Najperuč ja učyłasie v Pudstavovuj Školi nr 4. Jijie vsie nazyvali ćvičeniuvkoju. Vona nachodiłasie v Zespole Szkół Mechanicznych i Zawodowych. Naša pudstavôvka była tam jakby na pryčêpku.
Pry školi my mieli kusok horôdčyka i na zaniatkach z pryrody chodili tudy siejati, połoti, pudlivati. Učylisie, jak sieje vsio robiti. Na vakacijach ja často chodiła tudy pudlivati, kob našy varyva i kvietki ne posochli. Korystali z jich, musit, učytelki, nu bo de ž vony potum divalisie? Prosto dva v odnôm, taki škôlny pakiet.
Na przerwach my hrali v gumu, skakali na skakankach, chłopci vybihali na boisko pokopati mjačyka. A zimoju stavali kruhom, odna dievčyna poseredini mieła v rukach chustočku, inšy bralisie za ruki, chodili kružka i spivali:
Mam chustczke haftowaną, wszystkie cztery rogi,
Kogo kocham i szanuje, ściele mu pod nogi.
Tej nie kocham, tej nie lubie, tej nie pocałuje,
A chusteczke haftowaną tobie podaruje.
Dievčynka z serediny pudychodiła do kohoś i podavała chustočku nastupnuj, i tak išło daliej.
Abo šče my hrali v Mało nas do pieczenia chleba i Stary niedźwiedź mocno śpi. I v mnôho inšych ihrôv. Ne nudilisie, o nie, ne było na siete času.
Klasuv u pudstavôvci menšało z kažnym rokom, i koli ja była v četvertuj klasi, pud kuneć roku vsie stali hovoryti, što našu škołu rozvežut, a diti perevedut do Škoły nr 1 abo do novoji, tak zvanoji zbjorčoji. Ne byli my zadovolany, oj nie, bo po-perše my našu škołu lubili, a po-druhie vona nachodiłasie dosyć bliźko našoji hulici. Ne treba było daleko choditi.
Tohdy mojie baťki zadecydovali, što mene treba posłati do Pudstavovoji Škoły nr 3, de včyli i biłoruśkoji movy. Tato znav dyrektora toji škoły, bo sam nedavno kunčav tam pudstavovu edukaciju. Tak-tak. Było takoje zarządzenie v 1970-ch litach, što vsiem, chto chotiev korystati z raznych świadczeń z boku deržavy, treba było formalno zakônčyti pustavovu edukaciju. Ja, musit, była v tretiuj klasi, koli môj tato kunčav pudstavôvku. Usie učytelie namavlali joho, kob išov učytisie i v licejovi, ale jomu ne chotiełosie. Bo tato prychodiv z roboty velmi zmučany (vôn praciovav na budovi jak murarz-tynkarz-akrobata – tak tohdy žartôvno nazyvali robôtnikuv-budovlanciuv). Lekciji za joho odrablała mama, kotora skônčyła siomu klasu v školi v Zubovi; tato často navet ne viedav, što vona jomu v zešytovi napisała. Odnoho razu včytelka joho zapytałasie, čom vôn tak dumaje, jak napisav v svojôm vypracovani, a tato odkazav, što včytelci treba spytatisie pro siete v joho žônki.
Ja, sidievšy doma, koli mieła vôspu, pročytała tatovy škôlny knižki, usie vieršy, jakije tam byli, naučyłasie na pameť i nekotory pomniu po diś deń. U nas doma tohdy knižok ono para štuk było, ne toje što teper… Vieršy Bronievśkoho abo Puškina zdavalisie mnie takije dramatyčny i chorošy, što prosto sami vchodili do hołovy. Ono Majakovski čomś mnie ne pasovav…
Odnoho dnia tato pryjšov z roboty do domu i siev poobiedati, a ja jomu vyrecytovała ciełu (musit, 13 abo 14 zvrotok) Elegiu o śmierci Ludwika Waryńskiego Bronievśkoho:
Jeżeli nie lekasz sie pieśni
stłumionej, złowrogiej i głuchej,
gdy serce masz meżne i jeśli
pieśń kochasz swobodną – posłuchaj.
(…)
Już dziąsła przeżarte szkorbutem,
już nogi spuchniete i martwe,
już koniec, już płuca wyplute –
lecz palą sie oczy otwarte.
Poranek marcowy. Jak cicho.
Jak dziwna sie jasność otwiera.
I tylko tak cieżko oddychać,
i tylko tak trudno umierać.
(…)
Wypalą sie oczy do końca,
a kiedy zabraknie płomienia,
niech myśl, ta pochodnia płonąca,
podpali kamienie wiezienia!
Raz jeszcze sie dźwignął na boku:
– Ja musze… tam na mnie czekają… –
i upadł w ostatnim krwotoku,
i skonał. I wrócił do kraju.
Pravda, jakoje dramatyčne i strašne? Tato vysłuchav i ažno zumievsie:
– Halinko! – skazav vôn. – Ty zavtra idi zo mnoju do škoły i skažy dla pani siety vierš, a vona mnie postavit pjontku.
Odnoho razu, koli ja studyjovała tatovu knižku, pudliezła do mene Ania i porvała odnu kartku. Ja velmi perelakałasie, što baťki na mene budut kryčati. Mało dumajučy, ja tuju kartku zusiem vyrvała i spaliła. Ono pilnowałaś, kob Ania ničoho ne bačyła. I nikoli nichto ne zoryjentovavsie, što tam čoho-leń brakuje. A taja knižka do pôlśkoji movy to peretryvała v nas šče para liet, bo i Ania často jijie perehladała, okładki v jôj odletieli, až nakuneć mama jijie spaliła v plitie, uže v novuj chati.
Mnie robiłosie strašno, koli ja dumała pro novu škołu. „Trôjka” była daleko od nas, iti treba čerez ciełe miesto. I tôlko novych diti… Ale što ž, baťki skazali i vsio. I tak do pjatoji klasy ja pušła do zusiem novoji škoły. Što pravda, para koležanok i koleguv taksamo trafiło do „trôjki”: Basia, Bogdan, Słavek, i chtoś, pevno, šče, ono vže ne vspomniu chto. Ale vsiorômno było vže inakš. Nu i pro nas vže stali hovoryti „mołodiož”, ono môj diaďko Gienik hovoryv na nas velmi nefajno: „przerośnieci gówniarze”.
My trafili do klasy Va, de vychovavčynioju była pani Nina S., žônka dyrektora, učytelka bijologiji. Ja stała včytisie biłoruskoji movy, ruśkoho jazyka, a mojeju učytelkoju pôlśkoji movy stała pani Matysiuk, kotoru ja velmi polubiła. Dojšli novy predmiety: historyja, geografija. Mieli tože godzine wychowawczą, na kotoruj my hovoryli pro našy klasovy spravy i razny problemy. A od gimnastyki pryjšła nova učytelka, zusiem šalona. Kryčała na nas strašenno, my musili mieti na gimnastyku čyrvony škarpetki, kotory v tamtych časach tiažko było kupiti, bo v sklepach naohuł ničoho dielnoho ne było. Haniała nas nemožebno kruhom škoły i po pjatnadceť razôv.
Treba było mnie i raniej vstavati, i bôlš učytisie. Ale ja šče chodiła spivati do škôlnoho choru i tanciovati oberki, kozački i polki-bulby do tanečnoho zespołu v bielśkum Domi Kultury. My z chorom jiezdili na razny konkursy i vystupali na vsiech važniejšych akademijach u školi. Najperuč ja spivała druhim hołosom (altom), a potym pan pereniôs mene do sopranuv. Najchorôšč nam vychodiła „Pieśń o dzielnym żołnierzyku”:
Poprzez walki dym,
Poprzez ognia blask
Szedłeś, dzielny żołnierzyku,
Tam gdzie szumiał las.
Na chôr ja chodiła až do kuncia pudstavôvki, a v liceji my mieli muzyčno-tanciovalny grupu „Iskrynki”, ale to vže zusiem inša historyja.
Nuditisie času v mene ne było, a doma, vjadomo, ja zajmałasie menšoju sestroju, i lekcijuv tože prybyło. A ščê ž na čytanie treba było vyhospodarovati jakiś čas, bo ja bez knižok ne mohła nijak obujtisie. Škôlny lektury mnie ne chvatali. Nichto mene na zaniatki ni samochodom, ni autobusom ne voziv, usiudy chodiła sama abo z koležankami, ale na vsio času chvatało. Teper, koli jiezdžu samochodom, a času i tak ne chvataje, sama divujusie, jak vono koliś było. Dobre, što energiji na čytanie zo škôlnych liet ostałosie mnie i na diś. Našu lubov do knižok my peredali svojim synam, ono dočka čytaje menš. Zatoje vona malujetsie dovš, cym ja koliś i teper 😉
Halina Maksimjuk