów w nocy pruła dzienną pracę swoją i rozkręcała nici skręcone we dnie”.

Ależ to się wiąże ze Białorusinami! – wykrzykuję i przytaczam dowód, naszą pahaworkę, której pewnie już nikt nie pamięta: „Hłuchaja Chwiadora ta szyja, ta pora”. Czyli ludzie Ziemi mają te same korzenie, a kiedyś mieli tę samą Księgę, być może ustną, a być może pisaną. Mieli ten sam folklor. Bo skąd by się wzięła w Narejkach Hłuchaja Chwiadora, która nieustannie pruła, co przed chwilą uszyła?

Orientalna Reita czy białoruska Chwiadora. Przecież to ta sama kobieta z naszej wspólnej przeszłości. Czamu jana hłuchaja? Nikoho ni słuchaje i dalej ta szyja, ta pora?

Podstawowa bliskość dwóch odległych kultur poraża. Poraża też odrzucenie tej podstawowej bliskości ludzi, zapomnienie o niej na rzecz budowania wrogości.