Tamara Bołdak-Janowska. Piśmo da Hospada Boha.

2. Chwaroba siroctwa heta traŭma na ŭsio żyćcio. Ni pakidaja. Stwarajacca sytuacja: ty ni lubisz, uże ni umiejasz, ali ceły czas czakajasz, kab chtoś cibie palubiŭ. Cełaja żyćcio szukajasz tak lubowi, jakaja była da cibie ŭ mamy. Ja palubiła na nowo maju mamu, ali heta luboŭ była padszyta stracham, ci jak jana wyjdzia z chaty, ta wierniacca, ci nie. Strach, zwiazany z luboŭju, ni praszoŭ u minie nikoli. Nawat tady, jak ja nawuczyłasa lubić mużczynu. Ci jak jon wyjdzia z chaty, ta wierniacca, ci nie?

Chwaroba siroctwa heta dyra ŭnutry czaławieka na doŭho, doŭho. Zamiest lubowi ŭ hetaj dyre adnyja dumki pra ludziej, jakija zmarnawali żyćcio maładoj mamcy i żywomu dzidziaci. Bo panstwo ni darażyło żyćciom żanczyny, tolki padpasowywało da prapahadny fidei. Jakoja bałwanstwo, praŭda? Jano i sionnia paŭtarajacca. Tamu ja prypaminaju maju historju. Ty ż ni bałwan ad prapahandy fidei.

Siońnia mnie ni choczacca hawaryć. Ni choczacca chadzić. Prymuszaju sibie da słoŭ i szpacyraŭ. Heta ŭsio praz sztadzionnuju ahidnuju wajennuju prapahandu, praz militaryzacyju praz adpichańnie ŭładami razumnych ludziej, praz nazykaŭ, nacjanalistaŭ i szawinistaŭ, jakija ŭwiaździe wyrastajuć ŭ bałwanawuju siłu.

Sztoś druhoja tabie raskażu. Ahladali z Tolam film Kubricka „Ścieżki chwały”. Hety film ni pastareŭ nawat na kapialku, choć zroblany ŭ 1957. Adnyja mużczyny. Wajna. Pierszaja suświetnaja. Żaŭniery hinuć. Zabiwajuć. I jich zabiwajuć.

Adnyja heta bajaźliŭcy, druhija źwiarejuć, ali heta tak samo ad stracha. Swaji hienerały zabiwajuć swajich, abwinawaczanych ŭ bajaźliŭstwi. Hienerały źwiarejuć da swajich. Mużczynski straszny świet.

Tolki na samy kaniec filma pajaŭlajacca żanczyna. Żauniery ŭ trakciry czakajuć, szto za siurpryz padhatowiŭ im szef trakcira. Akazywajacca, szto „trafiejnaja” maładaja niemka sztoś im zaspiawaja. Żaŭniery wiaraszczać jak aszalełaja żwiarjo. Zdajecca zaraz na jaje napaduć, kinucca hwałtawać. Ali kali jana zaczynaja śpiawać prastuju nimieckuju pieśniu, jany pawoli zacichajuć, zaczynajuć słuchać, a patom wielizarnym choram zaczynajuć śpiawać razam z żanczynaju, chacia heta ż pieśnia jich woraha. Śpiawajuć biez słoŭ, tolki samu miełodju – adnym mużczynskim stonam. Kranalnaja scena. Ciakuć ślozy pa jich zmuczanych, pastarełych licach. Żanczyna na minutu wiarnuła jim narmalnaść. Znoŭ zrabiła jich ludźmi z żywym sercam. I z ciahaju da żyćcia.

Ŭ 21 stahodźju majam takuju czudnuju techniku, ali tak antywajennych filmaŭ nima. I kranalnych filmaŭ nima. Praŭda, jeść dobryja filmy, ali jany redko pajaŭlajucca, i jany jakijaś abrezanyja z kranalnaści, jakijaś maleńkija i zbytawuszanyja. Jak ścisnutyja i akaleczanyja z ŭsiakaj trywohi. Niachaj ahladacz bałwanieja ŭ bytawusie. Filmy stali rabić bajaźliŭcy, i robiać jich pad rynak. A z wajny robiać nam ŭ filmach stralanku, pryjemnuju pryhodu. Ni mahu ahladać. Z wajny robiać zabawu dla ni zaŭsim razumnych hladaczoŭ.

„Sabaka nieba”. Ni chaczu! Ni chaczu falszywych autaraŭ, jakim komputer pisza wierszy, a nawat prozu. Kamputer prydumaja sztoś takoja jak „sabaka nieba”. Ad razu znaju, ci aŭtar falszywy, ci praŭdziwy. Wydawiec hetaho ni znaja? Chibo ni znaja, kali drukuja maszynkowyja „sabaki nieba”.

Nastupny szah heta hadami poŭzać da telewizara, da mediaŭ, rabić krużok samych swajich maszynkowych, i kali ŭże dapaŭźli, rabić abnimanku, buźkaŭszczynu: ty minie pachwalisz, a ja cibie. Teksty zrobić nam maszynka, a my joj tolki sztoś padsuniam ŭ troch frazach. Jana patom sama napakuja ŭsiaho, i „sabakaŭ nieba”, i parnagrafii, i zmiksuja ŭ adzin durnawaty supok. Życcio zajmie poŭzańnie da mediaŭ, a patom trebo trymacca jich czatyrmia łapami. Ni chaczu maszynowych „sabakaŭ nieba” i toj paŭzaniny. Pa „sabakach nieba” niczoho druhoho ni możno spadziawacca, adno machlarstwa pra samych sibie. Jak doŭho heta moża trywać? Trywaja ŭże dwaccać let. Pratrywaja i stahodźje.

Ali czytacz uciok. „Mnie cipier trebo tysiaczu hadoŭ dyjety” – kazaŭ zachaplajuszczy Rilke. Nasz czytacz jakraz na takoj dyjeci biez maszynkowych kniżak.

Maszynka napiczkaja tekst ŭsim, szto modnaja, i piarapiczkuja heta ŭsio ŭ jajco baŭtuna. Czytacz jaszcze dalej uciacze. Maszynkowyja aŭtary robiacca samaŭpeŭnianymi i liczać czytacza poŭnym durniam, jakomu lohko namachlawać, jakomu można falszywić, pierad jakim można prytwaracca hienijam. Maszynkowyja aŭtary puchnuć pierad czytaczom ad swajej maszynkowaj sławy, aż robiacca niebaczosami nad jim. Nu i robiacca tymi „sabakami nieba”.

Baczysz jich? Na peŭno nie. Heta ni raście ŭ wierch da cibie.

Kuplaju „Dziennik. Gazeta prawna”, kab praczytać interwju z Andaj Rottenberg. Chtoś na FB daŭ fragmient. Zacikawiŭ minie, bo Anda haworyć, szto u 39’ tak samo husto pad wosień wisieli jabłyki jak ŭ 2016, szto czuja nowuju wajnu. Praczytała i ad razu ni zhadżaju z ŭsim, szto każa. Bo jana każa, szto do siońnia (do ŭłady PiS) ćwiła u nas kultura, szto kożny sztoś dla sibie znajszoŭ, ad parnagrafji pa ŭsio, czaho tolki zachoczasz. Heta ni tak, spadarynia. Literatura piaraćwiła jakraz za hetyja hody. Joju waładajuć „sabaki nieba”. Ta ż czytacz ŭciok, spadarynia. Nadpradukcja sabaczych kniżak heta patałohija. Kolki razoŭ ja heta muszu paŭtarać? Dobrob było, kali hety sabaczyja teksty byli damawoju zabawaju, kali nudota i dożdż. Ali jich patałahiczno rasprastranili ŭ medjach.

Jeśli ŭsio dazwolano (anything goes), ta ŭsio staić ŭ adnom miescy, topczacca. Na szto staracca, kab na prykład ŭ literatury ci fiłasofji było sztoś dobraja i nowaja? Kab adkrywało woczy?

Plotyn (Enneada 6): (…) jeśli umysł stoi, to nie myśli. A jeśli nie myśli, to go nie ma.

Stoimy. Literatura stanęła.

Stoimy prowojennie na naszym globie.

Imprawizacja „sabaki nieba”. Da taho, kab imprawizawać na wiaczorkach, trebo być dobro padhatoŭlanym. Biez padhatoŭki nawat hienij ni wystupić z imprawizacjami. Hienij zaraniej padhataŭlajacca i ŭsio pamiataja patom. I maja atwiety dla publiki, czasam dobrym żartam. A szachraj, naszaja „sabaka nieba”, liczyć sibie hienijam, jaki budzia improwizawać biez padhatoŭki. I patom wychodzić tak, szto jon jak zaprecca kapytami, tak i ni daje ni wodnaho atwietu na zapytańnia publiki, tolki wilaja jazykom jak duszany. Publika niczoho ni moża zapamiatać z takoj imprawizacji. Nahladziełasa na mnohich takich i bolsz ni zachocza.

I ja nahladziełasa, i bolsz ni chaczu. Maładyja ludzi prosiać: chadzi na wiaczorki, jak ŭpiarod chadziła, i hawary szczyro, jak razumiejasz aczarodnych „sabakaŭ nieba”. My zaŭsza czakali na twajo słowo szto ty skażasz.

Ni mahu. Patom arhanizatary wiaczorkaŭ minie nienawidziać.

Mamma mija mobile kalesone! A ŭsio wakruh źmianiajacca ŭ nowy tatalitaryzm, aż ni choczacca hawaryć nawat da cibie. Usie dziarżawy militaryzujucca. U nas ŭłada chocza arhanizawać apałczenstwo, znaczyć na samam dzieli bajoŭki, partyrantaŭ. Budzia jim płacić pa piatsot złotych ŭ miesiac za asobu. A ja dumaju, szto tudy papływuć samyja nibiaspiecznyja ludzi. I ŭnuki, i baćki, i dziedy z babami, dy dziaćki z ciotkami, i cełyja wioski. Charasze razam buduć zarablać, jak złożać hetyja 500 zł ŭ adnu siamju. Daduć im broniu. Znoŭ lesnyja bandy zrobiacca?

Tak pytajusa, bo ni mahu zrazumieć, prociŭ kaho majuć być jany?!

A ty razumiejasz?

Kab heta arhanizawać, trebo ż ni mieć ni trochi ŭjaŭleńnia. Ŭjaŭleńnie patrebno da ŭsiaho, szto arhanizujam. Majo ŭjaŭleńnie padpawiadaja, szto ŭ bajoŭki pojduć złyja ludzi. I pierad ŭsim nazyki, jakich ni brakuja. Pryt tom, jak czytaju, heta maja być pradaŭżeńnie tradycji praklatych żaŭnieraŭ. Mama mija mobile kalesone! Znaczyć heta prociŭ majaho kacapskaho żyćcia. I znoŭ toj samy antysemityzm. Znoŭ toj samy nacjanalizm, toj samy szawinizm. Jeśli taja tradycja… Znoŭ bajusa. Bajusa napraŭdu.

UFO ŭ akularach. Paszła na wiaczorak z Monikaj Stępień, bo dała jej rekamiendacju i blurb. Jana apublikawała pierszuju kniżku z wierszami z finansawaju dapamohaju Prezidenta Horada. Heta taja samaja Monika, jakuju ja apisywała. Taja samaja, jakaja prywiazła z Padlaszsza „tu, o” i ni moża ad hetaho „tu,o” wyzwalicca.

Wiaczorak byŭ krasiwy i razumny. Jaje pierszyja wierszy tak samo.

Ja baŭlusa akularami. Adwaroczyju ta ŭwahnutaju staranoju, ta wypukłaju. Na połapi wisiać szarengi drobnych fanarykaŭ. I raptam baczu, szto ŭ wypukłych ściokłach hetyja szarengi adbiwajucca hłyboko, a ŭ wohnutych ni adbiwajucca, tolki wisiać ŭ pawietry daloko ad ściokłaŭ. Jaszcze raz probuju adwaroczywać ściokła i ŭsio paŭtarajacca. Ŭ wohnutych ściokłach fanaryki znoŭ ni adbiwajucca, a wisiać ŭ pawietry, nawat nad majimi palcami, jakija kładu na ściokła. Fanaryki prabiwajucca czeraz wuskija prorwy pamiż palcami i wisiać ŭ pawietry. Heta prawiło fizyki tak dziejśniczaja. Czudy fizyki. Fienomen optyki.

Znaczyć światłó UFO moża tak rabicca. Jeśli ŭ pawietry jakijaś chwali robiacca wohnutymi. Jany łapajuć jakijaś bloski, z czyjahoś wakna na prykład, abo druhija, z jakohoś fanara, i hetyja bloski robiacca jak latacialnaja tarełka, wisiać ŭ pawietry. Pawierniasz haławu, i jany wisnuć inaczaj. Adpływajuć ŭ horu na pryklad, abo ŭ bok. UFO heta ni czudy, heta fizyka. Tak moża nalapicca na pawietru i Baharodzica, i Isus, i ŭsiaki wobraz, ŭ jakom buduć bloski, zołato, abo sam jon budzia za ściakłom. Dzyhnia z adnaho miesca ŭ druhoja i zabaczym pawietranyja czudy.

Czastku wiersza Moniki ja piarakała na prastuju mowu:

(…) ŭciskajusa ŭ ciapłó pramieżku pamiż podychami.

Raspraścirajusa na krajach szklanki pierad tym, jak stuknia ŭ zuby,

zaciskaju kancy palcaŭ siarod pramieżkaŭ pamiż wiejkami.

Ja jeść ŭzdych raścianuty pa ścianie tak, kab wiartajuczysa jon ŭliŭsa ŭ wucho i nahadaŭ mora.

Ja rablusa najdrabniejszym stwareńniem.

Monika trenirawała boks. Jana wielizarnaja dziaŭczyna z natranirowanymi myszcami. A jaje wierszy taki delikatnyja. Karonkawyja.

Hejnały. Nabokow w powieści „Z najlepszej strony” mówi, że mamy hejnały zamiast wiadomości. Nie tylko zamiast wiadomości. Zamiast literackiej krytyki mamy hejnały. Zamiast treściwych dyskusji mamy hejnały.

Mamy hejnały sławy doczesnej pisarzy. Mamy hejnały polityków. Mamy hejnały homo capitalisticusa, w którym Max Scheller widzi coś znacznie gorszego niż u homo sowietucusa. Ja też to widzę. Moja teściowa, która ma 96 lat też to widzi. Teraz nie ma dobrych ludzi – mówi.

Pryniasła znoŭ. Szpacyr heta dla minie zaŭsza jakajaś trafieja. Siońnia pryniasła wobraz łuży: jana jak z rukami, adna wycianuta ŭ wierch. Jana biażyć, leżaczy. I budtab chocza kinuć kamiań.

Tolo każa: Hlań, tam na stale listki.

Praŭda. Jany razłażylisa jak surwetki abo źwiozdy. Prylipli płosko. Bo imżyć. Jany cichija.

Jakaja dobraja ciszyna.

Ŭ druhom miescy chtoś ukraŭ stoł. Heta nasz nowy park. Chamawataja maładzioż brydko bazhrolić pa stałach. Wiaraszczyć. Nastaŭlaja hałosnuju chrabaszczaczuju muzyku. Hnie maty.

Tam, dzie naczujuć ptuszki, patom nakapano kwietkami pad nogi. Ni takija brydkija hetyja haŭnianyja kwietki, wyhladajuć jak zatoptanyja marharytki. Idziem pa bukietach pad drewami. Jany zasochli. Topczam jich.

U chaci: biełyja adidasy biahuczaho mużczyny mihatnuli jak matylki, tak jak jany (praŭdziwyja) heta robiać: koso, adzin wyżej. Heta byŭ Tolo, bieh ŭ tualet. Tak koso zamihataŭ praz witalniu.