Często hołdujemy przeświadczeniu, że majątki ziemskie to była odwieczna własność magnacka lub szlachecka, źródło wyzysku okolicznej ludności, wyłączone z prawa, nienaruszalne i niezniszczalne. Nic bardziej mylnego.
Otóż historyczny majątek Wahanowskich, od którego nazwę wzięła Wólka Wygonowska, obejmujący znaczną cześć obecnego powiatu bielskiego, na przestrzeni wieków ulegał sukcesywnemu podziałowi, dziedziczeniu i sprzedażom, tworząc w końcówce XIX wieku co najmniej siedem niezależnych majątków, własność rożnych, obcych sobie, rodzin.
Obszarowo największy był stanowiący własność Natalii Kościa majątek w Wólce Wygonowskiej i Teklinowie, który wskutek nieumiejętnej polityki kredytowej i zadłużenia w roku 1896 został przejęty przez Bank w Grodnie i… zlicytowany.
Nieduży majątek Teklinowo kupiła rodzina Bierzyn z Gregorowiec i z czasem obszar ten został administracyjnie włączony do wsi Gregorowce.
Majątek w Wólce natomiast został rozparcelowany i w częściach sprzedany zamożnym chłopom-osadnikom, pochodzącym w większości z okolic Bielska i Brańska. Nabywcy osiedlili się w byłym majątku i rozpoczęli gospodarowanie. Osiedlenie się dużej, kilkudziesięcioosobowej grupy „obcych” stało się zarzewiem wieloletniego konfliktu między wsią i osadnikami. Trudno po ponad stu latach doszukiwać się jego podłoża. Odzwierciedlenie narastającego konfliktu można odnaleźć w metrykach parafialnych. O ile przed rokiem 1895 wszyscy mieszkańcy wsi byli zapisywani jako chłopi lub wojskowi z Wólki („krestianin i uwolnienyj sołdat z sieła Wolka”) około roku 1900 pojawia się kategoria „chłopi z majątku Wólka”, po paru latach zastąpiona „mieszczanami z majątku Wólka”. Znikają małżeństwa mieszane, świadkowanie na ślubach i wzajemne chrzczenie dzieci. Wieś dystansuje się od osadników, a ci z kolei bratają się bardziej z mieszkańcami sąsiednich Moskiewiec niż Wólki.
Wieś podobno liczyła na to, że zbankrutowany majątek zostanie rozdzielony nieodpłatnie między nich lub będzie mógł być użytkowany jako dziedziczone serwituty. Przybysze natomiast bronili swojej własności, a w gospodarowaniu zaczęli stosować nowatorskie metody i uprawy, co stało się powodem zazdrości i kpin.
Po I wojnie światowej i powrocie z bieżeństwa wieś odtworzyła się stosunkowo szybko i w roku 1921 zamieszkiwało tutaj około trzystu osób (240 we wsi i 60 na kolonii – byłym majątku). Kilkunastoletni konflikt ulegał stopniowej eskalacji, dochodziło do sprzeczek i bójek. „Bitwa” o pastwisko, w której uczestniczyło ponad dwadzieścia osób po każdej ze stron, miała miejsce w roku 1928.
Między mieszkańcami Wólki i „majątku” złośliwości wzajemnych i szkód było co niemiara. A to ktoś cichcem wypasł i zniszczył swoimi krowami wspaniale zapowiadający się łan zasiewów, albo uszkodził ogrodzenie tak, aby kury i świnie zniszczyły wypielęgnowany ogród. Zdarzało się też, że pod osłoną nocy ktoś kogoś znienacka trafił kamieniem. Były nasyłane kontrole i rożne zakulisowe podchody… Bójki pojedyncze i zbiorowe. Aż stało się najgorsze. W dzień święta Preczystej – 21 września 1933 w Wólce zamordowano syna osadników z majątku, dwudziestojednoletniego Jana Gawryluka, syna Kasjana. Ze względu na tlący się wieloletni konflikt, dzień świąteczny i uroczysty, zabójstwo to nabrało cech symbolicznych, wręcz „rytualnych”.
Ponad osiemdziesiąt lat, jakie upłynęło od tego wydarzenia, obrosło też w przekazach wieloma niepotwierdzonymi faktami, niesłusznymi posądzeniami i rozbudowanymi historiami. Więc może warto to odmitologizować. Bo po takim czasie to już nie emocje, tylko historia. Tym bardziej, że dostępny jest szczegółowy opis wydarzenia, sporządzony bezpośrednio po nim przez stryjecznego brata zamordowanego – Pawła.
Kim był Paweł?
Na pewno był osoba piśmienną o dużej wrażliwości i zmyśle selektywnej obserwacji i analizy. Taki obraz wyłania się z kart wielostronicowego pamiętnika, który pozostawił, a który został wydany drukiem w roku 1935. Pamiętnika bogatego faktograficznie i emocjonalnie, obejmującego okres 1900-1935 we wsi Wólka i w okolicy, wartego opracowania i szerszego przypomnienia, ale to zostawimy na inne okazje.
Nie będę więc pisał własnymi słowami, tylko wstawię w formie cytatów opis sporządzony „tam i wtedy”, a wiec bezpośrednio po zdarzeniu, jeszcze emocjonalnie świeży.
…24 września 1933 roku.
Dziś odbył się pogrzeb Kasjanowego Janka, zabitego we wsi Wólka 21 września.
Z żalem żegnaliśmy zwłoki 21 letniego młodzieńca, padłego ofiarą ciemnoty z rąk zwyrodnialców, takichże chłopaków jak on sam. W dniu 21 września, pod moją nieobecność, bo byłem w Hajnówce z pomidorami i jabłkami, we wsi Wólka urządzono zabawę taneczną, na którą podstępnie był zaprowadzony Janek. To było o zmroku….
Zabawa wiejska, jak każda, była okazją do tańców i harców, radosnej beztroski i śmiechów, a także do wypicia alkoholu w towarzystwie. Janek, jak większość młodzieży, też tam był i się bawił w najlepsze. W którymś momencie za czyjąś namową wyszedł z „domu zabawy” na wieś.
…Wyprowadził go z domu niejaki Kowalczuk z Moskiewiec, ten sam, co niegdyś uderzył mnie kamieniem w plecy. Kowalczuk zaś występował z namowy owych zwyrodnialców. Janka, podchmielonego, zaprowadzono do jego narzeczonej, ślicznej dziewczyny, o której względy starało się naraz kilku chłopców. Zasadzka była z góry uplanowana, bo gdy tylko Janek wszedł, od razu rzucili się na niego z ciężarkami, raniąc go dotkliwie w głowę, co Jankowi uniemożliwiło obronę. Na wpół nieprzytomnego wywleczono, pod osłoną mojego szwagra, Janka, na podwórze, to dało możność rzucenia się rozzuchwalonym zwyrodnialcom z bagnetami do uciekających i napędzono ich za stodołami. Uderzenie bagnetem szwagier odparował, a nie mogąc wobec groźby śmierci dłużej ratować Janka, pozostawił go, ratując swoje życie. Z daleka słyszał, jak Janek prosił, by nie zabijano go na śmierć i widział, jak uciekał na furę niejakiego Starczewskiego, ten jednak zepchnął Janka z wozu, w tej chwili nadleciał Niczyporuk i z rozmachem wpakował mu nóż w plecy, przebito płuco i serce, ponadto kopano go jeszcze nogami i bito kamieniami, …po kilku minutach Janek swe życie zakończył…
Dużo w tym opisie emocji, przekazu z ust trzecich, pewnie też domysłów i interpretacji przebiegu dynamicznego zdarzenia. Stała się rzecz straszna, nie do cofnięcia i naprawienia, morderstwo. Późniejsze lata przyniosły w ustnych przekazach kolejne nawarstwienia i interpretacje, mity, które niepotrzebnie obarczały niektóre osoby winą, sprawiały też, że osoby wrażliwsze, mające nawet pośredni związek z tą sprawą, nosiły całe życie brzemię odpowiedzialności za to zdarzenie.
Dziś, po 84 latach, nie żyją już ani sprawcy, ani też uczestnicy bierni, ani świadkowie. Zdarzenie jest jedynie faktem historycznym.
Paweł z Wólki w swoim pamiętniku oczywiście przytacza katalog przyczyn, które legły u podstaw tego tragicznego zdarzenia i mimo tezy, że:
…władze śledcze doszukują się tła zwyrodniałego przestępstwa, na pewno uważają, że podstawą do zabójstwa były waśnie o dziewczynę. Tak jednakowoż nie jest, to tkwi o wiele głębiej….
Opisuje ze swojego punktu widzenia podłoże konfliktu między „Dworzusami” i „Wólczakami”, wywodzące się z chłopskiego głodu ziemi, zawiści i wieloletnich zadr. Przytacza cały katalog krzywd i złośliwości wzajemnych, i Janka jako przedstawiciela młodych, aczkolwiek jego zdaniem główną winę ponoszą starsi jako inspiratorzy i moralni współsprawcy.
…W tym zabójstwie inicjatorami byli starsi, bo może nawet nie chcieli go zabić, ale tylko pobić. Jest faktem, że Janka zamordowali jeszcze młokosi i gdyby starsi nie stawali w obronie tych młokosów, to ci znowu nie odważyliby się występować przeciwko Jankowi..
Zabójstwo wznieciło kolejne emocje, świeże i rozhukane, aczkolwiek stało się też przyczynkiem do otrzeźwienia we wzajemnych relacjach.
…przed mającym się odbyć pogrzebem Janka na wsi była mowa o tym, by nie wpuścić na cmentarz wioskowy zwłok Janka, proponowali by stanąć z kołami i nie przepuścić przez wieś procesji pogrzebowej. Na szczęście znaleźli się rozsądniejsi ludzie i stanowczo przeciwko temu zaprotestowali…
Fragment pamiętnika w tej części to przekaz niemierzalnego żalu, rozgoryczenia i niedowierzania po tym co się stało i opis pogrzebu.
…Stałem jak wkopany. Janek! Janek! Taki zawsze dla mnie życzliwy, tak serdecznie ze mną rozmawiał przed trzema dniami, młodzieniec o pełni energii życiowej leżał w trumnie. Nieznośny ból ściskał za serce, myślałem, że pęknie… Zapłakałem. Z tyłu znowu szepty – patrzcie taki zawsze szorstki, a też płacze – moje łzy jakby były hasłem do ogólnego lamentu. Wyszedłem z mieszkania, nie mogłem znieść wyrzekań krewnych Janka.
Dołożyłem z bratem wszelkich starań, by pogrzeb wypadł jak najokazalej. Toteż ładnie udekorowaliśmy kwiatami trumnę, spletliśmy dużo ślicznych wianków. Młodzieży było moc. Wszyscy żegnali Janka z płaczem, nawet młodzież z dalszych wsi. Gdy przechodzili przez wieś Wólkę, to zauważyłem, jak niektórzy jej mieszkańcy jakoś głupio się uśmiechali. Na pogrzebie ze wsi Wólka nie było nikogo. To znak, że antagonizm w dalszym ciągu wzrastał…
Mimo złożonej sytuacji politycznej i społecznej, silnych sympatii prokomunistycznych na białoruskiej podlaskiej wsi, autor stawia też tezę przewrotną, jakby na przekór tym codziennym klimatom. Winą za konflikt i jego tragiczne następstwo obarcza nie tyle sąsiadów, co właśnie klimat polityczny.
Paweł, człowiek stosunkowo młody, bo 33-letni, obarczony bagażem wspomnień z okresu caratu, I wojny światowej, tragicznego bieżenstwa i dwóch rewolucji, a następnie doświadczeń z powrotu i adaptacji w nowo powstałej ojczyźnie, pisze jakby na na przekór…
…we wsi Wólka jest kilku skomunizowanych, śmierć Janka to dzieło ich rąk, bo wszyscy bronią tych zwyrodnialców, co zmarnowali tak młode życie. Janek, pracowity chłopak, według nich należał do burżujów, mając zamożniejszego ojca. A cała zamożność Jankowego ojca polegała na posiadaniu 27 dziesięcin gruntu, 6 sztuk inwentarza, że jest bardzo oszczędny i pracowity, ma pewien zasób, ale pieniędzy w zasadzie nie ma. Niechby ci wszyscy inteligenci, co głoszą hasła bolszewizmu, delegowali na wieś współtowarzysza, niechby on spróbował zarobić na wsi na swoje utrzymanie, a wtedy ręczę, że po roku współżycia ze swoimi wybrańcami uciekłby na drugi koniec świata, by głosić hasła przeciwkomunistyczne…
Ceremonię pogrzebową prowadzili ksiądz Aleksander Samojlik i psałomszczyk Sebastian Siemieniuk.
Po latach, które upłynęły od zdarzenia, pozwoliłem sobie na odszukanie oryginalnej metryki zgonu zamordowanego i nagrobka na cmentarzu Woleńskim. Jest jedno i drugie. W aktach metrykalnych Urzędu Gminy w Orli pod pozycja 16/33 znajduje się akt zgonu zamordowanego, a na prawosławnym cmentarzu Woleńskim dobrze zachowany, zadbany grób i nagrobek, z trudną do odczytania inskrypcją w języku rosyjskim. Zaskoczyły mnie dwie nieścisłości. Otóż: w metryce zgonu Jan Gawryluk to syn Kasjana i Natalii z domu Suszcz, zabity we wsi Wólka dnia 21 września 1933 roku, na nagrobku natomiast to syn Kasjana i Onisji, zabity dnia… 8 września 1933 roku.
Sprawa po sprawdzeniu oczywista i prosta, nie mniej dla faktograficznej ścisłości wymagająca wyjaśnienia.
Otóż Natalia z domu Suszcz to pierwsza żona Kasjana Gawryluka która zmarła na tyfus w bieżeństwie. Po powrocie 23 (10) lutego 1921 roku Kasjan Maksimow Gawryluk (lat39) ożenił się z Onisją Fiedorowną Benediuk (lat 24) z miejscowości Pohreby (akt ślubu nr 18/1921). Onisja to macocha zamordowanego Jana Gawryluka. Natomiast rozbieżność dat to wynik stosowania rożnych kalendarzy. Oficjalnie w metrykach stosowano tzw. „nowy styl” – gregoriański, ludność natomiast nadal zwyczajowo używała „starego stylu” – juliańskiego. Stąd ta 13-dniowa różnica w datach…
Pamiętnik „Pawlika z Wólki” to źródło nieocenione, bogate i warte pokazania. Podobnie jak przypomnienie jej autora i jego losów, a wraz z nimi kawałka historii części Podlasia, obejmującego przedwojenną gminę Dubiażyn.
Postaram się czynić to w następnych odcinkach opowieści, grupowanej tematycznie.
Eugeniusz Siemieniuk