Znoŭ piszu na prastoj mowie, ali pierajdu na polskuju. Zmiaszaju mowy. Kali naczynajasz pisać, śmierć adychodzić dalej, choć i tak staić ni tak daloko. Kali czujasz, szto jana ni tak daloko, znaczyć ni adyjdzia. Ja ŭ takoj sytuacji. I mnohija z nas. Za mnoho nas ŭ takoj sytuacji. My amal ni majam dziaciej, a jeśli tak, ta i ŭnukaŭ wielmi mnoho ni majam.
Każu dalej moj tost.
Za naszych dziaciej i ŭnukaŭ. Kab nas pamiatali, i ni ŭciakali daloko. I kab dziaciej mieli. Choć pa adnom. I kab praŭnuki ni uciakali daloko. Tojesnaść wiartajacca ŭ praŭnukaŭ, jeśli wiartajacca. I mowa dziedaŭ wiartajacca, ali ŭ literaturnaj formie, jeśli wiartajacca. Jeśli dzieś isnuje mowa dziedaŭ u literaturnaj formie. Takaja isnuje ŭ Chicago (tam nawat prastaja mowa). I paka isnuje ŭ Biełarusi, i ŭ nas ŭ paetaŭ i piśmiennikaŭ.
Za tekst Michała Mincewicza „Zanikanie haworki”. Straszny tekst napisaŭ Michał. Straszny, ali da bolu praǔdziwy, bo ja ci mnohija z nas znajuć hetyta jaho słowy tak dobro, jak swajo pamirajuczaja żyćcio razam z haworkami, z wioskami, padworkami, aharodami, hruszami, kałychankami. Znaju i my znajam, jak my stali pamirać. Ni tyja hranicy. Ni naszyja. Nas parwali na kuski i my akazalisa u roznych ajczynach. Zabylisa, szto heta tak, szto my parwanyja na kuski. Kaki my wiartalisa damoŭ paśla szkołaŭ, naszyja myszli my stali wyrażać na czużoj mowie, na takoj, jakoju hawaryło balszynstwo ŭ naszych nowych ajczynach. My ni abahaczali naszaj staroj mowy. Ni razwiwali jaje. Jaje my chutko kłali ŭ mahiłku razam z baćkami ci dziedami. Dy i jany zabywalisa prastoj mowy, chacia jaszcze pamiż saboju na joj kali-niekali hawaryli. Ali ŭ horadzi chutko zabywalisa. Maji dziadźki i ciotki ŭ horadzi chutko zabylisa prastuju mowu. A maji dwajuradnyje braty i siostry, jich dzieci, ŭże jaje ni znali. Jany ŭże druhi narod. Dy baćki nawat jich ni achryścili. Niekataryje pachryścilisa ŭże darosłymi. Ni achryścili, bo pawychodzili za komunistycznych ateistaŭ. Dy i chacieli tak, jak chacieła tadyszniaja dziarżawa. Żanczyny dapasoŭwajucca i da dziarżawy, i da mużykoŭ, kab żyć spakojno i ćwiści.
Każu tost za naszu prastuju mowu, dziekolwiak Jana isnuje. I za mahiłki z prastoju mowaju pad kamianiam, dzierawam i trawoju.
Za takija tosty Nobiela ni dajuć. Tak, mużyki, pan Jan, pan Michał. Za nasz „Czasopis” Nobiela ni dajuć. Chutczej daduć za amierykanskija piesiańki, jakby ni było ŭże literatury na naszym świeci. My ŭ „Czasopisie” apawiadajam nasza pamirańnie, adzinaja takoja na cełaj ziamle. Adzinaja, bo heta nasza pakajowaja i doŭhaja nizhoda na toja, kab nas liczyli nidaczaławiekami i prymuszali być druhim narodam. Pakajowaj nizhody sionnia mało, a pakajowaj doŭhaj jaszcze mieńsz. Pamiatajam, szto nas zabiwali lasnyja bandyty, czyścili z nas naszyja nowyja ajczyny z nowymi hranicami. Pamiatajam i żywiem ŭ strachu, szto heta moża paŭtarycca, bo i siońnia majam za susiedaŭ takich ludziej, jakija bandyta sławiać, a jeśli tak, znaczyć dla jich miło ŭsio, szto z nami wyczaŭ pali bandyty. Każu samyja prastyja słowy: ni mahu zrazumieć, jak możno sławić bandytaŭ, nawat jeśli heta swoj bandyta. Każu tost, za heta nizrazumieńnie, bo jano mnie zdajecca mieraju czaławieka ŭ wa mnie. Kiepsko, kali narod robiąca sprawaju palitycznaju ŭ jakichś palitykaŭ, a palityki heta zaŭsza tolki jakijaś palityki. Jany adychidziać, robaczy mnogo złoho. U naszyja czasy palityki robiać bolsz złoho, czym dobraho.
My pamirajuczyja. My tyja, chto zaŭsza praz stahodźja pamiraŭ pierad czasam, a to za sprawy ruskija, a to za sprawy polskija, a cipier staŭ pra heta apawiadać u „Czasopisie”. Za heta Nobiela ni dajuć. Żal. Każu toast za „Czasopis”.
Takoja apawiadańnie naszaho umirańnia heta nasz adziny ratunak. Ja znaju, heta zwuczyć dziwosno. Ali ci majam sztoś druhoja? My heta apawiadajam mnohim, a ni tolki nam samym. Heta ważno. Budziam trywać ŭ pamiaci mnohich. Hetyta mnohija dobro znajuć prastuju mowu, ali adwykli na joj hawaryć. Usio taki lubiać sztoś na joj praczytać. Prypomnić sabie, kim ŭczora byłosa.
Wznoszę toast za nasze godne umieranie. Za opowiadanie umierania. Za moje godne umieranie. Za pamięć o nas.
My ludzi ni rasiejskija i ni sawieckija – jak doŭho trebo heta paŭtarać? A hałoŭnaja sprawa: my ni czujamsa miańszynioju. My hałoŭny narod z Kniastwa, chacia jaho daŭno ni majam. Trudno żyć z tokaju tojesnaściu i za jaje Nobiela ni dajuć, nawat jak dobro apiszasz, tak szto czuży zapłacza, ali widać Nobiel nadto ŭże czuży dla nas i naszaj prastroj mowy, i nawat literaturnaj biełaruskaj – bolsz czuży, czym dla jidysz. Światłana Aliksijewicz dastała Nobiela za razmytuju tojesnaść, papraŭdzi za sawieckuju. I ni za prastuju mowu. I ni za literaturnuju biełaruskuju. Za rasiejskuju. I z takoju tojesnaściu jaje ni choczuć ni ŭ Rasieji, ni ŭ Biełarusi. Czyja Ty, Światłana? Ja znaju. Niczyja. Znaczyć sztoś było ni tak u Twajich kniżkach. A szto ni tak? U Cibie żanoczy pohlad.
Ludzi, jakija hawaryli na mowie jidysz, tak samo pamirali, i w Auschwitz pamirali, i patom doŭho pamiraŭ toj, chto acaleŭ, i ŭsie pamierli. Taja kultura pamierła. A za apisywańnie tahopamirajuczaho żyćcia na pamirajuczaj mowie jidysz adnak dawali Nobiela.
Każu toast za nasz „Czasopis” i ludziej, jakija jaho stwarajuć. I za Redaktara. I za pana Jana. Za ŭsich, chto patrafić apisywać sibie, jakoho zaŭtra ni budzia.
Byŭ dzień żanczyn. Jon chutko minuŭ. I tak trebo sztoś bolsz a żanczynach. Kali ja piszu hetyja słowy, majam blizko ŭże świato wiasny, nasz Wialikdzień. A zaraz i Prowady. Na Prowady nichto nikoli ni piaraliczaŭ pieradusim żanczynaŭ, a ja heta chaczu zrabić. Pakliczu jich. I Prowady chutko piarajduć, tady na szto mnie pielaraliczać tych, chto żyŭ daŭno. Ali ja chaczu. Pieraciahnu adno i druhoja świato ŭ maj, abo i dalej. Niachaj czas tak chutko ni lacić. Niachaj żanczyny ćwituć siarod majowych kwietkaŭ.
To cofnę się do starożytności. Niech pobiegną żeńskie imiona. Za Dzień Kobiet, który był i minął, ale niech będzie nieustający, i jednak przywołam go, aby przypominał ważne i nieważne kobiety – mam na myśli wszystkie nieważne, które ubierały, karmiły, a przedtem rodziły wszystkie ważne, i ŭsich ważnych mużykoŭ tak samo, i pamahali ŭsim jim żyć, a pieradŭsim paŭpływali na jich dobryja hoławy, razumnyja, nawukowyja ci mastackija. Za święto wiosny, aby rozkwitły chociaż na chwilę tamte dalekie żeńskie imiona. To nic, że to święto szybko przeminie. Za starożytne filozofki. A wyliczać je należy często z prostego powodu – żeby nie zapomnieć doniosłości żeńskiej linii w dziejach nas wszystkich z Europy (i spoza Europy). Za Anetę, Kleobulinę, Damo, Diotimę, Eurydykę, Hipparchię, Hypatię, Leontion, Makrynę, Periktione, Sosipatrę, Teano, Timuchę. Za Teaono już wznosiłam 8 marca w Olsztynie i w „Czasopisie”. Za pozostałe filozofki i uczone już kiedyś wznosiłam toast na łamach „Czasopisu”. Nie szkodzi. Przypomnę tylko, że nasza cywilizacja chrześcijańska przerobiła większość tamtych filozofek na kurwy, a potem usunęła żeńskie imiona z ludzkiej pamięci. Ani matrony nie były zakutymi mieszczkami, ani hetery nie były kurwami. Nie będę tego tłumaczyć – już kiedyś tłumaczyłam. Były to kobiety nauki, malarki, rzeźbiarki, poetki i filozofki. Poczytałabym teksty tamtych filozofek, ale jest to niemożliwe. Nie zachowały się. Jak w przypadku Teano, filozofki i matematyczki, odkrywczyni złotego trójkąta, myśli czy wynalazki tych kobiet przechowały się w dziele mężczyzn, bo były na nich cedowane. Dobrze, jeśli ci wspomnieli żeńskie imię. Co za niekomfortowa, wręcz straszna sytuacja, która trwa i trwa. Kobieta nieustannie musi krzyczeć we własnej obronie, bo ciągle czyha na jej wynalazek cwany rywal i ściga ją jego krzyk „kobieto, do garów”. W 21. wieku kobieta także czyha na kobietę. Rywalizacja kobiety z kobietą – trwały ten patriarchalny pomysł, a w dodatku zalecany, bo przecież mamy rozkwit durnego ustroju – wyścigu, pogoni, plagiatów. Rywalizacja ma się odbywać po trupach. Nie chcę. Wznoszę toast za moją niechęć.
Jeszcze za pamięć o starożytnych kobietach, filozofkach , wynalazczyniach i uczonych – niech pobiegną nowe imiona, bez których trudno wyobrazić naszą cywilizację, wyliczam je: Acca Larentia, Aganice, Aglaonike, Arete z Cyreny, Ban Zhao, Enheduanna, Gargi, Lasthenia, Maritaji, Penthesilea, która wynalazła topór, Xi Lingshi, która wynalazła jedwab, Shi Dun, która wynalazła papier. Sonduk, Themista, Maria Żydówka. Ich imiona nie są obecne w naszych podręcznikach.
Za twórczynię feminizmu z 14 wieku, pisarkę Christine de Pisan. Słyszałam o niej na studiach z humanistyki.
Wznoszę toast za Deklarację Praw Kobiety i Obywatelki, opublikowaną w 1791 roku przez Olimpię de Gouges, za co skazano ją na szafot. Nie słyszałam o niej na studiach z humanistyki. Za Mary Wollstonecraft, autorkę „Wołania o prawa kobiety” z tego samego okresu. Nie słyszałam o niej na studiach z humanistyki. Obie Deklaracje należałoby powtórzyć.
Za nasze kobiety, które filozofowały. Filozofowały codziennie. Za naszą pamięć o nich. Za pamięć o mojej matce, która nieustannie mi powtarzała: Ci heta tabie patrebno? Ci ty czytajasz kniżki patrebnyja? Moża tracisz czas? Mnie tak zdajecca, szto tracisz czas i durniejasz. Nawat hawaryć z taboju ni wielmi jeść ab czom. Na świeci jeść takija kniżki, ad katorych ludzi durniejauć. Kiń jich.
Po latach stwierdzam, że to ona miała rację. Traciłam czas na mierne lektury, z których nie zostało mi ani jedno zdanie. Zapamiętałam baśnie, opowiadane mi przez matkę. I kołysanki. Baśnie rozwijają wyobraźnię i myślenie abstrakcyjne. Baśnie to takie pierwsze matczyne szczepienie umysłu, aby posiadał wyobraźnię i nie gardził jej rozmachem. Baśnie były opowiadane kiedyś przez nas na każdym kroku. Ktoś życiowe zdarzenia ciągle przerabiał na baśń, a potem tę baśń kto inny przerabiał po swojemu. My hetu literatury nazywali kazkami. Dzie naszy kazki! Nima wioski, nima kazki. Ǔsio taki każu tost za naszyja kazki. Moża adżywuć jaszcze ǔ kahoś. Kazka heta asoba.
Matka uważała, że piśmienność oznacza moc opisywania prawdziwego życia, jakąkolwiek formę byśmy temu nie nadali, poezji, prozy, baśni, bajki, że treść nie może stawać się wymysłem, fantazjowaniem, pustą rozrywką. Uważała, że ustne przekazywanie dziecku kazek to forma uczenia go życia, ale zarazem uznawała, że rzeczywisty analfabeta i półgłówek nie jest w stanie składnie opowiedzieć najłatwiejszej kazki. Ustne przekazywanie baśni to czytanie księgi z pamięci. To także piśmienność, zawarta w głowie. Adkrywajasz naszu kniżku i jaje haworysz, bo jaje ǔ haławie majasz. Nie wystarczy patrzeć na przyrodę. Nie wystarczy żyć chwilą. Nie wystarczy nakarmić kota i pogłaskać psa. Trzeba mieć słowo. Ale są takie chwile, że cieszysz się kotem i trawą. Nawet kurą, jej żółtym sennym okiem. I czerwonym listkiem, który spadnie pod stopy i uśmiechnie się pełnymi wargami. Jeśli to wierzbowy listek, to będzie miał dwie pełne rozchylone czerwone wargi. Ty pahladzi, jak charasze na świeci, i nawat jak sztoś wiahnia, ta charasze wiahnia. I pachuczaja sieno majam.
Wznoszę toast za wybitne, choć tak codzienne i zwykłe myśli matki. I za moc słowa.
I za toja, szto kazka heta asoba. I za toja, szto kożnaja kniżka heta asoba. I za toja, szto majo dzieciństwo praszło ǔ wioscy. Jak dobro, szto ja naradziłasa ǔ wioscy. Bahaciej baczym, kali baczyli wiosku z drewami, i les, i bałoto, i muraszki.
I za słowa Daniiła Granina, którego książki są i są lekturą konieczną, a słowa te wprost wiążą się z tym, co mówiła matka, a oto one: „Po prostu życie w czystej formie, bez domieszki celu”. Słowa pochodzą z książki „Miesiąc do góry nogami”, pisanej dawno temu.
„Po prostu życie, bez domieszki celu”. Czyli to tak, jak w dzieciństwie – rozkoszowanie się samym życiem i życiem otaczającym, czymkolwiek, co się widzi czy słyszy, leśną pajęczyną o poranku, śpiewem ptaków, nagle rozkwitłym kwiatem. Iść do lasu nie z zamiarem nazbierania jagód czy grzybów z myślą o zarobku, tylko żeby pochodzić między drzewami. Pobiec przed siebie. Poczuć wiatr i ciepło słonecznych długich łaskawych szpilek pomiędzy włosami. Wznoszę toast za takie chwile. To są tylko chwile. To są wiejskie chwile. Człowieka pożerają jego miejskie cele i staje się miejskim robotem. Ty za mnogo zamahajasz, a praz heta stracisz siły i chutczej umresz. Niczoho ni zabaczysz, niczoho dobraho ni zjasi, usio robisz, aby chutczej – słowa matki.
Żaden komputer nie zastąpi pierwszego matczynego szczepienia umysłu baśnią. Komputer kurczy mózg u dzieci. Rozleniwia władze umysłowe. Aby rozumnie korzystać z komputera, należy najpierw przejść naukę odsiewania chłamu od informacji, a tego dzieci nie przechodzą! Kognitywiści twierdzą, że odręczne pisanie rozwija mózg u dzieci, a pisanie wyłącznie na komputerze kurczy go, bo polega na szybkim pisaniu kilku stereotypów jako nieprzemyślanych prędkich replik.
Wnoszę toast za jeszcze jedne nieśmiertelne słowa Daniiła Granina z tegoż „Miesiąca do góry nogami”: „Szacunek dla władz to oznaka złego smaku”.
Bo co znaczy „szacunek dla władz”, skoro wszędzie władza państwowa ma skłonności do przemocy wobec obywatela? Tak było, tak będzie. Stosunek do władzy nie jest szacunkiem, nigdy i nigdzie. Szacunek zbyt łatwo przechodzi w czołobitność, w poniżanie się i sprzyja rozwojowi dyktatury. Stosunek do władzy powinna być innego rodzaju – to przytomność w jej ocenie i ocenie swego położenia pod daną władzą. Wznoszę toast za to, żeby nawet nie udawać szacunku do władzy i żeby żadna władza nie wymagała podporządkowania się jej, żeby nie wymuszała masowego szacunku. Zresztą nie da się wymusić takiego szacunku. Ludzie milczą ze strachu, a nie z szacunku. Milczenie takie – ze strachu – uchodzi za szacunek w oczach władzy.
Za słowa Daniiła Granina z tej samej książki: „Dawniej książki zmuszały człowieka do myślenia, dzisiaj człowiek czyta po to, żeby nie myśleć”.
Daniił napisał to pół wieku temu, kiedy podróżował po krajach kapitalistycznych. Nie mylił się w diagnozie.
Za tych, którzy nie mylą się w diagnozie. Za wybitną literaturę. Ona zaczyna należeć do rzadkości. Książek mamy nadmiar, ale literatury – nie.
Za słowa Daniiła: „Tragedia zbliża wielkich ludzi do zwykłego człowieka”
Ależ tak! Wystarczy ta sama choroba, co u sąsiada, ślepota nas przykład. I wielki Bach czuje najzwyklejsze bycie wraz z sąsiadem.
Za słowa Daniiła: „Najłatwiej skrywać obłęd na tronie”. Ależ tak. Na każdym eksponowanym stanowisku fajnie się skrywa obłęd. Widzimy to, obłęd rządzących.
Za słowa Daniiła: „Nic tak nie męczy, jak przeciętność”. Ależ tak. Dlaczego czytelnik uciekł od nowoczesnych książek i nowoczesnego teatru, i w ogóle od kultury. Mnie też męczy przeciętność,i uciekam.
Za słowa Daniiła: „Zgromadzona do kupy chałtura może przesłonić sobą każdy talent. Odechciewa się już na wszystko patrzeć. Nie chce się wierzyć, że ukazał się dobry film, że w tym zbiorku może się znaleźć piękny wiersz”. Ależ tak. Na przykład w antologiach poetyckich widzę przypadkowy chłam. Widzę cyrk objazdowy przeciętnych autorów po zagranicach na targi książki czy wieczorki. W księgarniach widzę zgromadzony chłam w obrzydliwych okładkach. Uciekam. Bardzo sobie cenię książkę „Ptaki bez gniazd” Łarysy Geniusz. Nie kupiłam jej w księgarni, ktoś mi podarował. Książki białoruskich autorów zwykle kupuję na spotkaniach z nimi lub tłumaczami. Zwykle jest to promocyjna cena, której rządząca partia chce zakazać. No tak. „Najłatwiej skrywać obłęd na tronie”. Mamy tron partii.
Daniił mówi o byłych czasach w kulturze, kiedy „mistrz rozpatrywał pracę innego mistrza” i kiedy „talent był niedostępny dla imitacji”. Ależ tak. Obecnie chłam przesłania talenty, a beztalencia bezkarnie robią mierne tandetne plagiaty za starych mistrzów.
Wznoszę toast za słowa Daniiła: „Cudownie, gdy żyją artyści, przed którymi można paść na kolana”. Ależ tak, tylko dziś góra chłamu przesłania talent. Przed jakim pisarzem padamy dziś na kolana? Przed jakim aktorem? Przed którym z reżyserów? Może przed Jarmuschem. Przed niektórymi reżyserkami. Jednak to chyba nie są „aż kolana”.
Wznoszę toast na słowa Rosjanina Daniiła: „Dlaczego nasze uczucia mają być normą moralności”. Ależ zasadne pytanie. Komuś się obraziły uczucia religijne, a jeszcze gorzej – narodowe. No i mamy ciąganie się po sądach w „obronie moralności” i „przeciw szkalowaniu narodu” (zwykła satyra uchodzi dziś za „szkalowanie narodu”).
Zapisywaju hetyta ǔsie słowy chutczej, chutczej, bo bajusia, szto umru i ni uśpieju. A hetyja słowy takija ważnyja. Biez jich nima jak hladzieć na sprawy. A jaszcze choczacca pahladzieć, i na świet, i na sprawy. I kamuś druhom choczacca pakazać razumnyja słowy, i Daniiła słowy, i jaszcze kahoś.
Jeszcze cytat z Daniiła: „Londyn. Tate Galerie. Wyobrażam sobie wystawioną w tych salach naszą młodą sztukę z pierwszych lat rewolucji w całej jej różnorodności – Tatlina, Fiłonowa, Konczałowskiego, Falka, Kuzniecowa, Sternberga, Chagalla, Kandinskiego, Grigoriewa – ich poszukiwania, zdobycze, odkrycia, i uprzytomniłem sobie, jak przekształciłyby się natychmiast wszystkie oceny. Świat zobaczyłby, jak wiele stworzyła nasza wspaniała młoda sztuka, zrozumiałby, że wszystko najlepsze rozpoczynało się już wtedy, i było śmielsze, zdolniejsze, ciekawsze. Wszelacy Amerykanie i inne Szwedy chodziliby po tych salach, cmokali i zazdrościli”. Ano tak. „Przekształciłyby się wszystkie oceny”. Wytłuściłam ważne słowa w tym cytacie i ponownie wytłuszczam. Bezcenne. Daniił w tym akapicie wymienia samych męskich twórców, ale gdzie indziej z zachwytem mówi o wybitnej Natalii Gonczarowej.
Poznanie rozumnych ludzi z innych kultury przekształca wszystkie oceny. Poznanie Białorusinów przekształca wszystkie oceny, które zazwyczaj są banalnymi stereotypami, hańbiącymi ich właścicieli.
Wracam do twórczych kobiet, „aby przekształcić wszystkie oceny” tym moim skromnym szkicem. Chociaż częściowo przekształcić oceny.
Wspomnę o Katarzynie Kobro, wielce zasłużonej dla awangardy polskiej i długo tu u nas niechcianej. Żyj, Katarzyno, osobo o mieszanej wschodnio-zachodniej narodowości, swoim nieśmiertelnym dziełem.
Nie mogę znaleźć w Internecie wynalazków Białorusinek. Ani białoruskich filozofek nie znajduję. Co najwyżej mam informację, ile tysięcy Białorusinek dostało się w łapy mafii, handlującej ludźmi. I czytam, że w białoruskiej Akademii Nauk praktycznie nie ma kobiet. Dwie są. Co najwyżej znajdę durne informacje, że jakaś matematyczka założyła burdel. Potem okazuje się w innym miejscu Internetu, że to nie matematyczka, tylko zwyczajna kurwa. Widzę, że przez Internet zachodni faceci traktują Białorusinki jako nieskończony rezerwuar kurew, kopalnię kurew. To samo z Ukrainkami. A ja tu poszukuję kobiecego twórczego umysłu.
Mam zatem do przypomnienia świętą Eufrozynę i błogosławione księżne – Ulianę Olszewską i Sofię Słucką. Wznoszę toast za te dzielne kobiety z przeszłości. Tak rzadko słychać w naszych świątyniach ich imiona. Właściwie w ogóle nie słychać. Nie czujemy więzi z Białorusią? Jak szybko zła granica oduczyła nas więzi rodowej.
No to wracam do jeszcze odleglejszej przeszłości. Wznoszę toast za pierwszą kobietę nauki, lekarkę, MeritPtah, żyjącą około 2700 lat p.n.e. w Egipcie. Jej imieniem nazwano krater na planecie Wenus. Żyj, Merit, w naszej pamięci. Jak dobrze, że zostałaś odnaleziona przez ludzi nauki. Wielka nowoczesna zasługa kobiet i mężczyzn.
Wracam do imion licznych twórczych kobiet, bo mamy ciągle czasy mizoginów. U władzy ciągle plączą się nam mizogini, jak Korwin. Pozbierałam nowożytne wynalazki kobiet na FB w proteście przeciw głupiemu stwierdzeniu Korwina, że kobiety są słabsze i głupsze, dlatego muszą mniej zarabiać. O nie, bracie. Na FB mówiłam tylko o wynalazkach, którymi na co dzień posługujemy się, a których dokonały kobiety, ale bez ich imion. Teraz wyliczę imiona wynalazczyń. Tymi wynalazkami posługują się ludzie na całej ziemi, niezależnie od narodowości.I mizoginii. I jest to tylko ich skromna część, tych wynalazków. I ta skromna część robi wrażenie.
No to za nowożytne wynalazki kobiet. Te z 19 i te z 20 wieku. Za wynalazczynie. Musiały walczyć z determinacją się o to, aby mierni cwaniacy nie kradli im wynalazków.
Patricia Bath wynalazła sprzęt do laserowego leczenia zaćmy. Maria Telkes wynalazła słoneczne ogrzewanie domów. Ellen Ochoa – system analizy optycznej. Marta Coston – flary sygnałowe. Barbara Ackins – znalazła sposób na wywoływanie filmów. Marion Donovan – jednorazowe pieluchy. Ann Moor – nosidełko. Sarah Goode – składane łóżko. Bette Graham – korektor. Dwunastoletnia Rachel Zimmerman – drukarkę symboli Blisa i program komputerowy dla niepełnosprawnych (z porażeniem mózgowym). Stephanie Kwolek – kamizelkę kuloodporną i włókno kevlar. Tabitha Babbitt – piłę tarczową. Hedy Lamarr – system tajnej komunikacji, bezprzewodowy przesył danych. Mary Anderson – wycieraczki samochodowe. Josephine Cochrane – zmywarkę do naczyń. Elizabeth Magie – grę planszową The Landlard’s Game, poprzedniczkę Monopoly. Margaret Wicox – ogrzewanie samochodowe, pralko-zmywarkę. Anna Connelly – schody ewakuacyjne. Maria Beasely – tratwę ratunkową, maszynę do produkcji beczek. LelitiaGeer – strzykawkę medyczną. Nancy Johnson – lodówkę elektryczną. Ada Lovelace – algorytm komputerowy. Shirley Jackson – przenośny faks, dotykowy panel telefonu, ogniwo słoneczne. Alice Parker – centralne ogrzewanie. Grace Murray Hopper – oprogramowanie komputerowe. Nancy Johnson – maszynę do produkcji lodów. Maria Van Brittan Brown – telewizję przemysłową. Margaret Knight – torbę papierową (tę torbę papierową usiłował ukraść pewien facet, ale Margaret ostatecznie nie pozwoliła, walcząc o siebie pełnią determinacji).
Dorzucam jeszcze kilka imion: Rosalind Franklin – wkład w odkrycie struktury DNA. Jane Goodall – badaczka szympansów. Jocelyn Bell Burnell – astrofizyczka. W tym szkicu interesują mnie jednak nie tyle odkrycia naukowe, co przede wszystkim praktyczne wynalazki.
Wznoszę toast za to, aby wynalazki kobiet nie podlegały kradzieży przez miernych mizoginów cwaniaków, którzy ujrzeli możliwość niezłego zarobku, krańcowo lekceważąc płeć żeńską i żerując na niej.
Muszę jednak wejść na grunt ścisłej nauki, chociaż na chwilę, aby unaocznić, jak bardzo krzywdzono twórcze kobiety. Wznoszę toast za pamięć o Rosjance pochodzenia polskiego, matematyczce i pisarce z 19 wieku, Sofji Kowalewskiej. To pierwsza profesor matematyki (rachunek różniczkowy, mechanika, optyka). W Rosji nie mogła znaleźć zatrudnienia na uczelni. Atakowano ją w Szwecji, a robił to między innymi zaciekły wróg kobiet August Strindberg. Atakowały ją żony profesorów. Kiedy studiowałam na UW, nawet nie wspomniano o jej wybitnej twórczości pisarskiej. Carska cenzura czuwała nad jej utworami.
Atakowały ją żony profesorów. To charakterystyczne dla patriarchalnych struktur, że kobiety tłumnie atakują wybitną kobietę. Agatha Christie ujęła to następująco w książce „Tragedia w trzech aktach”: „Kobiety nie są okrutne dla mężczyzny, chyba że chodzi o jakąś konkretną osobę, są okrutne tylko dla kobiet”. Ja nieraz czułam na sobie takie babskie okrucieństwo. To ciągle stare systemowe okrucieństwo, patriarchalny mizoginizm obu płci, wymuszony przez mizoginiczne rządy, przez mizoginiczne kościoły.
Wznoszę toast za matematyczki z ubiegłych wieków i z 20 wieku. Za Amalię Emmy Noether, za Grace Chishohn Young, za Marie-Sophie Germein (18/19 wiek), za Julię Robinson. Sophie Germein musiała publikować swoje prace pod męskim pseudonimem (Antoine Le Blanka), tak bardzo była atakowana za swój talent, tylko dlatego, że była kobietą. Wszystkie matematyczki były bez przerwy prześladowane przez mizoginów. Utrudniano im życie, rozwój, publikacje, szykanowano.Kretyńscy uczeni jeszcze w 19 wieku przestrzegali kobiety przez rozmyślaniami i matematyką, bo to miało grozić udarem mózgu!!! Wznoszę toast za współczesną matematyczkę, laureatkę pierwszego matematycznego Nobla dla kobiety – Maryjam Mirzakhani z Iranu. Miała 37 lat, kiedy otrzymała tę nagrodę.
Wznoszę toast za wynalazki mężczyzn.
Tu wyliczę krótko wynalazki Rosjan, abyśmy nie żyli we wrażeniu, że odkrywczy jest tylko świat zachodni, a Wschód to terra incognita. Wyliczam bez nazwisk, i jak mówię, pobieżnie: czołg, giria, elektrownia atomowa, gra gorodki (zbijanie figur kijem; popularna np. w Finlandii), syntetyzator ANS, hektograf (powielacz), czteroosobowe szachy z twierdzami, okręt podwodny (1834), 7Z (format archiwizacji plików), otwór wiertniczy, jogurt, czapka uszanka, telefon komórkowy, lodołamacz atomowy, śmigłowiec (autor kontynuował jego budowę w USA, dokąd uciekł z Sajuza), tramwaj elektryczny, sztuczny satelita, narkoza, kałasznikow, Tetris (logiczna gra komputerowa), telewizor kolorowy.
Żyjcie i rozwijajcie się, wynalazki, nie tracąc autorstwa w wyniku rozwoju i zawłaszczeń – nie tracąc swego źródła. Wynalazki rosyjskie często służą wojnie – to inna sprawa. A zachodnie co, wyłącznie pokojowe są?
Kobiece wynalazki też służą wojnie, jak tajna komunikacja czy komputer. Oby wojny zaczęły należeć wyłącznie do koniecznych – obronnych. Za uduszenie wojny jako takiej, a zwłaszcza służącej do opanowywania stref wpływu i do organizowania nowych stref wpływów. Za to, aby mocarstwa nie tworzyły z mniejszych krajów swych poligonów wojskowych, nie licząc się z życiem ludności cywilnej.
Wznoszę toast za wynalazki Polaków. Wyliczam pobieżnie: spinacze, kosmetyki w tubkach, witaminy, łazik księżycowy, walkie-talkie, wykrywacz min, pleograf (do rejestrowania ruchomych obrazków), aeroskop (ręczna kamera filmowa), peryskop odwracalny (w czołgu), amortyzator, piec na ropę, zegar elektryczny, już w 1815 roku pojazd napędzany parą, łódź parowa, automatyczny warsztat tkacki, most spawany, dromograf (urządzenie do określania kursu statków). Już w 17 wieku szlachcic o nazwisku Siemianowicz pracuje nad technologią wytwarzania rakiet.
Kopernik poza potężnymi dokonaniami w nauce wynajduje kanapkę. Chodzi o posmarowane masłem kromki chleba. Taki niby drobiazg, ale trwały i o planetarnym zasięgu. Kopernik zauważył, że żołnierzom lecą kromki chleba w piach, że kiełbasa wypada spomiędzy nie posmarowanych kromek i tytła się w piachu, więc wynalazł sposób, aby kromki chleba były zlepione, a kiełbasę dobrze pomiędzy sobą trzymały.
Polacy także równoległe dokonują wynalazków, jak kamizelka kuloodporna czy wycieraczki samochodowe. To tylko niektóre, jak mówię, wynalazki Polaków (niektórzy następnie pracowali dla USA). Polska nie troszczy się o to, aby polskie wynalazki nie były podbierane przez złodziei z innych państw, jak też nie umie się z nich cieszyć, i nie za bardzo pielęgnuje pamięć o nich, na przykład w podręcznikach. Konotacje religijne mają u nas zawsze pierwszeństwo. Jest to fatalne. Oczywiście Maria Curie-Skłodowska jest powszechnie znana, ale z odkryć naukowych.
Jeśli chodzi o wynalazki Białorusinów, to one ginęły w rosyjskim mocarstwie, szły na jego konto. Dopiero od niedawna Białorusini pracują naukowo na własne konto. Również za rządów Łukaszenki. Wyliczam: ważne leki, przeciwrakowa laktoferina, lasery nowej generacji, superkomputer SKIF-GRID, satelita zdalnego sondowania ziemi.
Białorusini wyhodowali w laboratorium czerwony szmaragd, co graniczyło z cudem.
Wznoszę toast z ten cud, za czerwony białoruski szmaragd. Niczym nie ustępuje naturalnemu. Jest bardzo ceniony na światowym rynku jubilerskim. Ma barwę białoruskiej czerwieni, z odcieniem karmazynowym.
Wznoszę toast za to, żeby Białoruś nie zaznała krwawego majdanu – z górą trupów, w tym dzieci i niemowląt. Niech lepiej triumfuje białoruski pokojowy czerwony szmaragd. Jeśli zmiany, to drogą reform, a nie przez górę trupów i zloty najemników, aby bezkarnie postrzelać do ludzi.
Nikomu dotąd nie udało się wyhodować czerwonego szmaragdu w laboratorium. Ten przepiękny szlachetny samorodek to bardzo rzadkie zjawisko na ziemi. Występuje jedynie w górach Wacho-Wacho w stanie Utah w USA. Teraz mają go Białorusini.
Wiele nowożytnych imion żeńskich pominęłam. Nie chodziło mi o dokładne wyliczanie. Tylko zaznaczyłam problem: wykluczane imion żeńskich. Strach pomyśleć, że znowu nasi mizogini mogą zająć się upychaniem w magazynach książek utalentowanych autorek (co się zresztą dzieje, np. z książkami Dubravki Ugrešić), czy zamykaniu internetowych stron z ich imionami i utworami. Już się zaczyna kasowanie genderowych wykładów na uniwersytetach.
Wznoszę toast za twórczą Aiszę, żonę Mahometa.Faceci przybiegali do niej z pytaniami z różnych dziedzin, także polityki. Występowała przeciw mizoginicznemu kalifatowi.
Za męskie wynalazki arabskie, wyliczam niektóre: za kawę, kamerę, spadochrony, mydło, destylacje, łuk, skalpel, wiatrak, wieczne pióro, trzy dania na obiad, dywany, czek, torpedę, ogrody warzywne. Za astronomię, matematykę i medycynę.
Wznoszę toast za to, żeby powstała Księga Wynalazków i Odkryć Naukowych Kobiet i żeby stała się lekturą obowiązkową, i żeby to było najpierw wydanie papierowe, bo ono wciąż pewniejsze. Zdaje się, że to tylko marzenie. Kobieta w 21 wieku pracuje zespołowo nad wynalazkami. Sława przypadnie miernemu cwaniakowi jak zwykle? Za to, żeby kobieta dokonywała wynalazków i odkryć naukowych samodzielnie, w samotności, i była odkrywana, i doceniana w porę.
Dobrze, że jest taki mężczyzna, jak Jacek Drozda. On to przypomina (na stronie: Kobiety w nauce – Dziewczyny do nauki), że Rosalinda Franklin przeprowadziła fundamentalne badania, które pozwoliły odkryć strukturę DNA, za co tylko Watson i Cricks otrzymali Nobla. Jacek Drozda przypomina, że to Cecilia Pacyna-Gaposchkin odkryła, że głównym składnikiem gwiazd jest wodór, ale jej odkrycie było ukrywane do 1929, aż pewien facet te wyniki przyswoił. Jacek Drozda przypomina,, że to Lise Meitner pierwsza opisała zjawisko rozbicia jądra atomowego, ale to Otto Hahman otrzymał za to Nobla (1944), bo ukradł od niej to odkrycie. Tak wygląda świat, w którym żyję. Czuję się nieswojo, bo moją płeć mizogini pozbawiają doniosłości i nagród Nobla.
Wznoszę toast za Jacka Drozdę.
On przypomina też postać wybitnej włoskiej lekarki Trotuli z przełomu 1 i 12 wieku. Jej nieocenione osiągnięcia przypisywano mężczyznom, a po jej śmierci w ogóle zaprzeczano jej istnieniu!
Jacek Drozda słusznie twierdzi, że trudno sobie wyobrazić współczesną filozofię bez dokonań Hannah Arendt. Ja dodatkowo twierdzę: trudno sobie wyobrazić dzisiejszą filozofię bez dokonań Jolanty Brach-Czainy.A w naszej telewizji zbierają się jacyś faceci, niby filozofowie, i tych nazwisk nie widzą. Ględzą. Ciągle siedzą w św. Augustynie. Zły neokonserwatyzm.
Wznoszę toast za więcej, znacznie więcej Nobli dla twórczych kobiet.
Wznoszę toast za wygodny biustonosz, który wynalazła Mary Phelps (1914). Poprzednie budowle z drutów i twardej materii, w które wciskano kobiety, uniemożliwiały chodzenie i pełne oddychanie. Mary rozdzieliła piersi. A biustonosz odtąd miał ramiączka. Jednak nie był to nadal zbyt wygodny biustonosz, bo był nierozciągliwy. Wrzynał się w ciało. Dopiero w drugiej połowie 20 wieku mamy elastyczne biustonosze, które są naprawdę wygodne. Wznoszę toast za wygodne biustonosze.
Nasze kobiety przeważnie nie nosiły biustonoszy. Trudno w nich było pracować w gospodarstwie. Matka obmyśliła sposób na wygodny biustonosz: wydziergała go na drutach z bawełnianych nitek.Na zimę wydziergała inny, z cieniusieńkich wełnianych nitek. Oba miały szerokie ramiączka. Na moją prośbę wydziergała taki dla mnie, letni i zimowy. Jakże wygodnie człowiek miał się w nim! Matka szybko umiała wszystko zrobić na drutach. Wręcz błyskawicznie. Rękawiczki, skarpety, swetry i spódnice. A te jej biustonosze nosiłam do chwili, kiedy w sklepach pojawiły się elastyczne. Wznoszę toast za to dzieło matki.
Matka wydziergała mi na drutach rajstopy z wełny na zimę, kiedy jeszcze nikt nie słyszał o rajstopach. Miałam wtedy sześć lat. Wznoszę toast za te pierwsze rajstopy, dzieło mojej matki. Nie musiałam nosić niewygodnego kaftana ze sprzączkami na pończochy. To było ustrojstwo, uniemożliwiające pogodną egzystencję.
Czym ja wznoszę toasty. Wyimaginowanym kielichem z białoruskim czerwonym szmaragdem wewnątrz. Można to sobie wyobrazić. Czerwony szmaragd delikatnie się kołysze, jak wisienka.
Bezsprzecznie wielkim wynalazkiem kobiet jest chodzenie z odkrytą głową, jeśli tylko pogoda pozwala. Także: wchodzenie do świątyń z odkrytą głową, jeśli to nie zima. Wznoszę toast za odkrytą głowę kobiety. Pięknieją wtedy włosy. Nie przetłuszczają się i nie wypadają. Chodzenie z odkrytą głową jest wynalazkiem – bycia.
Na koniec coś zabawnego i znoŭ na prastoj mowie. Jak maci daŭbiła haławu koszcy, jakby taja była razumnaju babaju i panimała czaławieczuju mowy. Moża panimała:
Ty dwa razy u hod kociszsa znoŭ. Jak tabie ni ŭstyd. A szto mnie rabić z twajimi bachurami! Znoŭ mnogo kacianiat prywałakła. Aż nipryjemno liczyć. Na świeci ludziej za mnoho, a ty swajimi kacianiatami pchajaszsa, dy jaszcze druhi raz u adzin hod! Pierasielanaść na ziamle, darahaja koszka. Mahłab aprytamnieć i ni ciohacca pa mużykach. Taż ty darosłaja. A takaja ceły czas nitałkowaja. Ni budu da cibie adzywacca praz miesiac. Zabaczysz, jak heta nipryjemno, kali haspadynia jeść daje, ali maŭczyć. I tak tabie hetych buławaczoŭ paadbirajam.
Każu tost za hetyja słowy majej darahoj mamy. I za tuju nitałkowuju koszku-babu, jakoj daŭno na świeci nima.
I mamy daŭno nima na świeci. A toj obraz z tamtymi sławami żywie ŭ majej pamiaci.
Każu tost, kałyszu biełaruski czerwony smaragd u prydumanaj czarcy. I ŭśmiachajusa. Uśmiachniciasa i wy.
Mnie zdajecca, szto przyroda ciahnia minie nazad. Tam maci praściraja ruki, kab minie abniać. Sztoraz bliżej da jaje. Mnie zdajecca, szto ja padaju ŭ jaje jak u jakujuś hłybinu. Hetaja hłybina mnie niznajomaja.
Skoro już mi się zaplątał Daniił do szkicu, to jeszcze on: „Staroświeckość jest potrzebna człowiekowi współczesnemu nie tylko dla upiększenia życia. Budzi ona szczególną miłość ojczyzny, stanowi odtrutkę na powszechną standaryzację i zawiera jakąś niezbędną witaminę moralną”.
Daniił miał na myśli sytuację, kiedy kawiarnia od stu lat znajduje się w tym samym miejscu, ma tę samą nazwę i pielęgnuje pamięć o swym założycielu, a tak dzieje się w Anglii. Chodzi także o pomniki, nazwy ulic, skwerów, o stare parki, sztukę, utalentowanych pisarzy, najstarsze drzewa.U nas dzieje się odwrotnie. Mamy ciągłe zrywanie ciagłości.
Tamara Bołdak-Janowska