Polesia ślad. Próba innego spojrzenia, Ewa Zwierzyńska

usypac_goryBiorąc pod uwagę mizerię literatury dotyczącej Białorusi w naszym kraju, książka reporterska traktująca o białoruskim Polesiu nie może przejść niezauważona przez zainteresowanych tematem, szczególnie tych, którzy poszukują Polesia współczesnego, realnego, bardziej niż mitycznej krainy pełnej dworków szlacheckich i kresowych legend. Ci drudzy są w nieco lepszej sytuacji, bowiem historyczno-wspomnieniowych publikacji czy albumów dokumentujących polonika na wschodzie jest więcej, niż pozycji przybliżających Polesie pozbawionych kresowego filtra, co zapewne zgodne jest z zasadą popytu i podaży. Tym niemniej taka grupa także istnieje i z tym większą niecierpliwością oczekuje na pozycje, które pozwolą przedrzeć się nie tylko przez dość szczelną i dla wielu noszącą znamiona „żelaznej” granicę, ale także przez nawarstwienia tak stereotypów i sentymentalnych opowieści o dawnych, świetlanych czasach dawnej Rzeczypospolitej, jak i postrzegania Białorusi przez pryzmat jej obecnej politycznej sytuacji. Tego arcytrudnego zadania podjęła się Małgorzata Szejnert, znakomita dziennikarka i utytułowana pisarka. Inspiracją do napisania książki o Polesiu była postać Ryszarda Kapuścińskiego, który wielokrotnie wspominał o planach napisania książki o jego ukochanym Pińsku – stolicy Polesia, w której urodził się i wychował, ale niestety napisać już nie zdążył. Ideą, która przyświecała autorce przy pisaniu tej książki, była próba przełamania polonocentrycznego spojrzenia na „dawne Kresy” i pokazanie Polesia takim, jakie ono jest w rzeczywistości. Pojęcie „Polesia czar” budzi we mnie bunt – oznajmia w jednym z wywiadów autorka, dając wyraz niechęci do sentymentalnego powielania schematów. Renoma autorki w połączeniu z tego typu deklaracjami dawały nadzieję na powstanie publikacji rzetelnej i spełniającej pokładane w niej oczekiwania.
Książka powstała po zaledwie trzykrotnym odwiedzeniu Polesia przez autorkę, tym niemniej pojechała ona doskonale przygotowana. Niedostatek materiału terenowego uzupełnia obszernym materiałem historycznym i wspomnieniowym. Głębokie studia materiałów polsko-, białorusko- i rosyjskojęzycznych widać w książce na każdym kroku – rzeczowa wiedza okraszona jest mnóstwem dat, ciekawostek i wydarzeń z przeszłości. Reporterka nie porusza się po omacku, nie jedzie gdzie oczy poniosą, nie rozmawia z przypadkowymi osobami. Starannie wybiera miejsca i rozmówców, konstruując opowieść o Polesiu według własnego klucza, a kluczem tym jest – historia. Autorka koncentruje się na zagadnieniach, które w jakikolwiek sposób już niegdyś zaistniały i zostały opisane w literaturze. Udaje się na Polesie z głową przepełnioną zasłyszanymi i przeczytanymi historiami, by móc skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością. Jedzie do mitycznej krainy, by ujrzeć ją na początku XXI wieku i opisać, w jaki sposób zmieniły się miejscowości, dwory i społeczności, jak potoczyła się historia osób, o których miała okazję przeczytać. Wyrusza do Kudrycz śladami amerykańskiej podróżniczki Luis Arner Boyd, by na własne oczy zobaczyć osławioną zdjęciami „najbardziej zapadłą wieś Polesia”, zagląda do zielonoświątkowców, by dowiedzieć się, jak ma się dzisiaj denominacja, której Obrębski wieszczył rychły upadek, snuje rozważania na temat „dobrych” i „złych” panów na kresowych majątkach, a nawet jeden rozdział poświęca legendarnym kołtunom, chociaż od dawna kołtuny istnieją jedynie na pożółkłych kartkach książek etnograficznych. Celem pisarki nie jest poznanie Polesia i Poleszuków jako takich. Skupia się ona raczej na szukaniu śladów Polesia dawnego, by móc dopowiedzieć dalszą część historii. Na kartach książki więcej znajdziemy historycznych materiałów i opowieści o przeszłości, niż o współczesnym Polesiu. Momentami na się wrażenie, że czyta się bardziej książkę historyczną niż reporterską, przez co podtytuł „Historie z Polesia” wydaje się jak najbardziej adekwatny.
Książka jest zbiorem obrazków i szkiców silnie osadzonych w przeszłości, spoza których wyziera momentami Polesie współczesne, ale raczej jako dopełnienie niż cel sam w sobie. Autorka wiele uwagi poświęca problemowi kultywowania pamięci o dziedzictwie wielokulturowych Kresów. Odwiedza muzea, miejsca pamięci, spotyka się z osobami, którym zależy, bądź powinno zależeć na zachowaniu pamięci o przeszłości racji wykonywanego zawodu bądź stanowiska. Efekty tych spotkań są różne, czasami bardzo zaskakujące, jak w przypadku spotkania z weteranami osławionej flotylli pińskiej, by w trakcie rozmowy uświadomić sobie, że „flotylla pińska” dla Polaka i Białorusina oznacza zupełnie co innego! Ten moment, w którym autorka zupełnie przypadkiem i jakby niechcący odkrywa dwa światy równolegle, spotyka się z odmienną mentalnością, zupełnie różnym od polskiego punktem widzenia, jest doświadczeniem szczególnie cennym. Spotkania z ludźmi, dzięki którym poznaje białoruską rzeczywistość są istotnym atutem opowieści. Nie można autorce odmówić uczciwości – odmalowuje bowiem zastany świat takim, jakim jest, w różnokolorowych barwach, z jednakową atencją traktując elementy jasne, i te nieco mniej świetlane.
Książka Małgorzaty Szejnert to starannie zaprojektowana, rozłożona na akty opowieść o Polesiu dawnym i współczesnym, pogłębiona refleksją zawierającą puentę nieoczywistą, niedosłowną i daleką od ferowania jednoznacznych wyroków. Reporterka stara się relacjonować wydarzenia z pozycji bezstronnego obserwatora, skrupulatnego kronikarza skupionego bardziej na opisywaniu faktów niż na podawaniu gotowych formułek i ocen. Niewątpliwym walorem publikacji jest język – precyzyjny, zdyscyplinowany a jednocześnie obrazowy i sugestywny literacko, co czyni z książki łakomy kąsek dla koneserów dobrego pisarstwa. Książka jest świetną pozycją dla rozkochanych w Kresach pasjonatów historii, pragnących pogłębić obraz mitycznej krainy o bardziej współczesne akcenty. Autorskie podsumowanie nakreślonego obrazu jako „próby przełamania polonocentrycznego punktu widzenia” moim zdaniem świetnie definiuje efekt końcowy. Jest to próba podjęta na gruncie polskiej literatury po raz pierwszy, co bez wątpienia przydaje jej heroiczności i bezwzględnie zasługuje na docenienie, ale pozostaje próbą, która powiodła się – w mojej ocenie – jedynie połowicznie.
Ewa Zwierzyńska

Małgorzata Szejnert „Usypać góry. Historie z Polesia”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2015. ■