Joanna Czaban, Krynki – inny punkt widzenia

Krynki na Szlaku Tatarskim, przystanek, a raczej punkt tranzytowy, w drodze do słynnych Kruszynian. Zdaje się, że i książę Karol, podążając parę lat temu do kruszyniańskich jadłodajni, nie przystopował chociażby na chwilkę na kryńskim rondzie.

Ale nie samym chlebem żyje człowiek, w tym studenci z Syracuse. Podczas swojej wrześniowej eskapady i do meczetu trafili, i z Krynkami się zapoznali. Kryńskie pierożki z Gospody pod Modrzewiem, choć wyjątkowo smaczne, były tylko epizodem w ich bogatym w nowe doświadczenia dniu.

Jedenastu adeptów prawa, dziennikarstwa, a nawet biologii przyjechało do Polski, by wziąć udział w studiach kultury i polityki pojednania w Europie Środkowej. To wspólny program realizowany przez uniwersytet w Syracuse w stanie Nowy Jork i Dolnośląską Szkołę Wyższą we Wrocławiu. Siódmy dzień ich pierwszej w życiu wyprawy z Nowej Ziemi na Stary Kontynent. To gigantyczna odległość, nie tylko w sensie geograficznym. Chciałoby się jak najwięcej poznać, zobaczyć, dotknąć wszystkiego. Każda minuta spędzona w Krynkach jest na wagę złota. Pośpiech jak na żydowskim pogrzebie. Rekwizytami są tu mikrofony, aparaty i notatniki. Wędrówkę zaczęli od kryńskich zaułków, cerkwi i synagog. Słuchali opowieści o garbarstwie, gettcie, białoruskiej szkole Łukasza Dziekuć-Maleja i o pisarzu Sokracie Janowiczu. Zakończyli na kirkucie. Ich pierwsze wrażenia? To miasto-mogiła, czara przepełniona goryczą.

czaban
Amerykańscy i wrocławscy studenci na mogile Sokrata Janowicza na cmentarzu prawosławnym w Krynkach Fot. Juliet Golden

Kryński Tatar, Polak, Białorusin, Żyd, prawosławny, katolik, w rzeczy samej kto to? Kim oni są? Zagadnienie, którego nie rozumieją nie tylko Amerykanie, ale również, a może przede wszystkim, kryńczanie.

Jeśli urodziłeś się z drugiej strony polsko-białoruskiej granicy to jesteś Polakiem czy Białorusinem? A gdy twój ojciec urodził się z tej strony, to jaki z ciebie Białorusin? A jeśli rodzice chodzą do kościoła, albo się przemieszali religijnie? Zaiste, zagmatwane kalambury.
– Niech ktoś wytłumaczy, dlaczego? -szukali wyjaśnień zagraniczni.
– Dlaczego, tuż po wojnie, w synagodze chasydów słonimskich organizowano potańcówki?
– Dlaczego ta synagoga dostała się w prywatne ręce i czyje są te ręce?
– Czy jest tu przestrzeń dla białoruskiej tożsamości?
– Jak wpływa poczucie takiej tożsamości na relacje międzyludzkie ?
– Jakie jest pojęcie normy moralnej wśród miejscowych?
– Dlaczego lokalne władze nie opiekują się żydowskim cmentarzem?
– Kto tu odpowiada za moralne kształcenie młodego pokolenia w duchu szacunku do innego i czy w ogóle ktoś tu się tym zajmuje?
– Nowe domy obok zaniedbanych, młodych na ulicach zupełnie nie widać, w centrum miasta cicho niczym na kirkucie, co się stało z poczuciem wspólnoty?
– Dlaczego istnieją nieporozumienia wśród miejscowych na tle konfesyjnym, by nie powiedzieć narodowościowym?
Juliet Golden – amerykańska dziennikarka, jedna z opiekunek studentów z Syracuse, była tu przedtem. Jej wrażenia?
– Jestem przerażona, to przecież prawdziwe, miasto, a jednocześnie zwyczajna wioska. Najsilniej porusza to, czego już nie ma. Zwykła wieś z ogromnym, niczym katedra, kościołem i nie ma Żydów. Zupełnie zapomniani. To co po nich zostało, znajduje się w opłakanym stanie. Czuję tu wyjątkowo skomplikowane stosunki międzyludzkie i przeszłość, która dzieli a nie łączy, by zrozumieć wspólne dziedzictwo. To przeraża. Wcześniej nie mogłam tu znaleźć nikogo, kto by zechciał mi pomóc w zrozumieniu całej tej sytuacji.
– W Krynkach znalazłam się po raz pierwszy, to miejsce napawa mnie lękiem – przyznaje profesor Hana Cervinkova, współorganizator wyprawy. Boli mnie brak szacunku do historii i dziedzictwa tego niegdyś wielokulturowego miasta. Myślę, że odpowiedzialność za ochronę owej spuścizny spoczywa na lokalnej społeczności. Byłby to gest symbolizujący tak ważną dla chrześcijan miłość do bliźniego. Ze smutkiem stwierdzam, iż tej miłości nie dostrzegam w Krynkach.

Co ich tu sciągnęło?
– Naszym studentom zaproponowaliśmy unikalny program pełnowymiarowych studiów – wyjaśnia profesor Cervinkova. – Swoim zasięgiem obejmują one obszar Europy Środkowej. Jestem Czeszką żyjącą w Polsce. Profesjonalnie zajmuję się antropologią kultury. Badania w Europie Środkowej prowadzę już od wielu lat. Razem ze studentami staramy się dostrzegać niedociągnięcia tej części świata. Jednak najważniejszą kwestią jest przyszłość, jakże zagrożonego dziś, pojednania i porozumienia międzykulturowego. Zależy nam szczególnie na studentach ze Stanów Zjednoczonych – naszych przyszłych ambasadorach. W pracy nie koncentrujemy się na problemach jednego narodu. W najbliższych planach mamy wyjazd do Czech. Tam chcemy zająć się współczesnymi, trudnymi czesko-romskimi relacjami, problemem przesiedlonych tuż po wojnie Niemców oraz holokaustem. Podczas wyprawy do Niemiec zainteresujemy się podzielonym na dwie części Berlinem oraz holokaustem.
Wierzymy, że zrozumienie tutejszych konfliktów pomoże w analizie i rozwiązywaniu kwestii spornych również w innych częściach świata. Wspólnie ze studentami dotykamy też bardzo trudnych zagadnień, między innymi wojennego i powojennego terroru. Chcąc mówić o pojednaniu, musimy zacząć od konfliktów, nie ma tu innej opcji. Odnoszę wrażenie, że amerykańscy studenci w ciągu ostatnich siedmiu dni zrozumieli więcej niż niejeden polski, białoruski czy litewski student. U nas ciągle jeszcze dominuje intencjonalne niezauważanie ważnych tematów. Właśnie wróciliśmy z litewskich Ponarów – pomnika czasów drugiej wojny światowej. Tam zabito bestialsko m.in. 170 tys. Żydów. Dowiedzieliśmy się, że tylko 1000-1500 osób miesięcznie odwiedza to miejsce. Wśród nich prawie nie ma Litwinów, co znaczy, że jest ono zupełnie nieważne dla ich zbiorowej pamięci. W Polsce sprawa wygląda podobnie, a Krynki są tego wydatnym przykładem.

8 Comments

Comments are closed.