– A u mnie gdzieś jeszcze jest ręcznik podobny do tego… – I ja miałam kiedyś ręczniki po mamie, ale gdzie one?… – A ja pożyczyłam komuś i już do mnie nie wrócił…
Mnóstwo podobnych wypowiedzi słyszałam od oglądających wystawę „Ręczniki ludowe Ziemi Gródeckiej” podczas wernisażu 12 listopada. Jeszcze nie tak dawno ręcznik odgrywał ogromną rolę prawie w każdym wiejskim domu na Podlasiu. Niestety, czas zrobił swoje. Niektóre ręczniki przerobiono na ścierki, poszewki, niektóre zaginęły w odmętach czasu, niektóre spotkał najgorszy los – zostały wyrzucone. Na wystawie w gródeckim Gminnym Centrum Kultury udało się zgromadzić około siedemdziesięciu haftowanych ręczników z Gródka i okolic. Wydarzeniu towarzyszy wystawa (tablice ekspozycyjne) z Muzeum w Bielsku Podlaskim „Ocalić od zapomnienia – ochrona ręcznika obrzędowego w gminie Bielsk Podlaski”.
Zapomniane, w starych szafach, sundukach…
Pomysł zorganizowania wystawy narodził się podczas kwietniowego spotkania w GCK z Aliną Dębowską – kierowniczką Muzeum w Bielsku Podlaskim, etnografką, miłośniczką rękodzieła ludowego, współautorką projektu i publikacji „Ręcznik ludowy z okolic Bielska Podlaskiego – haft i koronka”. Z ogromną pasją opowiadała wtedy o tajemnicach „rucznika”. Pomyślałam, że może i nam się uda zebrać chociaż trzydzieści ręczników z naszej gminy i zaprezentować je w domu kultury. Wierzyłam, że w starych sundukach, szafach leżą jeszcze nieco zapomniane, wykonywane z wielką miłością przez nasze matki, babki, prababki. Niestety, sama nie mogłam dorzucić się do wystawy. Okazało się, że gdzieś u babci był jeszcze jeden ręcznik, ale zaginął.
Jako pierwsza na ogłoszenie zamieszczone w „Wiadomościach Gródeckich” zareagowała Mira Karpowicz z Bielewicz, która przyniosła trzy ręczniki swojej babci. Alina Dębowska podkreślała, że ręczniki w cerkwiach i kapliczkach są fantastyczne, często archaiczne, ale też najczęściej bezimienne. Na naszej wystawie miały być ręczniki przypisane do konkretnej rodziny, domu, właścicielki, w dodatku pochodzące z Gródka i okolic. Wspólnie z osobą wypożyczającą zabawialiśmy się w detektywa, próbując określić przybliżony okres wykonania oraz imię i nazwisko właścicielki. Okazywało się, że niektóre ręczniki, mimo że dziesiątki lat przeleżały w gródeckich kufrach, przywędrowały za panną młodą z sąsiedniej gminy. – Fajnie, że także w Gródku jest potrzeba dbania i pokazywania ręczników ludowych – wspaniałego dziedzictwa kulturowego tych ziem. Cieszę się, że „zaraziliśmy” ręcznikami naszych przyjaciół z Gródka – skomentowała Alina Dębowska.
Podczas wernisażu niektórzy dziwili się, że udało się zebrać aż siedemdziesiąt ręczników. Niektórzy zapewniali, że bez problemu można by zgromadzić ręczniki na następną wystawę. Zaprezentowany zbiór powstał dzięki zaangażowaniu 25 kobiet. Przynosiły po jednym, dwa, trzy pamiątkowe ręczniki, ale były też takie, jak pani sołtysowa z Mieleszek Leoniła Łowicka, która zebrała ręczniki od swoich koleżanek ze wsi, czy pani Nina Choruży, która wypożyczyła aż dziewięć sztuk. W większości były to pamiątki po mamie, ale jeden ocaliła przed zapomnieniem, wyciągając z kontenera na śmieci po tym, jak ktoś, porządkując dom, wyrzucił do niego niepotrzebne „rupiecie”. W swoich zbiorach sporo ręczników miały panie Elżbieta Greś i Raisa Trochimczyk.
Haftowane „kryżykam”, z koronkami
Okazało się, że na wystawie jest najwięcej ręczników z Bielewicz i Mieleszek. Najstarszych, czyli haftowanych „kryżykam”, zaprezentowano tylko osiem. Reszta to malowane barwną muliną kwiaty (brak było motywów ptasich). I chociaż spośród siedemdziesięciu egzemplarzy nie znalazły się dwa identyczne, to w oczy rzucały się powtarzające się motywy bzów, poziomek, róż. Jak powiedziała Agnieszka Żukowska: – Co się niegdyś sadziło w ogrodach? Które rośliny były ulubione? Lilaki, chryzantemy, fiołki, róże… Jest też jarzębina i słodko pachnące poziomki. Atlas roślin zaklęty w ręcznikach.
Ozdobą ręczników były przepiękne koronki własnoręcznie wydziergane, co ciekawe, jeden wzór powtórzył się na czterech ręcznikach podarowanych przez różne osoby, widocznie ktoś go spopularyzował kilkadziesiąt lat temu.
Najmłodsze ręczniki, wyhaftowane przez siebie w ostatnich dwóch latach, przyniosła pani Mirka Antonowicz. Kolejne najmłodsze to te haftowane w latach 60., a pomiędzy nimi dziura. Skończyła się moda na ręczniki. Alina Dębowska ma nadzieję, że ręczniki powrócą: – Młodzi zaczęli je zauważać. Dzwonią do naszego muzeum, pytają o wzory, bo chcieliby wyhaftować na ślub. Wiadomo, że cena musi być wysoka, bo trzeba utkać materiał, wyhaftować. Taki ręcznik jest wręcz bezcenny.
Większość ręczników z wystawy, pochodzących z okresu międzywojennego, wyhaftowano na tkanym lnianym materiale. Zgodnie z kanonami mają około 30-45 cm szerokości i od 2 metrów długości.
Veronika – wolontariuszka (w Zespole Szkół w Gródku) z Białorusi – podczas wernisażu była zaskoczona frekwencją. To dowód na to, że ludzie interesują się swoją historią i kulturą. Jak powiedziała, myślała, że takie ręczniki znane są tylko na Białorusi, Ukrainie, w Rosji. Panie z domu kultury w Narewce gratulowały realizacji pomysłu, trochę żałując, że nie zrobiły takiej wystawy u siebie.
U subotu Janka jechau la raki,
Pad wiarboj Alona myła ruczniki…
„Ruczniki” pojawiły się w białoruskiej piosence, śpiewanej podczas wernisażu przez pana Janka Karpowicza „Kałakolczyka”. A w następnej, ukraińskiej, zagościła wyszywana koszula:
Dwa kolori moji, dwa kolori,
Oba na połotni,w duszi mojij oba.
Dwa kolori moji, dwa kolori,
Czerwony to ljubow,
A czorny to żurba…
A weselem zapachniało – i to dosłownie – gdy przygotowany przez Małgorzatę Tryznowską tradycyjny karawaj zaczął krążyć po sali i po kilku minutach każdy już dzierżył w rękach smakowity, ułamany własnoręcznie kawałek.
Los człowieczy w ręczniku
Dziś mało kto wie, jakie tajemnice skrywa ręcznik. Alina Dębowska zgłębia ten temat od wielu lat. W naszej dawnej białoruskiej społeczności funkcjonował od samego początku – od narodzin do śmierci. Kobieta rodząc, trzymała się ręcznika, który miał pomóc w porodzie. Nowo narodzone dziecko było wycierane i owijane ręcznikiem. Los człowieczy rozpoczynał się od ręcznika. Ręcznik był bardzo cenną rzeczą w rodzinie. Z ręcznikiem kojarzy się od razu ikona, chleb, woda święcona, święty kąt, cerkiew. Kiedyś panienka przygotowania do ślubu zaczynała już w najmłodszym wieku. Proces wykonania ręcznika trwał długo. Najpierw mama lub babcia uczyły tkać tkaninę, potem zapoznawały z tajnikami haftowania, robienia koronek. Bywało, że pasąc krowy dziewczyny robiły na szydełku koronki. Chciały do ślubu zrobić co najmniej trzy, cztery ręczniki. Bogatsze, albo bardziej pracowite panny miały ich więcej. Jeśli któraś nie była zadowolona z proponowanego kawalera, żeby delikatnie odmówić, mówiła, że nie ma przygotowanych ręczników. W cerkwi podczas ślubu młodzi stoją na ręczniku. Teraz ten „ruczniczok” jest nieduży, ozdobiony asparagusem lub skromnym haftem. Pani Alina Dębowska podkreśla, że matka chrzestna, przygotowując taki haft, musi pamiętać, żeby nie był przerywany, tylko tworzył ciągłą linię. Ikony nie brało się gołymi rękami, rodzice błogosławili ikoną leżącą na ręczniku. Ręcznik był symbolem przejścia ze stanu panieńskiego do małżeńskiego. Młodzi siadali na ślubie pod ikoną ozdobioną ręcznikiem. Ręczniki i wytkane płótno były kiedyś częstymi ślubnymi prezentami. Niezłą kolekcję ręczników w skrzyni mieli dobrzy marszałkowie. Ręcznik odprowadzał zmarłego, często wisiał przez czterdzieści dni na krzyżu. Wierzono, że błąkająca się po śmierci dusza może w tym czasie przebywać pod tym ręcznikiem. Wieszano ręczniki z intencjami na przydrożnych krzyżach. W celu ochronienia wsi przed chorobą, zarazą, nawałnicą kobiety tkały wąskie ręczniki, zszywały je i opasywały wieś od krzyża do krzyża. Interesujące były ręczniki z monogramem. Pani Alina opowiedziała, jak młoda kobieta po zakupie starego domu znalazła na strychu ręczniki. I jej mama – osoba wierząca, znająca tradycje – powiedziała, że może zachować wszystkie oprócz tych z monogramem, bo są one przypisane konkretnej osobie.
Kobiety mające większe umiejętności rysowały wzory i dawały koleżankom do przekalkowania. Stąd właśnie podobieństwa na ręcznikach. Czerpano również wzory z gazetek, które krążyły po okolicy. I często bywa, że ręczniki mają bardzo podobne hafty. Pod koniec XIX wieku częste były wzorniki z haftem krzyżykowym, wydawane na zlecenie cara, który chciał rozpowszechnić rosyjskie wzory wśród ludu. Po bieżeństwie pojawiły się już bardzo kolorowe hafty płaskie, ale – jak mówi pani Alina – ludzie chcieli ożywić i ukwiecić swój trudny los takimi pracami. – Ręcznik jest porównany do losu ludzkiego, drogi życia. Matka czy babcia, które najpierw przędły, potem tkały materiał, chciały, aby córki, wnuczki, dzieci miały lepsze życie. Te ręczniki są wymodlone, mają w sobie dużo emocji i uczuć.
Dorota Sulżyk,
kurator wystawy
P.S. Dziękuję mieszkańcom gminy Gródek za wyciągnięcie ze swoich sunduków i szaf starych „ruczników” i zdradzenie ich tajemnic. Wystawę można oglądać do końca grudnia.
fv1g9R This blog is obviously cool additionally informative. I have chosen a bunch of useful stuff out of this blog. I ad love to return every once in a while. Thanks a lot!
You made some good points there. I looked on the internet for additional information about the issue and found most individuals will go along with your views on this website.