Tu jest róża, tutaj tańcz!

Dobrze. Idziemy się przejść. Chodzić muszę. Kab tolki ni lażać na staraść – hawaryła maci. Ciapier ja paŭtaraju jaje słowy. Mary majej maci zbylisa, ni lażała na staraść, ali chadziła z kulbakaju, a patom tolki pa domu, aściarożno i z kulbakaju. Cipier ja maju kulbaku. Tolo zrabiŭ. Ja pamalawała jaje na wiasiołyja kalory. I namalawała toja samaja liczyko, jakoja namalawała na papiery maja pamierszaja doczka. Hladżu u lusterko i ni sibie baczu, a baćku. Maja maci mieła jasnyja woczy, błakitnyja jak niebo biez wobłakaŭ, i biełaje lico, na staraść ni pagumiaczana na szczokach. Kali była maładaja, mieła czornyja wałasy, aż granatowyja, kuczarawyja. Ja kaliś mieła jasnyja kuczarawyja wałasy, jak baćko. I woczy maju jak baćko, czornyja. I łob maju pa baćcy, i nos, i wuszy. Czysty baćko. Dobry dzień, moj ajciec, hawaru da lusterka. Dobry dzień, Micik. Znaczyć praz lusterko waroczajusa da staroj chaty z blizkimi licami.

Idziemy, mówię do Tola. Po drodze pytam: dlaczego naukowcy nie wynaleźli skrzydeł dla człowieka? To byłoby takie proste, mocujemy skrzydła, i lecimy do Narejek. Na plecach nawet śladu nie mamy po skrzydłach. Nigdy nie byliśmy skrzydlaci. Ludzie opowiadają jakieś bajki o latających ludzi, jakieś latające baby w bieli widzieli. Te bajki pochodzą z Sajuza. Z Sajuza pochodzi też bajka o nagle urywających się śladach ludzkich stóp, bo ponoć istota uniosła się do nieba i ktoś to widział. Ludziom zwidują się aniołowie.

Tolo: No tak. Po ogonie mamy ślad, a po skrzydłach żadnego. Ale co ty mówisz! Toż by ludzie latali przez granice. Zaraz państwa by strzelały do tych skrzydlatych ludzi. Góra trupów leżałaby na granicach, codziennie nowa. Chyba żeby jakieś siatki porozciągali na niebie. Wyobrażasz sobie tych ludzi, latających bez przeszkód przez granice? A siatki to byłoby drogie ustrojstwo. Iluż uchodźców latałoby zewsząd dokądkolwiek, gdzie pokój i dom, cały dach, całe ściany. Mury i zasieki nam rosną na granicach, a ty mówisz o skrzydłach. Plecak jakiś wynaleźli naukowcy. Taki, który unosił ludzi do nieba. Ale spadali nie tam, gdzie trzeba, i spadali ciężko. To nie działało dobrze. Wynalazek się nie sprawdził. Już nad nim nie pracowano.

Ano tak. To na pewno z tego powodu ten wynalazek upadł, że przez granice by ten plecak nas unosił. Korzystając z planów Leonarda da Vinci, człowiek wynalazł paralotnię, ale mnie chodzi o minimalne lekkie skrzydła. Nie można wynaleźć butów, które by wygejzerowały człowieka w niebo? Butów albo kamizeli? Coś lekkiego i łatwego do elektronicznej obsługi? A nie. A mury runą, runą, runą. Akurat. Rosną. Przywołuję się do porządku: przestań już śpiewać jedno i drugie. Sobie się sprzeciwiam: nie mogę przestać. Samo się podwójnie śpiewa. Dziś nikt nie śpiewa o rosnących murach. Chwalić się trzeba naszą wolnością, naszą lepszością, i odgradzać się rowami, zasiekami i murami od wojennych uchodźców, namnożonych przez nas. Zachodnie cywilizowane patyki rozwalają Orient.

Aleś Razanaŭ napisał książkę poematów „Kab mieli szczaście ŭwaskrasać i lotać”.

I tam mówi o nas, że nas „nie pamieścili kalendary”. I nas „sustrakajuć pustyje wioski, abiezludniełyja dwary”. I nas „byccam wiedy – wiaduć ślady”. I hetyja ślady wiaduć nas nazad, dzie my mieli mnoho żyćcia, mnoho padworkaŭ, mnoho chataŭ. Baćki mieli bolsz biełaruskaści, czym my. Dziedy jaszcze bolsz. Pradziedy jaszcze, jaszcze bolsz. Ale 25 proc. Biełarusaŭ zhinuło na wajnie. Skolko zhinuło z ruk Stalina? Ni mahu najci takoj staciściki. Stalin nas abiezhławiŭ, likwidujuczy wykształconych i myślaszczych. Ni mahu zabycca poŭnych strachu waczej adnaho biełarusa ŭ Rasieji, kali ja jaho spytała, ci jon razmaŭlaja pa biełarusku, ci choć na prastoj mowie. Pramaŭczaŭ. I hety strach u waczach! A patom chutko adwiarnuŭsa i chutko ŭciok z naszaj wiaczarynki. Razpłyŭsa u pawietry.

A tak w ogóle, mówi Tolo, człowiek w 21 wieku to numer. Numer ubezpieczenia. Pesel. Imię jest tylko dla bliskich.

Ja mówię, że już o tym opisałam, o byciu numerem, kiedyś, chyba do pisma „Pracownia”, ale o tym, że imię mamy tylko dla bliskich, nie wspomniałam. Napisałam to po słowach Różewicza o tym, że dziś świat to ogromne Auschwitz. Dlatego czytam filozofów. Mój umysł wtedy odpoczywa od świata ponumerowanych ludzi, tj. od tych numerujących. Nie lubię Hegla i nie polubię. Jedyna fraza z niego, jaka mnie ukąsiła, to parafraza powiedzenia Hic Rhodus, hic salta! Oznacza to: tu jest Rodos, tutaj skacz. Ściślej: tu pokaż, co potrafisz, a nie przechwalaj się, czego dokonałeś w Rodosie. To z bajki Ezopa „Samochwała”. Hegel przerobił to na: tu jest róża, tutaj tańcz. Miał na myśli m.in. to, żeby być w zgodzie z tym, co najlepsze w twojej epoce lub: pokaż tu, teraz, przed nami swój talent. Przede wszystkim chodziło o zgodę z epoką. Uważał, że każda epoka to postęp wolności i świadomości wolności, krok ku lepszemu, ku bardziej moralnemu, że każda nowa epoka tworzy coraz bardziej wolnego człowieka, ale on to mówił wyłącznie o narodach germańskich. Tylko ta parafraza „Tu jest róża, tutaj tańcz!” da się przenieść na każdy naród i każdego człowieka. Przynajmniej ja tak uważam. I warto ją znać, nawet trzeba, tak jak trzeba znać Kantowskie: „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”. Jedna nośna fraza z filozofa zdolna jest do dobrej zmiany w duszy człowieka. Poza tym Hegel chwalił wojnę i kolonizatorów, bo to niby przykład na dziejowość i zaradność narodów. A Kant mówił, że każda następna wojna czyni człowieka bardziej niemoralnym, bardziej bestialskim, bardziej nieludzkim i jest to stan nieodwracalny. Okropności zeszłej wojny przybierają na sile. Zaczynamy wynosić bandytów na bohaterów narodowych. Od nowa rozbudzamy antysemityzm, który już doprowadził do holokaustu. Jeśli coś krańcowo złego stało się podczas poprzedniej wojny, to szybko przestaje to boleć i to zło powiela się ze zwielokrotnioną siłą, choć ma już odmienny wygląd, milszy, za sprawą propagandy i braku pamięci. Ludzie mają krótką pamięć, jeśli chodzi o okropności wojny. Tak twierdzi filozof Höffe i trudno i się z nim nie zgodzić. Zabici nie mówią. Ci, co przeżyli, opowiadają w ich imieniu i w swoim o okropnościach wojny, ale wnukowie już nie chcą o tym słuchać. Książki o okropnościach wojny, dzienniki, zapiski, pamięta jedno pokolenie. Mnie tworzyły opowieści o wojnie. Opowiadali bliscy, krewni, znajomi, sąsiedzi. Byłam świadkiem wymierania po wojnie wielu osób z powodu gruźlicy. Miałam krawcową w Świsłoczanach, która z dnia na dzień gasła z powodu gruźlicy wyniesionej z wojny. To była piękna, młoda, czarnooka i jasnowłosa kobieta. Inne osoby miały gruźlicę z powodu nędzarskiego życia przed wojną. Milczeli ci, co się wzbogacili na łupach wojennych. Ich stwarali trafieji. Jeśli faszysty spacyfikawali dzieś wiosku, poazabiwali ludziej, a dabro astawili, sasiednija wioski piorli tudy, kab nażycca hetym czużym dabrom. Znaju takija wioski i ich życharoŭ, katoryja tak nażywalisa. Byli siarod nich i swajaki. Czaho tudy było leźci, bahacicca czużym niaszczaściam – płakała maci doŭho paśla wajny. Ni chacieła adwiedywać swajakoŭ, katoryje papiorli na trafieji. Mnie stwaryŭ jaje płacz. A jakuju duszu swajich dziaciej stwarali tyja, chto tak nażywaŭsa? Zreszty i jany pamierli i na szto mnie heta wiedańnie. Zreszty heta dabro pa zabitych ludziach i tak prapałoby, a żywina pazdychałaby z hoładu. Ali i tak ni mahu dacanić takuju wajennuju praktycznaść, kab nażywacca na trupach. Z Olsztyna adnych wyhnali, druhich prywiaźli abo samyja prybiehli, kab upakawacca u paniamieckija willi i wiaskowyja murawanyja chaty. Czaho ni datknusa, toja trafiejnaja u majom horadzi i wakruh. Jaszcze praz telewizar maskali straszać, szto hetyja trafieji ni na wiecznaść, a tolki na jakiś czas.

O czym ty, Georgu Wilhelmie Friedrichu Heglu, mówisz, o jakiej rosnącej wolności? Akurat dziś mamy wolność. Chaos mamy, nie wolność, nawet w twoich gloryfikowanych narodach germańskich. Terapie szokowe na Słowianach. Wojny, wojenki. Nie mogę wykonać polecenia: tu jest róża, tutaj tańcz. Ja się epoce opieram. Nie chcę takiej. Proceder robienia popkultury na podsuniętych wzorach i nowych wojen według podsuniętego wzoru Heidegger nazywa budową imperium globu. Wodzowie są nieuchwytni. Nie ma odpowiedzialnych. Odpowiedzialność jest rozmyta, bo podczas tworzenia imperium globu działa międzynarodowa klika. To taka zbiorowa obrzydliwa róża. Doskakuj do uwspółcześnienia, polegaj na tej obrzydliwej róży kliki. A dzie biełaruskaja róża? Kupalinka rużu, rużu polić i u joj ruczki kolić. Kali tolki padumaju hetu naszu pieśniu, zaŭsza baczu maju daczku, jak kolić ruczki u dzikaj róży. Nima daczki i nima toj ruży. My zastyli u doŭhaj agońji. Trebo sztoś zrabić. A szto? Biełarusy z Biełarusi zaszywajuć sabie huby. Durnaja rabota. Durniejszaj ni baczyła. Zrabić sabie samamu takuju kryŭdu heta najpraściej. Trebo znajści naszu rużu, ni takuju krywawuju jak na hetych zaszytych hubach. Hetaj krywawaj ruży nichto ni woźmia surjozno. Uśmiachnucca i ŭsio. Żanczyny ni zaszywajuć sabie hubaŭ, bo pabrydnieliby na zaŭsza. Ci my, żanczyny, praz heta horszyja? My ni choczam brydnuć nawat u czas wajny. Heta ni żańczynina dzieło, wasza, najomniczy chłopcy, wajna. Zbiahaciasa, kab raskoszno papalawać na ludziej.

Hegel gloryfikuje protestanckiego Niemca, zwłaszcza w „Wykładach z filozofii dziejów”. Przyjdzie protestancki Niemiec i wszystko naprawi – tak można streścić jego „Wykłady”. Szawinistycznaja ramancika. A my jak hawaryli kaliś? My hawaryli tak: a moża za Niemca byłoby lepiaj? Nu niachaj uże niemiac by pryszoŭ. Patom papraŭlali sibie: zaŭsza chtoś czuży da nas prychodzić i chocza nas papraŭlać, rabić druhich ludziej, rabić niemcaŭ z nas. A patom hawaryli: szto z nami wyczaŭpaŭ hety niemiac, lepiaj ni hawaryć. I maskali byli ni lepszyja. I usiakija bandy z lesaŭ, hetyja krywawyja bałwany, źbiaranina czaławieczaho barachła z naszych wakolicaŭ jaszcze pa wajnie nas zabiwała. Takija susiedy. Maładyja zasrancy. A za szto zabiwali? Szto my heta my? My kaliś hawaryli: nikoli ni spadziawajsa na czużoho. Spadziawajsa na sibie. My hetaho ni nawuczylisa. Bojciaś lesaŭ. Tam ni tolki waŭki, tam zasrancy z karabinami. My chawalisa u lesach, kab prażyć. Bajalisa lesaŭ i u jich chawalisa. Jon nam ŭsio taki spryjaŭ. My lepiaj jaho znali. Ceły les za Narejkami zryty akopami. Raście nowy les u hetym lesi, huszczeja stary, ali hetyja akopy trywajuć. Rasiejcy szukajuć swaich mahiłaŭ z astatniaj wajny, ali ni znajuć, szto na buhrach było ich poŭno. Ja jaszcze znaju hetyja miescy. Pry naszam aharodzi było ich try, kali iści u storanu Zubkoŭ. Hety buhor razkapali razam z mahiłkami, z kaśćmi, ale nizam pry samam aharodzi jaszcze było dźwie mahiłki. Kości tam lażać da sich por. Iduczy buhrom da granicy, możno było zabaczyć dźwie mahiłki pry jołkach. Na hetych mahiłkach rasła druhaja trawa, wysokaja i ciomno-zialonaja, aż siniaja. Jaje ni chacieła jeści nasza karowa. Wyskubywała ŭsiu, a hetu astaŭlała. Ja heta apisywała u adnoj z majich kniżak. Siudoju ni chadzi, ni tapczy – hawaryŭ baćko. Cipier adno ja pomniu hetyja mahiłki. Moża chtoś jaszcze? Rasieja ich ni nojdzia, bo jak? Jak nojdzia minie, maju pamiać? Czasam zamiast „buhor” hawaryli „nasyp” abo „adkos”. Ja lubiła kaliś biehczy pa adkosi da hranicy. I za jołkami tak biehła. Szumieŭ husty wieciar u jołkach. Biehła aż da śliwak, katoryja raśli kala hranicy. Patom nazad. Czasam jołki zaharelisa ad pojazda, ad iskry. Ich hasili pażarniki z Haradka, bo pażar dajszoby da domu. My zwanili u Haradok i pażarniki chutko pryjażdżali. Rabotniki czyhunaczniki prystryhali jołki każdy hod i jany rabilisa hustyja, haroju ŭ ciesnych abdymkach, i stwarali praŭdziwuju strachu nada mnoju. Ŭ jich mieli gniozdy saroki i warony, i druhija ptuszki. Czasam ptuszaniata padali mnie na pleczy, kali ja pradzirałasa pod jołkami, kab znajści gryby, sałodkija pieczarki, a czasam praŭdziwika. Pad strachoju z boku ŭ trawie i mochu raśli ryżyki. Pa bakam adkosaŭ raśli czyrwonyna jahady. Możno było ŭsiaho smasznaho chutko nazbirać abo na miescy czahoś smaszno najeścisa.

Hegel mówi, że jedynie protestancki Niemiec nie jest podwójnie moralny i jedynie on wie, co to jest wolność. Znaczyć ja prawasławŭnaja ni znaju, szto heta wola? Ja ni znaju szto heta iłżywaść? Mahu skazać, szto prawasłaŭny najmieńsz iłżywy i maja praŭda budzia takaja samaja, jak praŭda Hiegiela. Wiaździe znajdu iłżywych, i u pratestantaŭ. My baczyli hetaho pratestanta u 20 wieku, jaho wolu i jako szczyraść. Z hetaho fiłazofa, z cibie Georg Wilhelm Friedrich, zrabiŭsa folkizm, a z folkizmu faszyzm, i ŭsiakaja iłżywaść. Tolki iłżywy czaławiek moża liczyć sibie zwyszczaławiekam. Hety iłżywy zwyszczaławiek papior da swajej ruży: pazabiwajam usich nidaczaławiekaŭ. I siahodnia takoja razumieńnie czaławieka wielmi żywuczaja, ta tut, ta tam. Inszaja sprawa: pratestanty pamahajuć sabie, jak tolki mohuć. Adziożu zbirajuć, kab razdać tym, chto jaje ni maja. Pasudu zbirajuć. Hroszy zbirajuć. Dajuć biadniejszym i biednym hroszy na świato. Boty zbirajuć. Usio, kab razdać swaim. Heta tak samo ruża. Wokół jaje zbirajucca pamahiory biadniejszym i biadniejszyja. Pamahaj swajim. My hetaho ni nawuczylica.

My ni majam swajej supolnaj ruży. Naszaj astatniaj supolnaj rużaj była abarona u strasznaj wajnie, zroblanaj zwyszludźmi i nas zrabiłaso mało. Aj, Georg Wilhelm Friedrich! Jak chutko i lohko fiłazofu zrabić zwyszczaławieka. A jaszcze dadaj terrarystu Stalina, jaki nas chutko i lohko sowaŭ pad ziemlu, tak szto my z abiedwich staron byli akrużany i muczany. Zwyszludzi zabiwali tych, katoryja uże byli muczany terrarystam Stalinam. Heta praŭdziwaja twaja iłżywaść. Wam chaciełaso nowaj ziamli dla sibie, a nie dabra dla nas. I tak pratestanty lepiaj żywuć, czym ŭsie druhija. Lubiać pracawać i pamahać. My hetaho ni nawuczylisa.

Nasza róża gdzie? Wszyscy ciągną do głównego nurtu, czyli decybeli i mędrkowania, bo to niby ma być ta róża. Wszystko w kulturze stoi w miejscu w byłych demoludach. Cecha charakterystyczna: udziwnianie sztuk teatralnych, nawet Szekspira, w którym już Szekspira nie ma, tylko samo udziwnienie: jąkanie się, seplenienie, przewracanie się, skakanie, ludowe rymowanki, wykastrowanie Szekspira z jego poezji i jego rymów. Już nawet się nie wie, czym się jeszcze udziwnić, czym udziwnić Szekspira, żeby doskoczyć do uwspółcześnienia.

Gdzie tańczyć, gdzie nasza róża? Na pewno nie w głównym nurcie, wymyślonym dla swojego kółka w mediach. Główny nurt to przede wszystkim nowomowa, nasza jedynie słuszna propaganda polityczna, i tratatata. Nie mów tak szybko, bo oznaka braku rozumu. Nie pamiętam, który z filozofów to powiedział. I tratatata. Przyjdzie Moskal i nas zje. Moża lepiaj niemiac? Jak tak sztoraz bolsz uświadamlajem wolu, ta czamuż zaszywajam sabie huby? Jimi trebo hawaryć, nawat pad maskalom. A tak ta pakażuć nas jak jakojaś biełaruskaja dziwo u telewizary. My ni dziwo. Usie poazaszywajam sabie roty? Heta ni dla minie.

Próbuje przeróbek: Tu jest wolność, tutaj tańcz.

Tu jest pięknie, tutaj tańcz.

Tu tobie nie wolno, tutaj tańcz.

Tu zakazano tańczyć, ale ty tutaj tańcz. Myśl w zakazanym dla myślenia miejscu i mów, co myślisz.

Gdzie zapodziałam poetycki tomik Kasi Siankiewicz, podarowany mi przez nią na Naraju? Szukam i szukam, miał być w bezpiecznym miejscu pod telefonem, który leży na kanapie na stercie papierów. Był i nie ma. Było w nim coś o naszej róży. Przez tydzień szukam tomiku w tym samym miejscu, bo tylko w nim miał być. Nie widzę. Po tygodniu poszukiwań patrzę, że pod telefonem spokojnie sobie leży. Starzenie się jest okropne. Oczy nie widzą tego, co mają tu, w tym miejscu. To tzw. zawężony krąg widzenia, kiedy nie widzi się wszystkim przedmiotów w tym kręgu. Okropny stan. Nasz Sokrat o tym opowiadał. Pół dnia szukał notatek, spokojnie leżących pod nosem. Kasia Siankiewicz to młoda osoba. Początkująca w poezji. Pisze w literackim białoruskim. Wydaje w Mińsku. Jej pierwszy tomik nosi tytuł „Daczka róży”. Podarowała mi drugi – „Harbata z niezabudak”. Może w nim coś o tej róży powtórzy.

U wokna bje kuczarawy wieciar i sadzić ba szyby kruhłyyja woczy, redkija, bo niasie redkim dażdżom. Czytaju Kasiu Siankiewicz i mnie robicca jaszcze smutniej czym pry czytańni Plotyna. Plotyn wynimaja duszu z cieła i ahladaje jaje hołuju. Wynuŭ i tak astawiŭǔ, samotnuju, biez waczej, niczoho ni znajuczuju. I Kasia Siankiewicz wynimaja z cieła swaju samotnuju duszu. Czamu maładayja ludzi ni cieszyć samo żyćio? Czamu samotnyja i smutnyja? Taż pierad jimi usio żyćcio! Ceły wiek żyćcia. Ali jak dobro, szto Kasia pisza na biełaruskaj mowie. Dzie jaje ruża?

Jana:

*

Dzie chawajesz serca?
Dzie chawajesz imgłu?
(nie pytajusa)
Ja – daczka ruży.
Pakolesz siabie palcy.
Ni znaju, da kaho jana heta haworyć. Da mużyka ci da Boga? Moża da ruży?

Jaszcze adzin wierszyk:

*

burbałki mutnaj wady
szto ŭraŭnoŭwaje ŭsio
da ciomnaje plamy z brudu
piesimizm zabiwaje duszu
pachnie jak dym z nutra ziamli
dzie haryć maci wulkanaŭ
ci moża być heta dym ad cygaret

 

W tym wierszu jest trochę humoru z tym papierosowym dymem. Poza tym wiersze są poważne i smutne. Pisane ni to do Boga, ni to do mężczyzny. Taka młoda i taka dojrzała w smutku. Czaławiek, kali małady, ni znaja, szto ŭsiakija piarażywańnia heta ŭsio puściaki. Ni znaja, szto heta piarachodzić. Tolki staraść ni piarachodzić i ni piarojdzia. Jaszcze hołas dla Kasi:

*

hledziaczy ŭ lustra ŭ wannie
ŭ pustym pakoji padczas snu
piszuczy wierszy dziakujuczy tabie
ja awałodała mastactwam
płaczu krywioj

 

Kiedy byłam młoda, cieszyłam się samym życiem. Kiedy byłam dzieckiem, cieszyłam się z byle czego. Że mamy telefon w domu, cilifon majam, że ojciec przywiózł mi z Warszawy aksamitną czerwoną wyszywaną sukienkę, nowuju warszaŭskuju sukienku maju, że kupił mi nową książkę, zaraz praczytaju „Klechdy sezamowe” albo „Dziadka do orzechów”, że pozwolił mi pogrzebać w swojej szufladzie w kredensie, a w tej szufladzie, pojemnej, było dużo przedwojennych fotografii, przedwojennych legitymacji, jakieś medale, haczyki i błyskotki do łowienia ryb, zaraz padziubaju sabie palcy wostrymi haczykami i z trudom ich wyrwu z miasa, stare guziki, stary zegarek sprzed I wojny światowej, stare poczerniałe lusterko, przybory do golenia, brzytwa, zaraz jeju pareżu sabie palcy, pędzelki, metalowe pudełko z mydłem, przedwojenne choinkowe ozdoby, i mnóstwo lśniących innych drobiazgów, jak detale do akordeonu, struny do skrzypiec, kawałki kalafonii do smarowania smyczka, poszczerbiona stara bursztynowa temperówka, dwa małe lwy z brązu, urwane z przedwojennego przybornika do pisania, kałamarz z tego przybornika, i fragmenty samego zestawu z malachitu, i mnóstwo stalówek do obsadek, i same obsadki, i nieczynne wieczne pióro, i pudełka z igłami do patefonu. Ojciec strzegł swojej szuflady jak niepodległości. Bez jego zezwolenia nie mogłam w niej grzebać. Jeśli zezwolił i grzebałam, to miałam wszystko potem równiutko poukładać, zwłaszcza papiery. Nie udawało mi się to za bardzo. Ojciec złościł się: znoŭ bałahan u majej szufladzi, bo twai ruczki tut biehali. Bolsz ni pazwolu. Pazwalaŭ znoŭ. A ja wyciahała błyskotki i hubiła. Bliściaczyja rybki wynuła i zhubiła.

Ni mahu dalej czytać Plotyna, daszła da „Enneady szostaj ”. I chwacić. Bo robicca straszno. Bo jon, jak hawaru, wynimaja duszu z cieła, matematyczno ahladywaje jaje i tak astaŭlaja, wynutuju i hołuju. I mnie zdajecca, szto jon wyciahiwaja maju duszu z maho cieła i dzieś padziawaja. I ni mahu sibie znajści paśla śmierci i nawet u bieły dzień. U Rilkego taka naga dusza przemawia: „Czy się odważę? Czy się ośmielę?” Adnak zhadżajusa z Plotynam: zło jest wykolejeniem się wątku rozumnego. Zły człowiek to wykolejeniec z rozumu. Już odrobina dobra czyni człowieka dobrym, bo zło jest brakiem Dobra, więc nawet odrobina Dobra czyni cuda w danej złej sytuacji i inni pamiętają o doznanym dobru od osoby, uchodzącej dotąd za złą. Odwrotnie: dobrego człowieka czyni złym jedna skrzywdzona przez niego dziewczynka, jak mówił Dostojewski. Chyba że dalej ten ktoś nie może spokojnie żyć, bo męczy go sumienie, ale to już spotkanie z samym sobą, osobista męka. Zgadzam się z filozofem: nasze dusze są jakościowe. Są w niej części pożądliwe, zapalczywe i rozumne. Dusza albo przynosi szkody, albo pożytki. Ważne jest, co nastraja duszę do działania. Zawsze jest sprawiający i doznający, bo nie jesteśmy sami na naszej ziemi. Mówi Plotyn: tak jak pięściarstwo wynika ze stosunku z innym, tak wszystko wynika z tego stosunku. W 21 wieku pospiesznie rezygnujemy ze słowa „dusza”, i ze słowa „moralność”, i nawet ze słowa „inny”. Wszystko dozwolone. Anything goes. Skoro tak, to znikają róże. Wielu tańczy wokół trujących chwastów, nieobecnych w przyrodzie, drąc się, że to róże epoki. Wielu jest zatrutych, zabitych, okaleczonych przez tak tańczących.

Dobro, szto choć ŭczora wieczaram paśmijalisa, aż żywaty razbaleli. Patańczyli naszym śmiecham, katory byŭ na hety mamient naszaj rużaj. Tolo wyłącza reklamę i krzyczy: nie będzie mi żadna wiewiórka czegoś twierdzić, a wiewiórka coś znowu twierdzi! Mnie, dorosłemu człowiekowi,twierdzi coś wiewiórka z reklamy. Jeszcze do tego podkręconym głosem!

Mówię, patrz, nadbiegają lwy i też będą coś twierdzić dorosłemu człowiekowi, potem dwa żubry będą ci coś twierdzić. Tolo: przecież znowu widzę wiewiórki, które coś twierdzą. Dorosłemu facetowi!

Bo po lwach i żubrach dwóch znowu nadbiegły wiewiórki i na nie trafiłeś wzrokiem.

Śmiejemy się, a nasz śmiech jest złośliwy. Ja śmieję się z Tolowych słów.

Podczas rozmowy z W. z Białorusi usłyszałam od niego coś, co mnie osłupiło. Chciał wolności dla Białorusi, ale cóż to za wolność. Marzył, żeby nareszcie były reklamy, bo wtedy będzie normalnie. Wiewiórki coś twierdzące dorosłemu facetowi to ani wolność, ani normalność. Reklamiarze stosują niemoralne chwyty: gadające zwierzęta maja napędzić producentowi jak najwięcej dzieci, łaknących kolejnego towaru. Dzieci mają chcieć mieć. Mają wymuszać na rodzicach ostatni grosz, żeby mieć to, co reklamuje wiewiórka. Towar nie sprzedałby się, gdyby nie nachalna reklama. Reklamowany jest zazwyczaj towar kiepski. To on nie sprzedałby się bez nachalnej reklamy. Tak się to wykoślawiło od początków istnienia reklamy. Zmieniła się w machinację. Szczególnie widać to po nadmiernie reklamowanej kiepskiej literaturze. To żadna róża naszych czasów. Ani tzw. główmy nurt, ani jedynie słuszna nowomowa, ani tzw. polityczna poprawność to nie są róże epoki. Uciekamy!

Wrzucam na google „białoruskość”, „białoruskość dzisiaj”, „Białorusini”, w rezultacie znajdując jedynie oczekiwanie, że się zmienimy, że się uwspółcześnimy, odsowiecimy się, itd. Tak nas nie widzą, jakbyśmy byli przezroczyści, choć żyjemy tu i teraz. Tu i teraz jest nasza myśl. Tu i teraz jest nasz głos. Tu i teraz dzieją się nasze wspomnienia. Tu i teraz żyją nasze szeptuchy. Tu i teraz mamy nasze pisma. Tu i teraz żyją nasze prastare pieśni i piosenki, tańce i obrzędy. Tu i teraz stoją nasze drewniane chaty. Patrzą przez nas żywych w dal, za siedem przyszłych gór, pragnąc w tej dali znaleźć „lepszego Białorusina”.

I omal nie spadłam z mego fotela, kiedy google wyrzuciło mi tekst Wacława Łastoǔskiego o białoruskości („O sobie i o swoim narodzie”), a w nim zaraz na początku bije mnie w oczy zdanie: „Białorusini to naród aryjskiej rasy”. Jezus Maryja!

Pożytki z mego studiowania filozofów są takie, że dobrze wiem: aryjskość Białorusinów to romantyczna bujda. Najpierw Hegel w „Dziejach” znajduje Niemca w księdze Zoroastra, który wyprowadza ten pralud z „czystej Arieny”, i Herodot w związku z tym nazywa ich Aryjczykami. Hegla to natchnęło w ten sposób, że w tej „czystej Arienie” znalazł pra-Niemca, dziejowego, monoteistycznego, tj. znalazł tam prototyp Niemca protestanta. Zgoda tylko w jednej sprawie: w nazwie „Iran” zachowało się wspomnienie o Arienie i Aryjczykach. Hegel zarazem jednak uważał, że takie poszukiwanie własnych korzeni w „czystej Arienie” to „aprioryczne wymysły”. Tak. Fajnie się marzy wstecz o „byciu pierwszym i jedynym narodem, oświeconym bezpośrednio przez Boga”, jak to mówi Hegel w innym miejscu „Dziejów”. Sam sobie przeczył.

Teraz tak: podstawiamy pod Heglowski aryjski naród niemiecki dowolny naród, nawet białoruski, jak czyni to Łastoǔski, i mamy to, mamy nas odnalezionych – mamy naszą lepszość (w innym kierunku takie ustawienie sprawy nie wędruje; trzeba się ulepszyć, poszukując się w mrokach przeszłości). Tak się podstawić pod Aryjczyków, a zarazem pod naród niemiecki, może każdy naród. I romantycy to robili. Mickiewicz podstawił polski naród, ale jako Chrystusa Narodów.

Tymczasem Plotyn mówi (w „Żywocie Porfiriusza”): „Przygotowałem długi szereg wywodu przeciwko księdze Zoroastra, wykazując na dodatek, że w ogóle ta księga jest podrobiona, i to podrobiona przez założycieli sekty w tym celu, ażeby się wydawało, że nauki, jakie sobie umyślili krzewić, należą do prastarego Zoroastra”. O, jak się rzeczy mają. I w perskiej księdze Aweście niewiele mamy materiału historycznego o Aryjczykach. Każdy naród romantycznie wyrusza w mgliste wstecz, czy to przez podróbki ksiąg Zoroastra, czy to przez Awestę, żeby głosić: to my jesteśmy Aryjczykami? Tzn. tak było głoszone. Mówię: precz z takim romantyzmem w 21 wieku! Nie ulepszymy się aryjskością, bo to chwyt zakompleksionych. Trzeba się podrasować aryjskością znikąd? Z cudzych świętych Ksiąg? Z bajeczek sekty?

Skąd jesteśmy? Z chłopów, ze szlachty, z książąt, z bagien, z lasów, z puszczy, z brzuchów kobiet, ze zniewolonych chłopów, z rzemieślników, z pszczelarzy, z wojowników, z kowali, z dobrych oszczędnych gospodarzy, z robotników, z kolejarzy, z muzykantów, z marsza weselnego. Tu jesteśmy. Tu się wypowiadamy, tu umieramy, tu tworzymy, tu się zbieramy w naszym Naraju. Poszukujmy się realistycznie. Tu i teraz mamy naszą róże. Różę bycia, myśli i umierania.

Wacłaŭ Łastoŭski został rozstrzelany przez NKWD w latach Wielkiego Terroru, w 37 roku ubiegłego wieku. Szkoda tego romantycznego heglisty. Nie pojmuję, dlaczego obecnie Rosjanie wybielają Stalina! Wybielają, bo wybaczają Wielki Terror i widzą go zwycięzcą w II wojnie światowej. Tworzą nową romantyczność.

Nieprzebrzmiały cytat z Łastaŭskiego: „Nasz język jest jednym z najczystszych języków w rodzinie języków słowiańskich. Nasza mowa jest prawidłowa, eufoniczna, bardzo śpiewna i gibka, nadaje się szczególnie do poezji i śpiewów. Ze względu na to, że nasza mowa zachowała dawniejszy słowiański charakter, jest ona jak matka wśród słowiańskiej rodziny języków. Do niej – jak dzieci do matki – są podobne wszystkie języki słowiańskie, rosyjski, serbski, czeski, ukraiński, polski, i inne. A przy tym, jak i każda inna, jest niezależnym językiem. (…) Dawniej nasz język był jednym z najbardziej kulturotwórczych języków wschodnio-słowiańskich. To nim mówili nasi książęta i wielmoże Wielkiego Księstwa Białoruskiego (litewskiego) oraz polscy królowie. Język białoruski był językiem urzędowym na wschodzie Europy”.

Wacłaǔ Łastoǔski mówi jeszcze o wielu innych ważnych sprawach białoruskich: Biblia w języku białoruskim ukazała się już w 1517 roku! Wcześniej niż w języku polskim i rosyjskim. W Wielkim Księstwie Białoruskim w 16 wieku po białorusku były pisane i publikowane wszystkie ustawy i akty prawne, księgi kościelne i religijne, a co interesujące – były to księgi prawosławne, katolickie, unickie i protestanckie. Język białoruski posiada liczne dialekty, na przykład witebski, smoleński, poleski, centralny (miński i słucki). Inny autor, Antoni Radczenko, pisząc w „Kurierze wileńskim” o paradoksalnej świadomości Białorusinów, wymienia dwa rodzaje języka białoruskiego w Polsce: jednym posługują się Lićwiny, a drugim Pudlaszuki. Radczenko wymienia liczbę Białorusinów na Litwie: jest ich 43 tysiące. Zauważa, że najbardziej prężne intelektualnie środowiska Białorusini tworzą w Polsce i na Litwie.

Podoba mi się nazwa, używana przez Łastoŭskiego: Wielkie Księstwo Białoruskie. Nazwa ta wyprowadza z wciąż żywotnego błędu mylenia Białorusinów z Księstwa z Litwinami, ale się nie przyjmie. Ja tak będę nazywać Księstwo. Łastoŭski używa dwóch nazw i dodaje uzupełnienie w nawiasach: Wielkie Księstwo Litewskie (Białoruskie) i: Wielkie Księstwo Białoruskie (Litewskie).

Jednak Łastoŭski też sam sobie przeczy z tym podczepianiem Białorusinów pod Aryjczyków, bo następnie mówi o rodowodzie, biegnącym od Krywiczów, a nazwa tego ludu pochodzi od krwi. Nasza kroŭ. My wielmi lubim ŭsio, szto czyrwonaja. Adziożu takuju lubim. Wyszywanki czyrwonyja lubim. Rużu czyrwonu lubim.

Sidziaczy, znaczyć starejuczy ŭ Olsztyni, dzie nima biełaruskaści, ja mahu adno zahladywać u kniżki abo u internet i tam znajści jakujuś padchadziaszczuju dla majej duszy kniżku. I znajszła wiersz Janki Kupały na staronkie tolerancja.pl, a ŭ jom nasza historja, nasza ruża, katoru my kinuli, ali nowaj takoj supolnaj, jak tamtaja, ni majam i adno astatnija słowy z hetaho wiersza nam pasujuć:

A chto tam idzie, chto tam idzie
U ahromnistaj takoj hramadzie?
– Biełarusy.
A szto jany niasuć na chudych pleczach?
– Swaju kryŭdu.
A kudy ż niasuć hetu kryŭdu ŭsiu,
A kudy ż niasuć na pakaz swaju?
– Na świet ceły.
A chto ż heta ich, nie adzin miljon,
Kryŭdu nieść naŭczyŭ, razbudziŭ ich son?
– Biada, hora.
A czaho ż, czaho zachaciełasia im,
Pahardżanym wiek, im, ślapym, hłuchim?
– Ludźmi zwacca.

 

Tamara Bołdak-Janowska