Po zakończeniu I wojny światowej Puszcza Białowieska i Białowieża znalazły się w granicach odrodzonego państwa polskiego. Zarówno puszcza jak i osada przedstawiały sobą opłakany widok. Większość budynków mieszkalnych i gospodarczych w Białowieży spalili jeszcze w sierpniu 1915 roku odchodzący stąd kozacy. Z kolei okupanci niemieccy obrabowali puszczę ze wszystkiego, co się tylko dało – w pierwszym rzędzie oczywiście rzucili się na eksploatację jej zasobów drzewnych. Pozostawili po sobie bałagan i mnóstwo nie wywiezionego surowca.
Drzewostany iglaste wkrótce opanowała plaga kornika, który przystąpił do ich niszczenia, jakby chciał dokończyć rabunkową gospodarkę Niemców. Powracający z uchodźstwa mieszkańcy Białowieży i okolicznych wsi zastali puste miejsca po spalonych domostwach i porośnięte krzakami pola uprawne. Trzeba było zaczynać od zera. Niewyobrażalna bieda i głód skłaniały ludzi do zachowań niezgodnych z prawem – na terenie puszczy kwitło w najlepsze kłusownictwo, dawały się we znaki także grasujące bandy rabunkowe.
Trzeba było od nowa organizować struktury administracyjne i gospodarcze osady oraz puszczy, dobierać dla nich właściwe kadry. Nad tymi problemami pochylało się wiele głów. W unormowaniu białowieskich spraw uczestniczył też hrabia Maurycy Potocki (1894-1949) – właściciel dóbr Jabłonna, Nieporęt i Białobrzegi pod Warszawą, spokrewniony z wieloma domami arystokratycznymi Europy. Hrabia brał udział w wojnie światowej, walczył w I Korpusie Polskim w Rosji pod dowództwem gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego. Był także uczestnikiem wojny polsko-ukraińskiej 1918-1919 i polsko-radzieckiej 1920 roku. Do rezerwy przeszedł w stopniu porucznika ułanów. W okresie międzywojennym nie odgrywał większej roli politycznej w kraju, choć pozostawał w bliskich stosunkach ze sferami rządowymi. Jako zwolennik Józefa Piłsudskiego, związany był z jego obozem. Miał udziały w Hucie Szklanej „Jabłonna”. W latach trzydziestych zarząd jego dóbr i interesów zajmował się m.in. budowaniem eleganckich willi. Materiał drzewny sprowadzał czasem z Puszczy Białowieskiej.
W połowie grudnia 1922 roku, po utworzeniu Urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej, Maurycy Potocki został urzędnikiem etatowym jego kancelarii. Otrzymał on od głowy państwa polecenie przystąpienia do pracy nad organizacją prezydenckich polowań reprezentacyjnych, głównie w Białowieży i Spale. Hrabia w prasie odnosił wprawdzie ten fakt do stycznia 1922 roku (zob. „Kurjer Warszawski” nr 274/1929), ale jest to niewątpliwie pomyłka. W tym okresie nie było jeszcze Urzędu Prezydenta RP, funkcjonowało biuro Naczelnika Państwa. I to z jego ramienia Białowieżę wizytował we wrześniu 1922 roku generał Jan Jacyna – adiutant generalny Józefa Piłsudskiego. Oglądał on w Białowieży pałac carski, w którym planowano urządzić reprezentacyjne apartamenty prezydenckie. Ale pałac był w złym stanie, wymagał generalnego remontu. Sprawa ta w rezultacie została odłożona na później.
Maurycy Potocki odwiedził Białowieżę prawdopodobnie dopiero w styczniu 1923 roku. Zaczął od oględzin pałacu, który zrobił na nim, podobnie jak na generale Jacynie, fatalne wrażenie. Potocki także doszedł do wniosku, że z pałacem należy trochę zaczekać.
Z dniem 1 stycznia 1924 roku pałac przeszedł pod zarząd Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych, które jeszcze tego samego roku część pomieszczeń pałacowych wydzierżawiło angielskiej spółce „Century”, mającej umowę na eksploatację zasobów drzewnych Puszczy Białowieskiej. Spółka po przeprowadzeniu remontu urządziła w pałacu swoje biura i mieszkania dla urzędników. Opuściła je po pięciu latach i dopiero wówczas przystąpiono do urządzania w pałacu apartamentów reprezentacyjnych. Jednak Potocki już tym się nie zajmował.
Sytuacja, którą Maurycy Potocki zastał w Białowieży w 1923 roku, po prostu go przeraziła. Pisał później w jednej z warszawskich gazet, że resztki istniejącego zwierzostanu były tępione bez pardonu. Zwierzynę dziesiątkowali nie tylko kłusownicy, robotnicy, pracujący przy eksploatacji lasów, bandyci ukrywający się w puszczy, lecz padała ona nawet z ręki straży leśnej i przedstawicieli wszelkich szczebli administracji leśnej. Na tę dziesiątkowaną w sposób nielegalny zwierzynę urządzano od czasu do czasu oficjalne polowania, organizowane przez nadleśnictwa i Zarząd Okręgowy Lasów Państwowych w Białowieży.
Gdy Potocki i jego współpracownicy podjęli próbę likwidacji rozpanoszonej w Białowieży anarchii, zetknęli się z olbrzymimi trudnościami. Zamiast oczekiwanego wsparcia i współdziałania, hrabia napotykał na każdym kroku i w każdym urzędzie nieskrywaną niechęć. Bez najmniejszych skrupułów starano się wyprowadzić go w pole.
Hrabiego szczególnie bolała sprawa wyniszczenia żubra. Ostatnie okazy padły w puszczy jeszcze wiosną 1919 roku. Potocki rozmawiał z dawnymi strażnikami łowieckimi, którzy zajmowali się hodowlą żubrów i zgodnie z długoletnią tradycją, przechodzącą z ojca na syna, patrzyli na to zwierzę jako coś nietykalnego. Opowiadali oni ze łzami w oczach o zagładzie zwierzęcego króla puszczy, hołubionego przez całe pokolenia. Niestety, byli też ludzie wśród dawnej straży, którzy sami brali udział w tej rzezi, tłumacząc później, że czując się prawowitymi właścicielami hodowanego przez siebie zwierza nie mogli pogodzić się z tym, że ktoś korzysta z ich pracy.
Potocki nie zgadzał się z panującą wówczas opinią, że żubra wyniszczyli Niemcy. Bardziej obwiniał o to miejscową ludność. Pisał: „Niemcy roztoczyli bardzo staranną opiekę nad zwierzostanem puszczy, a sporadyczne przypadki kłusownictwa były karane z nadzwyczajną surowością i całą bezwzględnością pruskiego „regime’u”. Niemcy pozostawili około 150 sztuk żubrów w Białowieży. Po wyjściu Niemców nastały czasy kompletnej anarchji. „Zaczerwieniły się od posoki” wszystkie drogi, wychodzące z kniei na Białowieską polanę. Określenie to jest zupełnie prawdziwe i ściśle zgodne z prawdą, gdyż kto żyw wychodził rano z bronią palną do lasu, a kto jej nie posiadał, to ją wynajmował choćby na jeden dzień, a wieczorem fura za furą, jak w letnie żniw wieczory, ściągała do wsi ze wszech stron, obarczona krwawiącym plonem dziennej strzelaniny”.
Hrabia chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że te „około 150 sztuk żubrów”, które Niemcy łaskawie pozostawili w puszczy – to resztka z tych 737 sztuk żubrów, które bytowały w lasach białowieskich przed wybuchem wojny. Okupanci w ciągu pierwszych kilku miesięcy wybili około 80 proc. żubrów. Rozgrzeszanie ich z tego barbarzyństwa jest tu zgoła niestosowne.
Potocki rozumiał, że prędzej czy później nastanie taki czas, kiedy żubry trzeba będzie sprowadzić do puszczy, by ponownie stały się one częścią tutejszej fauny. Na razie było to niemożliwe, w puszczy wciąż brakowało ładu i porządku. Hrabia tłumaczył zainteresowanym, że należałoby zacząć od samych podwalin, a więc – od szczegółowego zlustrowania puszczy, zbadania miejscowych warunków, odszukania odpowiednich ludzi do prac przy hodowli i ochronie zwierzyny. Dawni strażnicy na pewno z chęcią powróciliby do swej pracy. Oczywiście od razu trzeba byłoby wyeliminować tych, którzy splamili swoje ręce żubrzą krwią.
Pomimo wielkich trudności i niechęci okazywanej przez funkcjonujące urzędy i osoby nimi kierujące, Potockiemu udało się doprowadzić do utworzenia straży łowieckiej, której trzon stanowili członkowie straży obywatelskiej, utworzonej jeszcze w 1918 roku przez starego leśnika Ewalda Barka. Na czele 25-osobowej straży hrabia postawił Wiktora Zwolanowskiego, byłego łowczego, współorganizatora polowań reprezentacyjnych cara Mikołaja II w Spale. Potocki ściągnął go do Białowieży, wiedząc że posiada on gruntowną znajomość pracy organizacyjno-łowieckiej. Zwolanowski bardzo starannie i selekcyjnie dobierał personel straży. Dawało to gwarancję, że ta grupa ludzi będzie sumiennie wywiązywać się ze swych obowiązków. Głównym problemem był jednak brak środków na utrzymanie całego zespołu.
W 1923 roku białowieskiemu łowiectwu dość poważnie zredukowano środki na działalność. Na Białowieżę pozostawiono tylko etat łowczego i strzelca, tudzież dwa etaty pomocnicze – woźnicy i stróża. Straż łowiecka w tej sytuacji straciła podstawy funkcjonowania. Została rozwiązana, nie zdążywszy przejawić żadnego działania. Gospodarkę łowiecką przejął Zarząd Okręgowy Lasów Państwowych w Białowieży, a prowadziły ją podległe mu nadleśnictwa. Zadaniem priorytetowym dla Puszczy stało się przede wszystkim dostarczanie surowca drzewnego. Potocki obliczył, że w tym celu ściągnięto w 1923 roku około sześciu tysięcy ludzi. Łowczy Zwolanowski pozostał w Puszczy Białowieskiej jeszcze na pewien czas. Na wiosnę 1924 roku organizował polowanie na głuszce dla ministra rolnictwa i dóbr publicznych Stanisława Janickiego – o czym wspomina Stefan Krzywoszewski w książce „Z przeżyć i wrażeń myśliwskich” (Kraków 1927).
Maurycy Potocki, stwierdziwszy że jego dalsza praca w Białowieży nie ma większego sensu, poprosił prezydenta o udzielenie mu dymisji. I tak się stało. Właściwa służba łowiecka w Puszczy Białowieskiej została zorganizowana dopiero w 1929 roku, w oparciu o „Ustawę łowiecką”, wydaną przez ministra rolnictwa 3 grudnia 1927 roku.
Zachowując w pamięci obraz nieunormowanych stosunków w Puszczy Białowieskiej i rozpanoszone w niej kłusownictwo, Potocki w 1929 roku ostro zareagował na wieść o sprowadzeniu do Białowieży pierwszych żubrów w celu przywróceniu tego gatunku odwiecznej jego ostoi. Twierdził, że jest za wcześnie na taki krok. Żubr musiałby zastać w Białowieży sprzyjające dla swego istnienia warunki, właściwą organizację i opiekę, na czele której powinni stanąć ludzie kompetentni i obeznani z powierzonymi im zadaniami, nie tylko teoretycznie, ale przede wszystkim praktycznie. A takich warunków – jego zdaniem – Białowieża jeszcze nie spełniała. Ponadto w puszczy należałoby najpierw zaprowadzić taką gospodarkę, która sprzyjałaby hodowli i rozmnażaniu zwierzyny, z żubrem na czele. Po lekturze publikacji na temat aktualnej gospodarki leśnej w Białowieży hrabia nie odniósł wrażenia, że podejmuje się w niej odpowiednie działania w kierunku przygotowania puszczy na przyjęcie żubra.
Potocki zgłaszał swoje wątpliwości także w zarządzie oddziału polskiego Międzynarodowego Towarzystwa Ochrony Żubra, którego był członkiem. Powodowany tymi samymi obawami przemysłowiec i podróżnik Stanisław Lilpop wystosował do zarządu oddziału list, proponując zamiast Białowieży – Pszczynę, wykazującą – jego zdaniem – dostateczną umiejętność hodowli żubra. Na wątpliwości Potockiego, przedstawione na łamach „Kurjera Warszawskiego” (nr 274/1929), dość emocjonalnie zareagował poeta i zagorzały myśliwy Julian Ejsmond (nr 277/1929). Potocki replikował, łagodząc nieco swoją wypowiedź, aczkolwiek nadal nie czuł się przekonany, że rozwój białowieskiej hodowli przebiegnie pomyślnie (nr 284/1929).
Ministerstwo Rolnictwa zapewniło oponentów, że jest przygotowane do przyjęcia odpowiedzialności za los żubra w Białowieży. Czas pozytywnie zrewidował tę obietnicę. Obawy Maurycego Potockiego były więc trochę na wyrost. Przez około sześć lat jego nieobecności w puszczy sytuacja w niej jednak nieco się ustabilizowała.
Pierwsze dwie sztuki – żubra i żubrobizona – sprowadzono do Białowieży 19 września 1929 roku. Umieszczono je w specjalnym 30-hektarowym zwierzyńcu, znajdującym się na terenie Nadleśnictwa Zwierzynieckiego. Zwierzyniec był ogrodzony parkanem z grubych desek, zabezpieczonym od góry drutem kolczastym. Nad żubrami czuwała całodobowo nowo powołana straż łowiecka, złożona z ośmiu strzelców, którymi kierował dawny łowczy carski Stefan Charczun.
Poznański „Nowy Kurjer” (nr 240/1929) napisał, że sprawa powrotu żubrów do Białowieży miała nie tylko doniosłe znaczenie kulturalne, ale w pewnym zakresie także polityczne. Otóż na wielu międzynarodowych zjazdach łowieckich, leśnych i ochrony przyrody, podnoszone były zarzuty, że Polska dopuściła do wyginięcia żubra w ostatnim jego siedlisku w Europie. Sprowadzenie żubrów do Puszczy Białowieskiej położyło kres tym oskarżeniom.
Pod koniec 1929 roku Maurycy Potocki poznał Edmunda Wagnera, który w latach 1900-1911 pracował jako łowczy w Puszczy Białowieskiej. Zaproponował mu objęcie posady łowczego w Iwacewiczach na Polesiu. Wagner pracował w tym czasie jako leśniczy na terenie Nadleśnictwa Jachcice, w okolicy Bydgoszczy. Ofertę przyjął z radością, gdyż łowiectwo było bardzo bliskie jego sercu. Jeszcze w grudniu 1929 roku przeniósł się na nowe miejsce pracy. Po pewnym czasie teren jego działania powiększył się o majątek leśny Bytoń nad Szczarą. Po wybuchu II wojny światowej Wagner zatrzymał się u Potockiego w Jabłonnie, gdzie pracował jako intendent. Gdy wojna się skończyła, powrócił do Puszczy Białowieskiej. Tutaj w połowie listopada 1944 roku objął ponownie stanowisko łowczego i rozpoczął organizację łowiectwa na tym terenie.
Maurycy Potocki dał się poznać jako pasjonat łowiectwa, działał aktywnie w Polskim Związku Łowieckim. Urządzał elitarne polowania w swoich posiadłościach. W latach trzydziestych był zapraszany na polowania reprezentacyjne, organizowane przez prezydenta Ignacego Mościckiego w Puszczy Białowieskiej. W polowaniach tych brali udział dygnitarze zagraniczni, dzięki czemu hrabia mógł zawrzeć szereg znajomości, m.in. z czołowymi osobistościami politycznymi III Rzeszy, jak chociażby Arthur Greiser czy Hans von Moltke. Potocki uczestniczył w dwóch polowaniach białowieskich – w 1934 roku (11 i 12 stycznia) oraz w 1935 roku (28 i 29 stycznia).
Podczas drugiego polowania zawarł znajomość z Hermannem Göringiem, który polował w Puszczy Białowieskiej po raz pierwszy. Hrabia kierował wówczas ofladrowywaniem wilków, gdyż był uznanym specjalistą w nagankach wilczych.
W 1936 roku, przed przyjazdem premiera Prus Göringa na polowanie do Białowieży, minister Józef Beck wydał w Warszawie wystawne śniadanie na cześć niemieckiego gościa. Pośród zaproszonych gości był też Maurycy Potocki z żoną Marią.
W 1937 roku Hermann Göring polował w Białowieży po raz trzeci. Maurycy Potocki zaprosił go na polowanie do swoich lasów pod Iwacewiczami. Premier Göring polował w nich 19 i 20 lutego. Z doskonałym rezultatem – ustrzelił dwa wilki, cztery rysie i szesnaście dzików. Dwa spośród upolowanych rysi położył dubletem, to jest dwoma szybkimi strzałami oddanymi z dwulufowego sztucera. Göring z wdzięczności za udane polowanie podarował Potockiemu srebrną paterę z wygrawerowanym napisem, zaczynającym się od słów „Mojemu drogiemu przyjacielowi…”. Hrabia oczywiście wówczas nie mógł wiedzieć, że jego „przyjaciel” za kilka lat stanie się zbrodniarzem wojennym.
Po raz kolejny Maurycy Potocki miał okazję spotkać się z Göringiem w listopadzie 1937 roku, na Międzynarodowej Wystawie Łowieckiej w Berlinie. W dniu rozdania nagród honorowych berlińskiej wystawy hrabia, jako członek komitetu wystawowego, wręczył Göringowi potężnego mosiężnego żubra jako dar łowiectwa polskiego.
Maurycy Potocki pasjonował się także automobilizmem. Uczestniczył w rajdach samochodowych, organizowanych przez Automobilklub Polski, którego członkiem był od 1924 roku. Zdobył tytuł mistrza Polski za rok 1930. Należał do „Elity Polskich Jeźdźców Automobilowych”, powołanej przez Komisję Sportową Automobilklubu w 1928 roku. Ciekawostką jest, że niektóre rajdy samochodowe zahaczały również o Białowieżę (m.in. w latach 1921, 1923, 1930, 1931 i 1934). Hrabia jeździł swoim Austro-Daimlerem na polowania m.in. do Iwacewicz na Polesie, w austriackie Alpy, czy też do Norwegii.
Po napaści Niemiec na Polskę w 1939 roku Potocki wszedł w skład Straży Obywatelskiej, należał też do Tajnej Organizacji Wojskowej. Podczas okupacji wykorzystywał swoje znajomości wśród hitlerowców do udzielania pomocy aresztowanym Polakom, wsławił się uratowaniem wielu osób uwięzionych przez Niemców. W należącej do niego kamienicy w Warszawie urządził restaurację, która była dla AK przykrywką do działalności konspiracyjnej. Bardzo przydatne okazały się tutaj fotografie wykonane podczas polowań w Białowieży i Iwacewiczach, na których hrabia stał obok Göringa. No i oczywiście ta nieszczęsna, „przyjacielska”, patera. Po upadku powstania Potocki osiadł w Ojcowie. W marcu 1945 roku został aresztowany przez NKWD i osadzony w więzieniu w Kielcach. Po kilku miesiącach, w wyniku akcji partyzanckiego oddziału ZWZ i AK, dowodzonego przez Antoniego Hedę, hrabia odzyskał wolność. W jesieni tego samego roku, przebrnąwszy przez tzw. zieloną granicę, trafił do Anglii, gdzie po upływie niecałych czterech lat zmarł. Spoczął na londyńskim cmentarzu Brompton. W 2012 roku w kościele w Jabłonnie odsłonięto tablicę poświęconą jego pamięci.
Piotr Bajko
It is best to take part in a contest for the most effective blogs on the web. I will recommend this web site!
YeOpw1 This site certainly has all of the info I wanted concerning this subject and didn at know who to ask.
It’s actually very complex in this full of activity life to listen news on TV, therefore I simply use web
for that purpose, and take the most recent news.
“Well I really liked studying it. This tip offered by you is very constructive for proper planning.”
Thanks for sharing, this is a fantastic article post. Awesome.
It’s great that you are getting ideas from this piece of writing as well as from our dialogue made at this time.
Witrynka zdecydowanie warta polecenia, choć posiada nieco błędów. Niemniej – gratulacje dla autora.
Hey, thanks for the article.Much thanks again. Fantastic.
Marvelous, what a web site it is! This website gives helpful data to us, keep it up.
Say, you got a nice blog article. Awesome.
Im obliged for the blog. Keep writing.