Koli ja małoju byvała v Ploskach, to časom pilnovav mene diaďko Gienik, najmołodšy brat moho tata. Ja ob jôm uže pisała, ale teper prypomniłosie mniê, što to vôn navčyv mene hrati v viêšanie. Siêta hra vyhladaje bôlš-menš tak: pišetsie peršu i ostatniu literu słova i tôlko kresok, kôlko literuv šče treba v słovi. Osoba, kotora odhaduje słovo, vymovlaje jakujuś literu i koli vona je v słovi, to jeji vpisujetsie, a koli nema, to začynajetsie rysovati šubeniciu, šnurok, a potum čołoviêčka. Na počatku to mnie diaďko davav łatvy słova, ale potum prychodili štoraz tiažšy. Mojiê słova Gienik odhaduvav velmi chutko. Až ja napisała jomu h- – – – – -i. Nu i diaďko začav łomati hołovu. Nijak jomu ne jšło. Udałosie mniê „poviêsiti” joho, musit, zo try razy. Vôn strašenno na mene zazłovav. Tym bôlš, što takoho słova ne było, bo ja zamiś nahavici napisała hanavici. I diaďko posli siêtoho vže ne zachotiêv hrati zo mnoju v viêšanie.
Koliś ja jomu zaspivała odnu piêsniu. Vôn najperuč dovho smijavsie, a potum zachotiêv, kob ja joho navčyła, bo vôn choče zaspivati jijiê svojôj diêvčyni. Po pravdi kažučy, to mene na počatku zatkało. Diêvčyni spivati takije pisniê? A de romantyka? Nu što ž… Ale naučyti diaďka spivati – było velmi trudnym zadaniom.
Hej z Bielska chłopaki,
Towarowe młyny,
Latają od jednej,
Do drugiej dziewczyny.
Najperuč diaďko povtorav za mnoju słova. I siête šče išło dobre. Najhôrše pryšło, jak vôn počynav spivati… – Choč ty zavjazuj očy i v sviêt utikaj – jak by skazała moja mama. Bo diaďko ne miêv za hrôš hołosu ani słuchu do spivania. Falšovav, až robiłosie strašno. Ale što ja miêła robiti? Musit z puv dnia mniê sieje zaniało. A vôn vybiravsie na randku i chotiêv siêtu piêsniu zaspivati svojôj diêvčyni vže vvečery.
– A može, Gieniku, ty jôj ne spivaj? – radiła ja diaďkovi.
– A čom? To ž to takaja smiêšna piêsnia, – tiêšyvsie Gienik. – Davaj daliêj.
Latają latają,
Sami nic nie mają,
Jeden od drugiego
Spodnie pożyczają.
Pożycz mi ach pożycz,
Drogi przyjacielu,
Zaraz je ci oddam
Po moim weselu.
Nu i diaďko navčyvsie ciêłoji piêsni, a vona była dovoli dovha. Ne znaju, čy vona tohdy spodobałasie joho diêvčyni, ale musit randka vdałasie, bo na druhi deń diaďko byv velmi zadovolany. A piêsniu to spivav šče zo dva tyžni. I vse nakuneć velmi smijavsie:
Dali mu karabin,
Cebulą nabity,
Kazali mu strzelać,
Do swojej kobity.
Kobita dostała,
Z krzesełka zleciała,
Na tym się skończyła
Historyjka cała.
A mnie sieja piêsnia tak obrydła, što ja jijiê naohuł perestała spivati.
Koliś ja najšła v knižci abo v časopisi takoje zdanie: Kto nie potrafi śpiewać, ten krzyczy.
– O, to pro tebe, Gieniku! – skazała ja. Diaďko na mene tohdy obrazivsie. I musit zo dva dniê złôsny chodiv. A diêd smijavsie.
– Ot i dołožyła, – hovoryv diêd. – Spivati jomu zachotiêłsie.
A tak pry okaziji, to diêd tože ne vmiêv spivati. Ja od joho čuła odnu piêsniu – Rozkwitały pąki białych róż… – na poli, pry vybirani truskavok, i pomniu, jak moja Ania zapytałasie tohdy na pôlśko-svojôj miêšanci:
– Dziadku, a čom ty hovoryš piosenku?
Teper dumaju, što sviêt ne byv by taki cikavy, koli b usiê robili vsio odinakovo.
Halina Maksimjuk