Jerzego Nowosielskiego ślady na Podlasiu

Rozmowa z Piotrem Łozowikiem, autorem filmu „Śladami mistrzów. Nowosielski na Podlasiu”

Jerzy Sulżyk: – Kiedy po raz pierwszy zetknął się pan z nazwiskiem Jerzego Nowosielskiego?

Piotr Łozowik: – Szczerze mówiąc nie pamiętam. Nazwisko Nowosielskiego było od dawna obecne w mojej świadomości, za sprawą telewizji, prasy czy rozmów ze znajomymi. Jednak jakoś specjalnie mnie ta postać nie przyciągnęła. Wcześniej zainteresował mnie Adam Stalony-Dobrzański – byłem, nadal jestem, pod ogromnym wrażeniem jego witraży z gródeckiej cerkwi.

– A kiedy Jerzy Nowosielski stał się dla pana na tyle ważny, że postanowił pan zrealizować o nim film?

– W połowie 2016 roku przeczytałem w Przeglądzie Prawosławnym o roli, jaką odegrał przy projektowaniu hajnowskiego soboru, jego wizjach plastycznych, projekcie polichromii wewnętrznej i zewnętrznej. W artykule wymieniono Adama Stalony-Dobrzańskiego i Aleksandra Grygorowicza. Wtedy zacząłem czytać więcej na temat Jerzego Nowosielskiego, oglądać jego obrazy, zajrzałem do jego biografii. Widziałem i podziwiałem wspaniałe realizacje w Gródku i w Michałowie, czyli w rodzinnych stronach mojej mamy. Zagłębiając się w temat zaczynałem odkrywać, że profesor Nowosielski podczas swojej artystycznej pracy całkiem sporo czasu spędził na Podlasiu. Dotarło też do mnie, że to nie był tylko ikonopisca, malarz polichromii, ale też artysta awangardowy, teolog, publicysta, myśliciel i filozof, a przy okazji wyjątkowy i skromny człowiek.

– Niech pan opowie o realizacji filmu, jej etapach. Czy trudno zabrać się za tego rodzaju przedsięwzięcie?

– Trudno jest się zabrać za poważniejszy film, bo to proces wyczerpujący i zazwyczaj długotrwały, jest też pewność, że nie wszystko będzie szło zgodnie z planem. Można powiedzieć, że pierwszym etapem było myślenie o filmie, a co za tym idzie czytanie i szukanie informacji. Powiedziałem o swoim pomyśle Ani Moroz i Stefanowi Parchanowiczowi, a oni go podchwycili. Po kilku dniach Ania stworzyła projekt, który prócz filmu oferował również wystawę fotograficzną. Wysłaliśmy go do Narodowego Centrum Kultury na konkurs w ramach projektu Kultura-Interwencje 2017, nie oczekując zbyt wiele. W czerwcu dostaliśmy jednak wiadomość, że NCK jest nim zainteresowane. Kilka dni zastanawiałem się, czy przypadkiem nie zrezygnować, bo czasu na realizację mieliśmy bardzo mało – niewiele ponad trzy miesiące. Poza tym pierwsza osoba, do której zadzwoniłem, odmówiła udziału w filmie, to podcięło mi skrzydła. Był to jednak krótkotrwały kryzys. Na początku lipca ze Stefanem (autorem większości zdjęć), Kamilem Cywoniukiem (zdjęcia lotnicze) i Cezarym Fabiszewskim (zdjęcia na wystawę) zrobiliśmy sobie intensywny, trzydniowy plener. Chłopaki robili zdjęcia, a ja byłem przede wszystkim kierowcą i… sekretarką, rozmawiałem też z proboszczami odwiedzanych parafii . Grafik był bardzo napięty, w Hajnówce nawet dostałem mandat, choć nie za prędkość, ale za brak świateł. Jednak wszystko udało się niemal idealnie. Kolejny etap to umawianie się z ludźmi, którzy mieli wystąpić w filmie. Mimo, że czasu mieliśmy więcej, okazał się trudniejszy, bo niełatwo było z niektórymi się umówić, zwłaszcza że wielu z nich mieszka z dala od Podlasia. Poza tym każdy ma swoje sprawy, a ja ze Stefanem normalnie pracujemy. W międzyczasie pisałem scenariusz, szukałem muzyki do filmu, myślałem o plakacie. W połowie sierpnia pojechaliśmy z operatorem do Krakowa. Wrzesień to był już w zasadzie tylko montaż, z końcem miesiąca film był prawie gotowy, pozostały tylko poprawki, zresztą bardzo czasochłonne.

– Wiem, że interesuje się pan ikoną. Jak z tej perspektywy odbiera pan prace Nowosielskiego? Czy traktuje je pan jako pewną stylizację, współczesną wersję, interpretacji klasycznych ikon, do których przywykliśmy w cerkwiach, czy bardziej jako autonomiczne dzieła sztuki?

– Nie jestem znawcą ani ikon, ani malarstwa jako takiego. Forma i kolorystyka prac Nowosielskiego przemawia do mnie, jednak nie od razu tak było. Krakowski profesor na pewno był wizjonerem, niektórzy twierdzą, że geniuszem. Nie mam kompetencji, żeby go oceniać, moje osobiste odczucia są natomiast pozytywne.

Czy gdyby w latach 60. XX wieku byłby pan parafianinem w Klejnikach albo w Orzeszkowie, to zgodziłby się pan na ikonostas wykonany przez Nowosielskiego? Dlaczego wtedy go nie zaakceptowano?

– Chciałbym odpowiedzieć, że tak, że bym zaakceptował, rozumiem jednak parafian, którzy nie chcieli realizacji Nowosielskiego w swoich świątyniach. Nie byli przyzwyczajeni do takiej interpretacji, mieli swoje wyobrażenia o sztuce sakralnej, a te dwie wizje znacznie się różniły. Nie zdawali sobie sprawy, że krakowski profesor był w swoich dziełach bliższy tradycyjnej ikonie niż ikony znajdujące się w ówczesnych świątyniach. Myślę, że jedynym sposobem była rozmowa i edukacja, która do jakiejś grupy parafian pewnie by trafiła.

– A dzisiaj, gdy ludzie są lepiej wykształceni, jak pana zdaniem realizacje Nowosielskiego zostałyby przyjęte na Podlasiu?

– Dzisiaj Nowosielski z pewnością przekonałby do swoich realizacji znacznie większą grupę wiernych i duchownych. Nie wszystkich, ale sztuka nie jest jednoznaczna.

– Pana film to głównie wędrówka śladami Nowosielskiego po Podlasiu. Czy któreś z tych śladów są szczególne?

– Trasa pierwszego dnia wiodła przez Jałówkę, Gródek, Michałowo, Dojlidy, następnego przez Orzeszkowo, Hajnówkę, Bielsk, Klejniki, trzeciego przez Grabarkę, Siemiatycze, Grodzisk oraz supraskie Muzeum Ikon, gdzie akurat znajdował się ikonostas wykonany do Orzeszkowa. Trudno któreś z tych miejsc wyróżniać. Wszystkie są bardzo ciekawe.

– Podróżując turystycznie, często szuka się tzw. atrakcji, szczególnych budowli, dzieł uznanych artystów. We Włoszech w kościele ogląda się freski Giotta, w praskiej katedrze św. Wita witraże Alfonsa Muchy. Czy Nowosielski, w pozytywnym znaczeniu, może być „atrakcją turystyczną” na Podlasiu?

– Oczywiście. W jakimś stopniu już jest.

– Jak po realizacji tego filmu zmienił się pana odbiór Nowosielskiego i jego twórczości? Czego nowego dowiedział się pan o nim, jego życiu, działalności artystycznej?

– Mój stosunek do profesora Nowosielskiego i jego twórczości zmieniał się przede wszystkim przed realizacją filmu i w jej trakcie. Dowiedziałem się naprawdę dużo i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że ten artysta, jego osobowość, życie, twórczość, poglądy, spostrzeżenia, to temat na wielogodzinnym film, a najlepiej na wielowątkowy serial, który mógłby być zrealizowany zarówno w formie dokumentu, jak i fabuły.

Rozmawiał Jerzy Sulżyk

Piotr Łozowik o sobie: Urodziłem się w Białymstoku, ale dzieciństwo i młodość spędziłem w Bielsku Podlaskim, gdzie ukończyłem Liceum Ogólnokształcące z Białoruskim Językiem Nauczania. Z wykształcenia jestem pedagogiem. Pasję do filmu i fotografii długo łączyłem z pracą instruktora terapii zajęciowej. Obecnie współpracuję z Polska Press Białystok, od pół roku produkujemy materiały filmowe do poranny.tv. „Nowosielski na Podlasiu” to mój drugi autorski film, nie licząc projektów komercyjnych i bardzo amatorskich. W zeszłym roku, również ze Stowarzyszeniem Orthnet, zrobiliśmy godzinny film „Bogurodzica. Szlakiem podlaskich ikon”. Film „Śladami mistrzów. Nowosielski na Podlasiu” został zrealizowany w ramach programu Kultura-Interwencje 2017 pod patronatem Narodowego Centrum Kultury. Finansowo projekt wsparły też gmina Gródek, miasta Hajnówka i Bielsk Podlaski. Zdjęcia przeniosła na duży format firma 3Form. Producentem filmu i koordynatorem działań było Stowarzyszenie Orthnet.