26 lutego już po raz drugi odbył się Hajnowski Marsz Żołnierzy Wyklętych, organizowany przez internetową społeczność „Narodowa Hajnówka” oraz Obóz Radykalno-Narodowy z Białegostoku. Przez kilka tygodni jego zapowiedzią żyły media i lokalna społeczność. W proteście przeciwko marszowi zjednoczyli się mieszkańcy i absolutna większość hajnowskiej rady miejskiej.
W jednym z programów publicystycznych historyk, prof. Andrzej Paczkowski, zapytany o planowany w Hajnówce marsz przyznał, iż „jest to w pewnym sensie prowokacja”. Dodał, iż rozmawiając o Żołnierzach Wyklętych wolałby skupić się na tym, iż walczyli z systemem, a nie z Białorusinami czy Ukraińcami.
W słowach historyka wyczytuję problem, z jakim boryka się mit Wyklętych. Prowokacją wydaje się marsz ich pamięci, organizowany na terenach, gdzie przeważają mniejszości narodowe. A zatem ocena podziemia niepodległościowego zależy od tego, czy skupimy się na tym ułamku mniejszości narodowych, etnicznych i wyznaniowych, czy też weźmiemy ich pamięć w nawias. Pan profesor proponuje skupić uwagę na walce z reżimem, co ja odbieram jako propozycję analizy biografii Ala Capone pod kątem jego działalności charytatywnej (słynny gangster m.in. trzy razy dziennie wydawał ciepłe posiłki bezrobotnym). Mit o Wyklętych uderza w mniejszości narodowe, wyrzucając ich pamięć poza społeczny nawias. Oczywiście mit ten uderza też w polskie rodziny, choćby w powiecie sokołowskim na południowym Podlasiu, gdzie oddziały nie wybierały wrogów według klucza narodowościowego. Zła polska pamięć o Żołnierzach Wyklętych ma charakter indywidualny, pamięć białoruskiej mniejszości – zbiorowy. Państwo może oczywiście zignorować mniejszości, ale w kontekście zapisów wynikających z konwencji ramowej o ochronie mniejszości narodowych, sprawa może mieć swój finał w relacjach z Unią Europejską.
Po zeszłorocznym marszu, który wzbudził sporo kontrowersji, organizatorzy mieli wyciągnąć wnioski i unikać prezentowania postaci Romualda Rajsa „Burego” który w 1946 roku palił białoruskie wsie pod Hajnówką. Prawdopodobnie taki był nawet plan, ostatecznie „Bury” ponownie pojawił się na ulotkach kolportowanych po Hajnówce i Bielsku oraz na plakacie. Dawid Poleszuk, formalny organizator marszu, który kilka lat temu otrzymał wyrok za wykrzykiwanie haseł nawołujących do nienawiści na tle narodowym, pozostał nieugięty w sprawie terminu i trasy przemarszu, mającej w tym roku prowadzić tuż przy prawosławnym soborze Świętej Trójcy, dokładnie w czasie wieczornego nabożeństwa Niedzieli Przebaczenia Win, rozpoczynającej Wielki Post. Wierni proszą wówczas o wybaczenie im win wszelakich, ale i odpuszczają je swoim winowajcom..
Argument ten przeciw organizatorom podniósł burmistrz Hajnówki Jerzy Sirak, a przed wydaniem zgody na marsz o zajęcie stanowiska poprosił radę miasta. Tu nie było zaskoczenia, wszyscy radni poza Bogusławem Łabędzkim (PiS) burmistrza poparli. Poparło go także dwóch innych radnych z klubu Prawa i Sprawiedliwości. Radny Karol Nieciecki oświadczył, iż nie może postąpić inaczej, gdyż nie będzie mógł spojrzeć w oczy swoim prawosławnym sąsiadom, którzy stanowią większość jego wyborców. Organizator marszu od decyzji burmistrza miał prawo się odwołać, co uczynił, a sąd przyznał mu rację. Zażalenie urzędu miasta zostało z kolei oddalone przez sąd apelacyjny, co zakończyło bieg sprawy. Marsz, mimo niechęci burmistrza, prawie całej rady miasta i – jak się wydaje – większości mieszkańców, mógł się odbyć.
(…) Wyrażamy sprzeciw wobec wzmożenia nacjonalistycznych nastrojów, które (…) przekładają się na wzrost przestępczości na tle rasistowskim, ksenofobicznym, etnicznym oraz religijnym w naszym kraju.Apelujemy do przedstawicieli władz państwowych i kościelnych każdego szczebla, aby zaprzestały gloryfikacji postaw nacjonalistycznych, lecz z uwagi na zagrożenia, jakich są nośnikami, w duchu odpowiedzialności, potępiły takie postawy. W naszej ocenie idea, która przyświeca organizatorom marszu, prowadzi do konfliktów i podziałów społecznych, wyrasta z kompleksów, stereotypów i uogólnień, agresji, ksenofobii, rasizmu i braku szacunku wobec innych ludzi, co budzi w nas oburzenie oraz obrzydzenie i – wbrew deklaracjom – nie ma związku z patriotyzmem.
(z petycji którą w internecie podpisało blisko 2 tys. osób)
W niedzielę w Hajnówce od rana panowało poruszenie. Zjawili się dziennikarze, ekipy telewizyjne i radiowe, wozy transmisyjne, radiowozy, dziesiątki policjantów, w ślad za narodowcami pojawili się antyfaszyści. Z Warszawy dojechali aktywiści z ruchu Obywatele, znani z blokowania miesięcznic smoleńskich na Krakowskim Przedmieściu. Generalnie wszystko to nawołocz, czyli niechciani przyjezdni, przez których tego dnia senna na co dzień Hajnówka znalazła się na ustach całej Polski. Policja incydentów nie zanotowała, w medialnych przekazach widać było pewne zaczepki i prowokacyjne zachowanie narodowych mediów względem mieszkańców. Ot, przeszli, pokrzyczeli „Bury, Bury nasz bohater!” i rozjechali się po domach. Policja w ostatniej chwili nakazała zmianę trasy i marsz pod prawosławną świątynię nie dotarł.
Policja zaraz po marszu szacowała, że wzięło w nim udział około dwustu narodowców, zaś w kontrmanifestacji około pięćdziesięciu ich przeciwników. Mieszkańcy miasta na ulice nie wylegli.
Sprawą hajnowskiego marszu zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich, który wysłał do Hajnówki swego obserwatora. W mediach rozgorzała dyskusja na temat Wyklętych, wiele emocji było zwłaszcza po prawej stronie sceny politycznej. Paweł Kukiz ponownie internetowym wpisem, iż „Bury” i „Ogień” nie powinni być uważani za bohaterów, rozpętał prawdziwą burzę. W obronę ponownie wziął go red. Piotr Zychowicz z „Do Rzeczy”, kwitując że poseł ma po prostu rację. Z kolei media publiczne (TVP) wypuściły we „Wiadomościach” materiał, którym bronią dobrego imienia Romualda Rajsa. Do sprawy odniósł się białostocki historyk, prof. Oleg Łatyszonek, który w liście otwartym do prezesa TVP nie pozostawił na autorach materiału suchej nitki. Mówimy o telewizji publicznej, która wyprodukowała niedawno film „Siaroża” w reżyserii Jerzego Kaliny, dokument opowiadający o losach potomka pogorzelców z Zaleszan. Powstaje wrażenie, że rozrastający się popkulturowo mit Wyklętych zaczyna się chwiać w posadach. Coraz częściej w prawicowych mediach obserwujemy pęknięcia. Takie akcje jak w Hajnówce tę tendencję jedynie umocnią. Tegoroczny marsz zjednoczył środowisko prawosławne i białoruskie jak nigdy wcześniej.
Tomasz Sulima