O Antonim Lucjanie Nekandzie-Trepce

1. 12 lutego 1942 r. – taką datę śmierci Antoniego Lucjana Nekandy-Trepki, wybitnego działacza białoruskiego, podaje się w niektórych źródłach. Czy jest dokładna, trudno stwierdzić. Tym bardziej, że w innych miejscach pojawia się październik 1942 r. Tak to jest, gdy ktoś umiera z dala od bliskich, w samotności. Gdy nie wiadomo gdzie jest jego grób. Los charakterystyczny dla tych, którzy zostali aresztowani po wejściu bolszewików po 17 września 1939 r. na wschodnie tereny II Rzeczypospolitej. Ofiarami nowej władzy wbrew potocznym opiniom stali się nie tylko Polacy, ale także wybitni Białorusini. Jednym z nich był Antoni Lucjan Nekanda-Trepka, pedagog, inżynier-elektryk, działacz białoruskiego ruchu narodowego I połowy XX wieku. Aresztowano go 29 października 1939 r. w Wilnie i skazano na 10 lat łagrów. Z okazji 75. rocznicy śmierci – nawet gdyby taka data okazała się nieprawdziwa – warto wspomnieć o zasługach tej wybitnej postaci.

Антон Люцыян Нэканда-Трэпка (1879-1942) – укладыш [FOTO]

Tropy

Przez lata los Antoniego Nekandy-Trepki mało kogo poza rodziną interesował. Po II wojnie światowej na emigracji wspomniał o nim Leonid Halak, absolwent Wileńskiego Gimnazjum Białoruskiego. W Polsce napomknął o nim Marian Pieciukiewicz we wspomnieniach „U poszukach zaczaravanych skarbau”. Historycy z Białorusi zostawili go całkiem na uboczu.

Jeszcze w latach 80. XX w. marzeniem Aleksandry Bergman, specjalistki od spraw białoruskich w II Rzeczypospolitej, było napisanie biografii Antoniego Nekandy-Trepki. Zamierzała to zrobić po biografiach Bronisława Taraszkiewicza i Antoniego Łuckiewicza. Taki przynajmniej pozostał ślad w jej korespondencji z Marianem Pieciukiewiczem. Niestety jej list do niego nie zachował się, ale odpowiadając nań 22 czerwca 1982 r. Marian Pieciukiewicz pisał: „Z przyjemnością przestudiowałem list Pani i uważam, że nie kto inny, ale Pani może napisać biograficzny artykuł o Antonim Nekando-Trepko, jak to napisała o Antonim Łuckiewiczu i Janie. Chętnie mogę służyć Pani tymi wiadomościami o Ant[onim] Trepce, jakie pozostały w mojej pamięci. Antoniego Trepko znam od 1923 r. i do 1939 r. Znam go jako nauczyciela fizyki i matematyki, jako dyrektora (jakiś czas) Gimnazjum Białoruskiego w Wilnie. Znałem i syna Jego Kazika, który obecnie mieszka w Szczecinie. Syna znałem jako ucznia starszych klas Gimnazjum Białoruskiego. Wiedziałem, że Kazik jest w Warszawie, a po wojnie zamieszkał w Szczecinie, ale kontakty zostały zerwane na zawsze. Że obecnie mieszka w Szczecinie, dowiedziałem się przypadkowo, bodaj od Piotra Radziuka, który po wojnie zamieszkał w Szczecinie i pracował w szkolnictwie średnim”.

Marian Pieciukiewicz pewnie już nie zdążył podzielić się z Aleksandrą Bergman wspomnieniami o Antonim Nekandzie-Trepce. W 1982 r. był już poważnie chory – trudno mu było pisać. Zmarł 23 września 1983 r. Aleksandra Bergman wprawdzie żyła jeszcze długo – do 20 czerwca 2005 r., ale stan jej zdrowia systematycznie się pogarszał i nie pozwalał na zajmowanie się badaniami biograficznymi.

Mieszkająca w Białej Podlaskiej Maria Nekanda-Trepka, która nosi to nazwisko po mężu, bratanku Antoniego Nekandy-Trepki, od dawna interesuje się historią rodziny. Pod koniec 1990 r. zwróciła się do Sokrata Janowicza jako autorytetu od spraw białoruskich o pomoc w poszukiwaniach informacji o „wujku Toniuku” jako białoruskim działaczu narodowym. Niestety, ten nie mógł jej zanadto pomóc. 21 stycznia 1991 r. pisał jej: „Długo nie byłem w stanie cokolwiek odpowiedzieć na list Pani, poszukując bez większego skutku szczegółowszych wiadomości o Antonim Trepce. Rzecz w tym, że Trepka był znanym niepodległościowym działaczem białoruskim i dlatego władze radzieckie wymazały jego imię nawet ze ściśle naukowych publikacji. (…) Trochę mi pomógł dr Jerzy Turonek z Warszawy. (…) Trepka zginął w syberyjskich łagrach, miejsce i rok śmierci nie są znane. Należał do czołówki działaczy odradzającej się Białorusi w początkach naszego stulecia. (…) Wstyd mi, ale niewiele ponadto jestem w stanie napisać Pani. Niestety nasza historia wymaga solidnego odgruzowywania, i to powolutku się czyni”.

Sokrat Janowicz radził Marii Nekandzie-Trepko zwrócić się do dr. Ryszarda Radzika z UMCS w Lublinie i do historyka Anatola Sidarewicza z redakcji „Litaratury i Mastactva” w Mińsku.

Nie wiem skąd nagle po ponad pięciu latach (13 grudnia 1996 r.) Sokrat Janowicz napisał do mnie: „Не можа таго быць, каб Вы не чулі пра Антона Нэканду-Трэпку, аднаго з пачынальнікаў Беларускага Адраджэння! Як і не можа быць, таксама, і таго, каб Вы не ведалі аб тым, як мала вядома цяпер пра гэту постаць. І вось крыніца сама прабілася на верх, і то блізу мяне самога: звярнулася да мяне далёкая сваячка нашага забытага героя, сп. Трэпка з Белай (Падляскай). Але яна няшмат ведае, затое ведае, хто менавіта ведае, прычым немала і дакументальна нават. Вельмі магчыма, таму гэткі цуд аб’явіўся, што яны не фанаты католікі, а пратэстанты ад пакаленняў… Культурная рэлігія, без варварскай дурноты. Хачу, каб Вы гэтым заняліся, ведаючы – хаця б з «Часопіса» – пра Ваш пафас у археалогіі беларускай гісторыі, адкопванні яе ўдзірванелых фундаментаў. Зарослых савецкай крапівой ды бальшавіцкім чартапалохам”.

Sokrat Janowicz dołączył do listu także artykuł Aleksandry Sękowskiej z „Jednoty” (1996, nr 11, s. 12-13) „Ci, którzy zginęli… …na nieludzkiej ziemi”, poświęcony Antoniemu Nekandzie-Trepce i jego bratu Władysławowi. Podał także kontakt do autorki. Przy najbliższej okazji odwiedziłam ją podczas pobytu w Warszawie. Wtedy też otrzymałam kopię ankiety ewangelików, uczestników II wojny światowej, wypełnionej przez Marię Nekandę-Trepkę 30 sierpnia 1995 r. na Antoniego. Znalazły się w niej podstawowe dane: data urodzenia – 11.02.1877, miejsce – Mińsk Litewski, aresztowany przez NKWD w październiku 1939 r. w Wilnie i więziony tam na Łukiszkach, w 1941 r. wywieziony do łagru w ZSRR, uwolniony po umowie Sikorski – Majski. Z ankiety wynika, że zmarł z głodu i wycieńczenia, a także ran na nogach w październiku 1942 r. w Czornej Reczce w Kazachstanie. Znalazły się w niej także kontakty do Marii Nekandy-Trepki i wnuka Antoniego – Marka, zamieszkałego w Szczecinie.

Artykuł Aleksandry Sękowskiej był więc pierwszym, poświęconym pamięci Antoniego Nekandy-Trepki. Powstał ponad pół wieku po jego śmierci na podstawie listów przechowywanych w zbiorach rodzinnych Trepków, a dostarczonych autorce przez Marię Nekandę-Trepkę.

Postać Antoniego Nekandy-Trepki okazała się na tyle frapująca, że badanie jego życia i działalności zajęło mi ponad dwadzieścia lat. W tym czasie udało się zebrać sporo materiałów z archiwów oraz zbiorów prywatnych. Wizyty w Gdyni u Julii Bagniewskiej, w Warszawie u Ludwiki Dzierżyńskiej, w Białej Podlaskiej u Marii Nekandy-Trepki oraz w Szczecinie u Marka Nekandy-Trepki pozwoliły zebrać także relacje i wspomnienia oraz fotografie. W 1999 r. ukazał się w Mińsku 5 tom Encyklopedii Historii Białorusi, w którym zamieszczono przygotowany przeze mnie biogram Antoniego Nekandy-Trepki. Wcześniej, bo w 1991 r., jego biogram znalazł się w książce „Państwowa Szkoła Techniczna im. Józefa Piłsudskiego w Wilnie”.

Ankieta z Kościoła ewangelicko-reformowanego w Warszawie oraz inne materiały podawały rozbieżne daty urodzenia i śmierci Antoniego Nekandy-Trepki. Nie znalazł się dotychczas żaden dokument źródłowy, taki jak metryka urodzenia czy akt zgonu, który precyzyjnie określił daty rozpoczynające i kończące jego życie. Dlatego pisząc jego biogram do encyklopedii podałam dwie możliwe – 11.02.1877 r. i 11.01.1879 r. jako potencjalne daty urodzenia oraz 12.02.1942 r. i październik 1942 r. jako daty śmierci. Wydawcy zadecydowali o wyborze pierwszych dat.

Wczytanie się we wspomnienia Wandy Dzierżyńskiej, siostry Antoniego, urodzonej 8 grudnia 1877 r., pozwoliło ustalić, że matka ich Antonina z Niesłuchowskich zmarła 15 lutego 1879 r. przy porodzie syna Antoniego, tak nazwanego na cześć matki. Taka data zachowała się na jej pomniku nagrobnym na Cmentarzu Kalwaryjskim w Mińsku. Można więc domniemywać, że co najmniej rok urodzenia podany w Encyklopedii Historii Białorusi jest nieprawidłowy. W żadnym z zachowanych dokumentów nie ma daty urodzenia. Na dyplomie z 1904 r. stwierdza się, że miał 24 lata, co potwierdzałoby jego urodzenie w 1879 r.

 

„Wujaszek Toniuk”

Tak Antoniego Trepkę nazywały przynajmniej trzy poznane przeze mnie na przełomie XX i XXI wieków kobiety – Ludwika (Lula) Dzierżyńska (1908 – 2009), Julia (Ziuta) Bagniewska (1921 – 2016) i Maria (Lalka) Nekanda-Trepka (ur. w 1922 r.). Podczas spotkań z nimi czas się cofał o sto lat co najmniej. Dzięki ostatniej z nich, mieszkającej po dziś dzień w Białej Podlaskiej, zainteresowałam się na dobre losem Antoniego Nekandy-Trepki. To ona w sierpniu 1997 r. przyjechała do Gdyni i zaprosiła na spotkanie z Julią Bagniewską. A potem pojechałam do Warszawy do Ludwiki Dzierżyńskiej. 6 kwietnia 1999 r. Ludwika Dzierżyńska pisała: „Dziękuję za starania i pracę, jaką Pani podjęła dla mojego Wuja Antoniego, aby utrwalić jego wysiłek i ofiarność dla idei, jaką uznał za swoją”.

Wizyty w Warszawie u Ludwiki Dzierżyńskiej przepełnione były wspomnieniami: „Moja mama i wuj Antoni jeździli do takiego majątku, który się nazywał Zacierzew (na Mińszczyźnie). Tam gospodarowała ich ciotka. Jeździli tam na lato. Mile to lato wspominali oboje. Przez kilka lat tam jeździli. I on tam zapoznał się z ludnością białoruską. On już stamtąd wywiózł sympatię do tych ludzi. A potem jak pojechał do Petersburga. Po wojnie osiedlił się w Wilnie. W Mińsku mieszkali oni na Zaułku Zacharzewskim, głównej ulicy. Byłam w Mińsku mając raz 4 lata, a potem 7. Mój dziadek poza tym miał dwa domy nad Świsłoczą w takiej dzielnicy na obrzeżu miasta. Jego córka Jadwiga wyszła za mąż za pana Parfjanowicza, który miał dużą działkę na Zaułku Zacharzewskim i tam miał 3 domy drewniane, które wynajmował.

W 1921 r. pojechałyśmy do Wilna, bo tam był wuj Tonio, którego mama bardzo kochała. (….) Wujostwo mieli mieszkanie. Wuj pisał podręczniki po białorusku. Był bardzo porywczy. Brakowało wówczas praw człowieka. Ojciec uważał go za fanatyka. Mama wujka rozumiała, ale mówiła: „Jaki on Białorusin, on Trepka. Toniczku co ty robisz?” Ale z nim nie można było rozmawiać. Wszystkie siostry mówiły: „Przecież ty jesteś starodawny szlachcic. Co Tobie trzeba?”. On był bardzo zaangażowany i to jego zgubiło, ten ruch białoruski. Dlatego oni [sowieci] przyszli dwa tygodnie po przyjściu i jego zabrali, nie za żadne inne grzechy, nie za wykłady w szkole technicznej. Oni mieli wywiad, wszystko wiedzieli, co kto robił. Żona Julia była świętą kobietą. Takiej cierpliwości i łagodności ja nie spotykałam. Ciężko jej było żyć. Ona bardzo kochała swego męża i wzajemnie. A wuj rzucił się z głową i butami w ruch białoruski.

Wuj to był gorączka. Gdy Kazimierz dorósł do wieku szkolnego, to wuj zarządził, że pójdzie do gimnazjum białoruskiego. I wtedy bomba wybuchła – zagotowało się w rodzinie, bo wszyscy byli oburzeni, że wuj wysyła syna do gimnazjum białoruskiego: „Jak to, chcesz z niego zrobić Białorusina?”. Żona ustąpiła. Kazio bardzo dużo przeżył. On miał usposobienie matki. Był nieskończenie cierpliwy, łagodny. Nigdy nie słyszałam od niego jakiejkolwiek krytyki ojca, żalu do niego. Tak samo ciocia, nigdy nic nie mówiła, nie sprzeciwiała się. Kazio był pozbawiony kolegów polskich. Było tak. Było u mnie kilka osób młodzieży i on przyszedł. I ktoś zapytał, gdzie się uczy. Nie pamiętam, co on odpowiedział. Skończył SGH. Pracował w Warszawie. Ożenił się w 1936 r.

Aniela była częścią posagu mojej cioci. Jak wychodziła za mąż, to rodzice dołożyli jej Anielę. Był to typ starej służącej. Gderała itd., przywiązana była bez granic. (…) Bardzo lubiliśmy się z wujkiem. On miał duże poczucie humoru. Bardzo lubił żartować. A ja wiedziałam na jakie tematy nie lubi żartować. Na przykład – na temat Białorusinów. Mama uwielbiała jego.

To rodzeństwo bardzo się kochało. Bardzo szanowali i kochali macochę.

Julia Bagniewska, której mama Maria (Mura) Łowicka była rodzoną siostrą Julii Trepkowej, mieszkała w latach gimnazjalnych w Wilnie. Aniela była jak członek rodziny. Rządziła całym domem. Wujek Toniuk, jak przyszło po niego NKWD, odchodząc powiedział: „Aniela, opiekuj się panią”, i Aniela opiekowała się nadzwyczajnie. Jak nie miały nic do jedzenia w Wilnie, to Aniela chodziła na wieś za Wilno kopać kartofle, brała wełnę do przędzenia, żeby zarobić. Ciocia też dorywczo pracowała, opiekowała się dziećmi. Aniela Kazia wychowywała, nami się opiekowała – mną i siostrą, a potem Markiem. Pilnowała, żebyśmy ubierały ciepłe pończochy i grubsze majtki. Była Białorusinką, katoliczką z okolic Postaw – Szarkowszczyzna, gmina Prozoroki. Bardzo zabawnie mówiła. Kiedyś, jak wujostwo mieszkali jeszcze na Antokolu, zajmowali pierwsze piętro, ale ubikacja była na strychu. Na łazienkę była odgrodzona część kuchni była tam wanna. Na piętro prowadziły drewniane schody. I kiedyś Aniela: „A rubli po schodach latają”. A wujek Toniuk na to: „Anielu to łap, będziesz miała pieniądze”. Aniela nie umiała ani pisać ani czytać. Ciocia Jula ją uczyła i nauczyła. Pisała, ale nie uznawała znaków przestankowych, pisała jednym ciągiem. Zabawne strasznie listy przychodziły, gdy wujostwo latem byli w Kalejczycach i Aniela zdawała im sprawozdania w listach. Kiedyś najmłodszy brat mamy i cioci mieszkał u wujostwa i Aniela w kuchni na kredensie miała taki wielki butel z jagodami czarnymi zasypany cukrem na sok. I pisała cioci, że coś się stało, bo „butel z jagodami pękł, i my z panem Wacławem po kuchni latali bez majtków jak ściekłe”. Kiedyś ciocia mówiła: „Anielu, jakżeż ty piszesz”? – „Tak, jak mnie pani nauczyła”.

Dokończenie nastąpi
Helena Głogowska