Zebranie w Białowieży
W dniach 12 i 13 października 1916 roku w Białowieży odbyło się zebranie urzędników administracji leśnej. Miało ono na celu omówienie zagadnień związanych z gospodarką leśną w obrębie Ober-Ost i zaopatrzenia wojska w materiały leśne. W zebraniu uczestniczyło 44 oficerów, z zawodu leśników.
W „Forstwissenschaftliches Centralblatt” (nr 1/1917) znajdujemy sprawozdanie z tego zebrania, napisane przez dr. K. Hubnera. Sprawozdanie to zostało przetłumaczone na język polski i opublikowane w miesięczniku „Sylwan” (nr 7-9/1917).
Uczestnicy zebrania przybyli do Białowieży 11 października wieczorem. Przygotowano im wspólne pomieszczenie w salach byłego pałacu carskiego. Gości powitał w kasynie oficerskim G. Escherich.
Następnego dnia, z rana, cała grupa oglądała zbiory naukowe. Później goście udali się samochodami na skład leśnictwa Białowieża, gdzie obejrzeli nowo zbudowany tartak. Escherich wyjaśnił im tutaj także zasady eksploatacji lasu. Tłumaczył, że zapasy drewna praktycznie są nie do wyczerpania. Rozmiar eksploatacji zależał jedynie od odpowiedniej liczby robotników i koni oraz sprawności środków technicznych.
Następnie zwiedzono olbrzymi skład drewna opałowego, obsługujący wyłącznie zarząd leśny. Stąd udano się do miejscowego przedwojennego tartaku, a w dalszej kolejności do obozu jeńców w Grudkach. Przy szosie prowadzącej w kierunku Prużan oglądano różne typy drzewostanów, złożonych głównie ze świerka i sosny.
Po południu gości zawieziono powozami i samochodami ciężarowymi do siedziby zarządu leśnego w Czerlonce, którym kierował kpt. Schamberg. Stąd cała grupa wyruszyła kolejką konną do znajdującego się w pobliżu obozu jeńców rosyjskich. Był to największy obóz jeniecki w całej Puszczy. Jeńcy pracowali akurat przy załadunku ciężkich kloców dębowych. Z tartaku uczestnicy na powrót udali się do leśnictwa Czerlonka, gdzie zapoznali się z występującymi tutaj drzewostanami liściastymi, a gdy już zapadał zmrok – powrócili do Białowieży. Zgromadzono się w pałacowej jadalni. Kpt. Lautenschlawger wygłosił wykład na temat stosunków hodowlanych w Puszczy, użytkowania jej w okresie rosyjskim i wyników siedmiomiesięcznej eksploatacji przez Niemców. Wieczór spędzono w kasynie oficerskim.
Następnego dnia rano uczestnicy spotkania wyjechali pociągiem do Hajnówki. Obejrzano tutaj rampę liczącą 100 m długości i stanowiącą końcowy punkt odnóg linii kolejowych biegnących z Nowego Mostu i Czerlonki. Na rampie odbywał się właśnie załadunek potężnych kloców tartacznych, które odprawiano do Solca nad Wisłą (Schulitz). Ładowano także pale portowe, przeznaczone dla Królewca i drewno brzozowe na kolby karabinowe do Erfurtu. Drewno olchowe przeznaczone było dla wojska; służyło do wyrobu pudełek na cygara.
Z rampy udano się do fabryki wełny drzewnej, w której obejrzano nowoczesne maszyny, m.in. dwie automatyczne prasy do pakowania i jedną automatyczną szlifiernię noży. Duże zaciekawienie wśród zwiedzających wywołała rozpoczęta budowa dwóch warsztatów mechanicznych. Jeden warsztat miał służyć do obróbki żelaza (obsługa zarządu wojskowego w Białowieży i etapu 12-go), a drugi do obróbki drewna (wyrób sań, wozów, mebli itp.). W halach znajdowała się już część potrzebnych maszyn.
Potem zwiedzono obóz dla tysiąca robotników. Uwagę tutaj zwracała głównie wielka jadłodajnia, zapewniająca wyżywienie wszystkich zatrudnionych.
Największe zainteresowanie wzbudził jednakże „tartak dra Eschericha” z 10 gatrami, otoczony z trzech stron torami kolejowymi. Funkcjonowała tutaj lokomobila o sile 350 koni. Na olbrzymim składzie można było umieścić aż 6 tys. metrów sześciennych materiału krągłego. Na składzie podziwiano potężne kloce sosnowe.
Z tartaku w Hajnówce cała grupa udała się kolejką do Nowego Mostu, oddalonego od Hajnówki 8 km. Tutaj kierownik urzędu leśnego Mała Narewka, kpt. Parst, pokazał piece do pędzenia terpentyny i smoły oraz wygłosił krótki wykład o pracy tych zakładów oraz uzyskiwanych przez nie dochodach. Jeden piec, w którym można było umieścić 100 metrów sześciennych drewna, po szesnastodniowym wypalaniu dawał 1700 kg oleju terpentynowego, 1260 kg smoły i 4000 kg węgla drzewnego.
Z Nowego Mostu powrócono kolejką do Hajnówki, a stąd specjalnym pociągiem do Białowieży. Po obiedzie postanowiono urządzić wycieczkę do Puszczy w celu obejrzenia żubrów. Część uczestników wyjechała na dziesięciu powozach, a część na 25 wierzchowcach. Poruszano się w kierunku północnym. Tam, gdzie partie lasu były szczególnie piękne, zatrzymywano się i urządzano krótkie spacery po nich. Dowódca szwadronu strzelców poprowadził konną część wyprawy w głąb lasu. Wprawdzie część żubrów im uciekła, ale dwie-trzy sztuki pozostały i można było dobrze się przyjrzeć tej królewskiej zwierzynie z odległości stu kroków. Do pałacu wracano już przy poświacie księżycowej.
Wieczorem kpt. Kirchner otworzył właściwe zebranie. Odczyt o celach gospodarki leśnej w obrębie Ober-Ost wygłosił radca leśnictwa Schüte. Resztę wieczoru uczestnicy spędzili w kasynie oficerskim, a nazajutrz rano odjechali pociągiem z Białowieży.
Masakra zwierzyny
Każda wojna na objętym przez nią obszarze leśnym wyrządza także olbrzymie straty w zwierzostanie. Nie inaczej było w Puszczy Białowieskiej. Jan Sztolcman w książce „Żubr – jego historia, obyczaje i przyszłość” (1926) podaje, że stan żubrów w Puszczy Białowieskiej przed wybuchem wojny wynosił 737 sztuk, utrzymując się na tym poziomie do ustąpienia Rosjan w sierpniu 1915 roku. Niemieccy wojskowi już z chwilą wkroczenia rozpoczęli prawdziwą rzeź żubrów, nie oszczędzając innej zwierzyny. Strzelali dowódcy, strzelali zwykli żołnierze. Zwierzęta, przywykłe do widoku człowieka, nie miały w zwyczaju uciekać przed nim. Feldmarszałek ks. Leopold Bawarski już w dniu 18 sierpnia 1915 roku ustrzelił jednego żubra, drugiego natomiast w styczniu 1916 roku.
W celu zapobieżenia całkowitemu wyniszczeniu puszczańskiej zwierzyny baron Adolf von Seckendorff wydał w dniu 25 września 1915 roku specjalne zarządzenie łowieckie dla Puszczy Białowieskiej. Czas ochronny dla żubra miał obowiązywać przez cały rok. Jelenie mogły być odstrzeliwane w takiej ilości, aby nie przeszkadzało im to w swobodnym rozmnażaniu się. Ustalono czasy ochronne dla jeleni, danieli, saren. Do dzika można było strzelać przez cały rok. Dla reszty zwierzyny obowiązywały pruskie rozporządzenia.
W zarządzeniu zaznaczono, że nie ogranicza ono rozkazów naczelnego dowództwa w zakresie polowania. Dlatego też cesarz Wilhelm II mógł, pozostając w zgodzie z prawem, ustrzelić jednego żubra w okolicy Czerlonki (12 listopada 1915 roku). Kolejnego żubra upolował hrabia Friedrich von Strachwitz. Rogi tej sztuki były prezentowane na Międzynarodowej Wystawie Łowieckiej w Berlinie w 1937 roku, otrzymując najwyższą ocenę i „Tarczę specjalną”.
„Gazeta Toruńska” (nr 277/1915) informowała, że polować w Puszczy można było tylko po wykupieniu karty do polowania, które wydawał zarząd leśny w Białowieży. Karty te otrzymywali wyłącznie Niemcy. Lepsze sztuki jeleni, danieli i dzików mogli odstrzeliwać jedynie goście, gorsze – urzędnicy leśni. Ilość odstrzeliwanej zwierzyny określał zarząd leśny. Goście polowali zawsze w towarzystwie urzędników leśnych.
W celu ochrony zwierzyny przed kłusownictwem sprowadzono do Puszczy straż leśną z Bawarii. Miała ona jednak ciężkie zadanie do wykonania. Zgodnie ze słowami Eschericha, przebywanie w Puszczy w 1915 roku było niemożliwe, gdyż zewsząd słyszało się odgłosy strzałów.
J. Sztolcman twierdził, że stosunki łowieckie poprawiły się nieznacznie dopiero po zaprowadzeniu przez Niemców prowizorycznej administracji. W styczniu 1916 roku w Puszczy Białowieskiej pozostawało przy życiu już tylko 178 żubrów.
Kłusownictwo ukróciły z czasem surowe przepisy. Za posiadanie broni można było stracić życie. „Gazeta Toruńska” (nr 114/1916) podaje, że wyrokiem bezapelacyjnym wojenno-polowego sądu w Białowieży z dnia 27 kwietnia 1916 roku zostali skazani na śmierć, za ukrywanie broni, trzej chłopi: Wincenty Andruszko z Jałowa, Iwan Grigorlec z Zamosza (w oryginale: Samocza) i Michał Grik z Suszczego Borku. Skazanych rozstrzelano.
Względnie spokojny dla zwierzyny stan trwał do jesieni 1918 roku, kiedy w związku z ustępowaniem wojsk, wśród żołnierzy nastąpiło rozprzężenie dyscypliny. Polować zaczął każdy, kto posiadał jakąkolwiek broń – żołdacy, okoliczni chłopi i osadnicy.
Julian Ścibor – notabene jeden z kierowników hodowli żubrów w Białowieży po II wojnie światowej – podawał na łamach „Słowa Pomorskiego” (nr 47/1923), że pobyt armii niemieckiej w Puszczy zmniejszył liczbę żubrów do 160 sztuk (faktycznie było ich jeszcze mniej – ścisłe obliczenia niemieckiej administracji wykazały, że w marcu 1917 roku na tym obszarze żyło tylko 121 sztuk). J. Ścibor pisał w oburzeniu: „Na niewiele się to jednak przydało; po Prusakach gościły w Białowieży hordy krasnoarmiejców w 1920 roku. Od kul karabinowych i ręcznych granatów, rzucanych chamską ręką mołojców z nad Donu i kacapów z pod Uralu, padły ostatnie sztuki zwierzyny, na którą niegdyś Jagiellonowie wyprawiali łowy”.
Dr K. Wróblewski w „Łowcu” (nr 10/1932) tak podsumował ponad trzyletni okres okupacji pod kątem strat w zwierzostanie: „Armia niemiecka przy gorącym współudziale ludności miejscowej wyniszczyła ten zwierzostan tak, że Polska przyjmując w roku 1919 w swoje władanie Puszczę i zwierzęta, otrzymała: żubrów 0, jeleni około 200, danieli do 50 i niewielką garstkę saren i dzików”. Tych liczb nie trzeba komentować.
Niemieckie rządy się kończą
W początku września 1918 roku nastąpiło podzielenie dotychczasowej administracji Ober-Ost na dwie odrębne: krajów nadbałtyckich i Litwy. W związku z tym administrację wojskową w Puszczy Białowieskiej, podlegającą obwodowi w Białymstoku, należało przekazać administracji cywilnej litewskiej. Na przybycie grupy litewskich urzędników-leśników trzeba było czekać jednakże ponad trzy miesiące. 10 grudnia 1918 roku stawili się w Białowieży leśnicy Kurtynajtus, Nidygor, Widygrus i Pietronus oraz ich kierownik M. Funke, delegowani od Litewskiej Rady Państwowej (Taryby). Przejęli oni od niemieckiego dowództwa, nie mającego już praktycznie żadnej władzy, całą gospodarkę Puszczy i jej zwierzostan.
Stopniowe rozprzężenie się okupacyjnych rządów niemieckich zaczęło postępować od listopada 1918 roku, po klęsce Niemców na froncie zachodnim. Oficerowie i inżynierowie pośpiesznie opuszczali Białowieżę. Rozeszła się także część żołnierzy niemieckich oraz prawie wszyscy jeńcy rosyjscy i francuscy. Wycofywaniu się towarzyszyło niszczenie ocalałych budynków, urządzeń przemysłowych itp. Dewastacji uległy pałac, elektrownia carska oświetlająca obejście pałacowe, most na stawach, rampa cesarska (rozebrano ją całkowicie w połowie lat 20.), budynek dawnego muzeum. Zniszczony został dworzec kolejowy w Hajnówce, który odbudowano w latach 1919-1920.
Dla zahamowania szerzącej się anarchii dwudziestu pięciu żołnierzy utworzyło w Białowieży Radę Żołnierską (Soldatenrat). Zaraz potem powstała Rada Robotniczo-Żołnierska, a we wszystkich okolicznych wioskach – Rady Chłopskie. Rada działała do końca zimy 1919 roku, ale jakimiś konkretnymi osiągnięciami pochwalić się nie mogła. Jan Karpiński i Mieczysław Orłowicz w „Krótkim przewodniku po Puszczy Białowieskiej” (1937) twierdzą, że zniszczyła ona lekkomyślnie wiele zbudowanych przez Niemców przedsiębiorstw. „Żołnierze niemieccy – piszą autorzy – sprzedawali za bezcen urządzenia tartaczne Żydom z Białegostoku i Bielska, dzięki czemu rząd polski odzyskał je w stanie nie nadającym się do użytku”.
Dr Konrad Wróblewski w swej pracy „Czy możliwe jest obecnie i jaką drogą można odrodzić wymierającego żubra?” (1932) dodaje: „Ludność miejscowa i okoliczna pod wpływem idei bolszewizmu, czując „Swobodę”, przystąpiła do pustoszenia lasu, demolowania budynków i dzielenia Puszczy między sobą, przyczem nie obeszło się bez zażartych bójek”.
„Goniec Krakowski” (nr 170/1918), powołując się na „Kuryer Poranny”, donosił: „W puszczy Białowieskiej kradną i niszczą wszystko Niemcy, okoliczni włościanie i sąsiedni kupcy z miast. Orgia sprzedaży bajecznie kwitnie. Proponowano w Nurcu p. K. kupno 6 nowych lokomotyw do kolejki wązkotorowych najnowszego systemu za 4 tysiące marek. Sprzedają Niemcy całe urządzenia tartaków z kotłami za 12 tysięcy marek. Beczka benzyny lub smaru ceniona jest w sumie na 50 marek. Fura desek sprzedawana jest często za 1 markę. Warunkiem kupna jest dostarczenie wagonów do Białegostoku. Dzień i noc ładują do wagonów, dynamo, całe stacye elektryczne”.
Radę Robotniczo-Żołnierską miała wspomagać utworzona naprędce przez starych białowieskich leśników Niemców, Ewalda Barka i Jerzego Jurgensona (powrócili oni do Puszczy już w sierpniu 1918 roku), milicja obywatelska, składająca się z 20 osób. Na jej czele stanął Paweł Bark, syn Ewalda. Milicja była uzbrojona i dysponowała końmi. Używała mowy rosyjskiej. Starała się dbać o porządek w całej Puszczy.
Mimo wszelkich oznak końca panowania niemieckiego w Puszczy Białowieskiej, w samych Niemczech niektórzy snuli jeszcze plany związane z wykorzystaniem puszczańskich zasobów drewna. W listopadzie 1918 roku w niemieckim czasopiśmie „Zeitschrift für Krüppelfürsorge” opublikowany został artykuł H. Ringlera, w którym autor apelował o zbudowanie w Puszczy fabryki drewnianych domów, które by łatwo można było składać i rozkładać, a następnie transportować do Niemiec, celem położenia tamy brakowi mieszkań. H. Ringler wspomina też i o innej korzyści: „Dziewiczy las białowieski, a również szereg innych wielkich obszarów leśnych w obszarze wschodnim nadaje się bardzo do tego, ażeby w chwili demobilizacji zająć wielkie rzeszy niemieckich sił roboczych celem opracowania tam znajdujących się zapasów drzewa. Wchodziłoby również w rachubę trwałe osiedlenie się ich wraz z rodzinami w tych obszarach leśnych”. Autor jest poza tym zdania, że „lasy te nadają się znakomicie jako teren działania dla inwalidów”.
Niemieckie dowództwo opuściło Białowieżę 14 grudnia, a wojska niemieckie wyszły z Puszczy dwa tygodnie później, tj. 28 grudnia 1918 roku. Dzień wcześniej, w godzinach rannych, z okolic Prużan przybył do Białowieży polski oddział konny porucznika Jerzego Dąbrowskiego. Zatrzymał się on w Parku Pałacowym. Niebawem z okolic Narewki pojawił się pięćdziesięciosobowy oddział niemiecki, wyposażony w karabiny maszynowe. Do starcia jednak nie doszło w wyniku mediacji komendanta straży obywatelskiej Pawła Barka. Oddział por. Dąbrowskiego opuścił Białowieżę, zatrzymując się jeszcze do następnego dnia w Grudkach. Niemcy przenocowali w Białowieży i rano również opuścili miejscowość.
Losami Puszczy Białowieskiej zainteresował się prof. Mikołaj M. Kułagin z Moskwy, prowadzący w niej przed wojną badania naukowe nad żubrem. W dniu 26 grudnia 1918 roku wystosował on pismo do Ludowego Komisariatu Oświaty RSFSR z prośbą o wydelegowanie do Puszczy Białowieskiej komisji, w celu ustalenia stanu tych lasów po wojnie. Do utworzenia takiej komisji jednak nie doszło w związku z objęciem administracji w Puszczy przez Polaków.
Relacja Pawła Barka
Paweł Bark, szef milicji chroniącej Puszczę, który we wrześniu 1918 roku wrócił z Rosji, pozostawił wspomnienia o tamtym okresie. Zostały one opublikowane w „Łowcu Polskim” (nr 5/1939). Żubry w chwili jego powrotu jeszcze się widywało, podobnie jak jelenie, sarny, dziki. Paweł Bark widział, jak niemieccy urzędnicy leśni polowali z podjazdu na jelenie. Kłusownictwa ze strony żołnierzy niemieckich w tym czasie jeszcze nie zauważał.
„Rewolucja niemiecka – pisał Paweł Bark – jak za dotknięciem różdżki-czarodziejki, zmieniła tych na ogół karnych i dzielnych żołnierzy do niepoznania. Od razu rozpoczęli oni handel bronią i razem z chłopami udawali się do lasu na polowania. Zabijali, rzecz oczywista, na takich polowaniach wszystko, co tylko się dało, nie wyłączając żubrów. Zaraz po wyTarg
w Białowieży. 1917 r. cofaniu się Niemców z puszczy, rozszalały tłum uzbrojonych w niemieckie karabiny chłopów, którzy tylko co, po większej części, wrócili z Rosji i przymierali głodem, rzucił się do lasu, rozpoczynając niebywałą rzeź zwierzyny, trwającą około dwóch miesięcy”.
Paweł Bark wraz z łowczym Stefanem Charczunem i ojcem Ewaldem Barkiem – tytularnym nadleśniczym, z prawdziwą ulgą dowiedzieli się z gazet i od poszczególnych oficerów, że warunki zawieszenia broni nakazują Niemcom pozostawienie w najważniejszych punktach opuszczonego terytorium odpowiednio uzbrojonych oddziałów straży obywatelskiej. Ewald udał się do dowództwa białowieskiego garnizonu, by wyjednać zezwolenia na sformowanie takiej straży w Białowieży.
Po długich i upokarzających pertraktacjach Niemcy na to się zgodzili. Przyrzekli nawet zaopatrzyć oddział w konie byłej żandarmerii polowej. Zastrzegli, że broń palną wydadzą dopiero wtedy, kiedy ostatni eszelon niemiecki opuści Białowieżę.
„I tak na czele uzbrojonych w szable 25 konnych strażników – wspominał Paweł Bark – rekrutujących się przeważnie z byłych żołnierzy z miejscowej ludności, rozpocząłem patrolowanie okolic Białowieży już opróżnionych przez Niemców, odbierając karabiny wszystkim napotykanym po drodze kłusownikom.
Pewnego dnia o zmierzchu wracałem z takiego patrolu do Białowieży od strony terpentyniarni. Przy domu, naprzeciwko wyjścia z tartaku „Stoczek”, zatrzymało mnie większe zbiegowisko ludzi. Okazało się, że dwóch Niemców, przy pomocy miejscowych chłopów, z trudem ściągało z sanek tylko co upolowanego żubra, starając się jak najprędzej zaciągnąć go do szeroko otwartych drzwi tego domu. Nie mogąc w tym czasie odważyć się na grubszą awanturę z Niemcami, poprzestałem na zwymyślaniu ich i udałem się po interwencję do niemieckiej żandarmerii. Lecz tam oświadczono mi, że sami są bezradni. Taki stan trwał do połowy grudnia 1918 roku, kiedy ostatni eszelon niemiecki nareszcie opuścił dworzec [pałac] białowieski, po wręczeniu mi uprzednio kluczy od szafy z karabinami i amunicją dla straży obywatelskiej.
Zdałem sobie wtenczas sprawę, że z tak nikłemi siłami całej zwierzyny uratować nie zdołam i że wszystkie wysiłki skierować należy na obronę ludności cywilnej, która tłumnie zaczęła do Białowieży zjeżdżać z okolic, pod opiekę straży, uciekając od coraz to liczniejszych napadów bandyckich, jak również na obronę olbrzymich inwestycji niemieckich w postaci znacznej ilości zakładów przemysłowych, rozsianych po puszczy i jej okolicach, oraz pałacu i budynków państwowych.
Bezładna strzelanina w lesie tymczasem przybierała coraz większe rozmiary. Na domiar nieszczęścia, już na początku grudnia wypadł obfity śnieg i świetna ponowa uwidoczniała (…) wszystkie ścieżki biednej zwierzyny. (…) W największem niebezpieczeństwie okazały się żubry. (…) Strzelano na chybił-trafił, nie przestrzegając ani elementarnych zasad łowieckich, ani odległości, przeważnie z tyłu, używając do tego zaostrzonych kul karabinów wojennych. Nic dziwnego, że kłusownicy po większej części zadawali zwierzynie tylko rany, nie troszcząc się potem o los ranionej zwierzyny. Dlatego też cała puszcza potem, kiedy już ukrócona została ta swawola, zasiana była jeszcze rozkładającemi się trupami zwierzyny. I jeszcze w maju 1919 roku znalazłem niedaleko drogi, prowadzącej z Białowieży do Browska (…) dwa trupy żubrów, na ogół zjedzonych przez wilków.
(…) Jak tylko na to pozwalały okoliczności i czas, absorbujący prawie całą naszą energię na walkę z bandytyzmem, wyjeżdżaliśmy na patrole do lasu, używając do tego wielkich niemieckich parukonnych sanek, w których swobodnie mogło się pomieścić 6 osób. Zamiarem moim wtedy było zlokalizowanie w miarę możności tych eskapad kłusowników, terroryzując ich wszelkiemi sposobami. Wycieczki takie nie były też pozbawione pewnego niebezpieczeństwa, gdyż nieraz kule zabłąkane – i nie tylko zabłąkane – gwizdały wzdłuż linii oddziałowych nad naszemi głowami, rykoszetując od gałęzi przydrożnych drzew. (…) Puszcza przedstawiała w tych czasach widok okropny: pełno było śladów farbującej zwierzyny i często śladom tym towarzyszyły ślady łapci „szlachetnych nemrodów”. (…)
Pewnego dnia zaalarmowany zostałem wiadomością, że chłopi niedaleko wsi Budy okrążyli stado żubrów i posłali po posiłki do pobliJeńcy
rosyjscy w Puszczyskich wiosek. Natychmiast udaliśmy się w te strony. Lecz za późno. Z licznych śladów łapci i butów można było wywnioskować, że przed paru zaledwie godzinami odbyło się tu polowanie w „kocioł”. W centrum tego kotła zaś liczne ślady farbujących żubrów, oraz kilka miejsc szeroko wygniecionego krwawo-żółtego śniegu świadczyły o tylko co dokonanych tu czynach wandali.
Innym razem, powracając z patrolu we wsi Paszucka Buda, zauważyliśmy stado jeleni, wielkimi susami uciekające przez drogę. (…) W ślad za zwierzyną wyłoniło się dwóch drabów z karabinami w ręku. Przerażenie ich było niemałe, kiedy raptem usłyszeli okrzyk: „ręce do góry” i zobaczyli lufy pięciu karabinów, skierowanych wieloznacząco do nich. To też bez sprzeciwu dali się rozbroić i obezwładnić.
Przerażona ciągłą strzelaniną zwierzyna zaczęła powoli uchodzić poza obręb puszczy, kryjąc się w zaroślach sąsiadujących z puszczą, należących do włościan i ziemian lasów. Toteż w patrolach naszych zmuszeni byliśmy zataczać coraz szersze kręgi.
Mroźny zmierzch pewnego dnia zimowego zastał nas w pobliżu chutoru Czadziel. Raptem usłyszeliśmy gęstą strzelaninę i ujadanie psa w odległości kilometra od nas. Pędem rzuciliśmy się w kierunku strzałów, aż nareszcie dotarliśmy do większej, pokrytej śniegiem polany, na środku której krzątało się kilkanaście sylwetek ludzkich. W kępie drzew zatrzymaliśmy konie i, formując naprędce tyralierę, wysypaliśmy na polanę, poruszając się w kierunku krzątających się ludzi. Tam od razu zapanował gorączkowy ruch: huknął strzał jeden, drugi i wreszcie wywiązała się ożywiona strzelanina. W miarę naszego stopniowego zbliżania się, cienie ludzkie pierzchały gdzie tylko który mógł. (…) Ku naszemu wielkiemu zdumieniu [ujrzeliśmy] kapitalnego jelenia 10-taka i siedzącego przy nim na straży psa kłusownika. Ponieważ był to pies kłusownika, padł od celnego strzału z rewolweru. Jelenia załadowano do sanek. (…)
Wjeżdżając do lasu, spotkaliśmy furmankę chłopską, ku wielkiemu naszemu zdumieniu okazał się tu drugi jeleń 10-tak, a przy nim ukryty mauzer myśliwski.
W styczniu 1919 roku, po długich i mozolnych wysiłkach udało się nam nareszcie schwytać hersztów i 18 bandytów, likwidując tym samym dwie bandy, grasujące w okolicach puszczy i terroryzujące ludność, a szykujące się do napadu na samą Białowieżę. W tej akcji ze strony strażników zginął jeden, rozszarpany przez granat ręczny, rzucony przez bandytów, padając ofiarą dobrowolnie przyjętego na siebie obowiązku obywatelskiego (ś.p. Wiktor Smoktunowicz). Ze strony bandytów padło trzech i jeden został ranny. Okoliczność ta rozwiązała mi ręce w dalszej akcji tępienia kłusowników”.
W połowie lutego 1919 roku Paweł Bark nawiązał kontakt z oddziałem mjra Dąbrowskiego. Od niego otrzymał odpowiednie pełnomocnictwo i przyrzeczenie pomocy w razie potrzeby. Wtedy to białowieska straż obywatelska, już w imieniu Rządu Polskiego, przystąpiła do ostatecznej pacyfikacji puszczy.
„W marcu 1919 roku – relacjonował P. Bark – dotarły do mnie pogłoski, że pewien chłop z chutorów z okolic Chwojnika, z dwoma synami, zabił ostatniego, niedobitego do tego czasu żubra. Natychmiast wyruszyłem do wymienionego chutoru. Właściciel (…) z początku wypierał się wszystkiego. (…) Nakazałem skrupulatną rewizję. Cały chutor został przetrzęsiony do góry nogami, lecz bez rezultatów. Już chcieliśmy odjeżdżać, kiedy uprzytomniłem sobie, że chłop zdradzał pewne zdenerwowanie przy zbliżaniu się strażników do szopy, zawalonej aż pod sufit drobno narąbanym drewnem do pieca. Postanowiłem wyrzucić to drewno, co zajęło nam dobrą godzinę czasu. Pod drewnem okazały się: beczka mięsa, świeża głowa i czaszka ostatniego żubra w Białowieży”.
Straż Pawła Barka w czasie swej działalności odebrała od kłusowników i miejscowej ludności około 350 karabinów różnych systemów. Cdn
Piotr Bajko
What’s Going down i’m new to this, I stumbled upon this I’ve found It positively useful and it has helped me out loads. I am hoping to give a contribution & help other customers like its aided me. Good job.
Xy5xTS Im obliged for the blog.Much thanks again. Really Great.
HRT is mostly prescribed by doctors because they trust that iit could Help guard
against particular diseases that menopausal-age girls osteoporosis,
heart disease, diabetes, thyroid disease, and some forms of cancer.
Additionally, it will be evident that withou the assistance
of increasing your Testosterone levels to reflect amounts had in your
youth, these results, and energy level outputs wouldn’t
be possible.
You understand therefore considerably when it comes to this topic, made me for my part believe it from numerous numerous angles. Its like men and women are not involved until it’s one thing to accomplish with Lady gaga! Your individual stuffs great. All the time maintain it up!