Jakub Łoginow – Co z pieszymi przejściami granicznymi?

Dokładnie rok temu, 1 stycznia 2014, ruszyły odprawy pieszych w Kuźnicy Białostockiej. Przez dziewięć miesięcy funkcjonowania piesze przejście okazało się być prawdziwym hitem – codziennie korzystało z niego kilkaset – kilka tysięcy podróżnych, głównie mieszkańców Grodna i okolic, przybywających do Polski na zakupy.

Niestety, przejście piesze w Kuźnicy padło ofiarą swojej popularności i decyzją strony białoruskiej zostało 1 października zamknięte. Oficjalnie – na czas rekonstrukcji, jednak prawdziwym powodem jest ra- czej chęć ograniczenia wyjazdów zakupowych Białorusinów do krajów UE. Oczekując więc biernie na to, że Białoruś zgodnie z deklaracjami dobuduje brakującą infrastrukturę odpraw pieszych po swojej stronie, możemy się tego momentu nigdy nie doczekać. Mało kto jednak wie, że problem ten można rozwiązać w nieco inny sposób, który postaram się w tym miejscu opisać.

P1030890 (Kopiowanie)
Przejście graniczne w Białowieży. fot. Magdalena Pietruk

 

Jak walczyliśmy o piesze przejścia

Na początek jednak warto przypomnieć, w jaki sposób udało się doprowadzić do otwarcia pieszego przejścia w Kuźnicy. Jego uruchomienie było pierwszym namacalnym sukcesem kampanii społecznej „Piesze przejścia graniczne / пішохідні переходи” (www.facebook.com/ turystycznagranica), którą mam przyjemność koordynować. Stało się to jednak nie od razu, a dopiero po kilkumiesięcznych sporach z MSW, które początkowo o takiej możliwości nie chciało nawet słyszeć.

MSW zmieniło zdanie dopiero po tym, jak udało nam się zainteresować tą kwestią parlamentarzystów i europosłów (złożono w sumie kilkadziesiąt interpelacji i zapytań poselskich, w tym do Komisji Europejskiej) oraz nagłośnić tę sprawę w mediach. Nie bez znaczenia okazała się też siła Facebooka. W rozmowie ze mną urzędnicy MSW przyznali, że uważnie śledzili stronę naszej kampanii. Jak sami stwierdzili, to między innymi duża ilość „polubień” strony w połączeniu z dużą ilością interpelacji skłoniła ich do refleksji i odejścia od początkowego, typowo urzędniczego wymyślania tysiąca argumentów na to, by wszystko zostało po staremu. Takie widać mamy czasy – wcześniej pisało się do ministerstw papierowe petycje, potem przyszły petycje elektroniczne, a dzisiaj miarą poparcia społecznego dla danej sprawy są facebookowe „lajki”.

Dalej poszło już szybko. W maju 2013 wiceminister spraw wewnętrznych Piotr Stachańczyk polecił wojewodom przygotować audyt istniejących drogowych przejść granicznych pod kątem możliwości ich przystosowania dla ruchu pieszego. Wiceminister zdecydował równocześnie, by wszędzie gdzie jest to technicznie możliwe i nie wymaga zbyt dużych nakładów, dobudować brakującą infrastrukturę dla ruchu pieszego.

Wojewodowie z Lublina, Rzeszowa i Olsztyna zareagowali na to polecenie z centrali niezbyt entuzjastycznie – audyt co prawda przygotowali, ale niespecjalnie zabiegali o szybkie wprowadzenie poleceń MSW. A przy tym raczej szukali argumentów na to, że w danym przejściu „nie da się” uruchomić odpraw pieszych – a to za drogo, a to za wąsko i nie ma miejsca na zbudowanie chodnika, chociaż w rzeczywistości terenu jest pod dostatkiem (vide: Krościenko w Bieszczadach). Zupełnie inaczej postąpił ówczesny wojewoda podlaski Maciej Żywno, który skorzystał z okazji i już latem ogłosił przetarg na przystosowanie Kuźnicy do ruchu pieszego i wystąpił o środki na ten cel do MSW. Środki te zostały błyskawicznie przyznane i dzięki temu jesienią 2013 w błyskawicznym tempie zrealizowano inwestycję, a 1 stycznia przejście piesze zostało uruchomione.

Równocześnie podlaski wojewoda wystąpił o uruchomienie odpraw pieszych w pozostałych podległych mu przejściach – w Bobrownikach i Połowcach. Na Bobrowniki zabrakło jednak rządowych środków, natomiast na przejściu w Połowcach, zgodnie z sugestiami wojewody i MSW, w ramach prowadzonej obecnie rekonstrukcji stworzono też infrastrukturę dla odpraw pieszych.

 

Piesze korytarze tylko po polskiej stronie

Cały problem polega jednak na tym, że wspomniane inwestycje dotyczą jedynie polskiej części przejść granicznych. Po stronie białoruskiej osobnego korytarza dla pieszych nie zbudowano, a piesi szli tam po prostu poboczem drogi. Podobnie zresztą funkcjonował ruch pieszy na drogowych przejściach granicznych na granicy białorusko-litewskiej i białorusko-łotewskiej i nadal tak funkcjonuje na granicy białorusko-ukraińskiej. Decyzją Mińska ta możliwość została jednak (oficjalnie: dla wygody po-

dróżnych) zamknięta i od 1 października granicę można przekraczać pieszo tylko w tych przejściach, w których stworzony jest osobny korytarz odpraw dla pieszych. Czyli taki, jak zbudowany jesienią 2013 w polskiej części przejścia granicznego w Kuźnicy.

Decyzja władz białoruskich nie oznacza więc, jak to w uproszczeniu podawały polskie media, całkowitego zamknięcia przejść pieszych, a jedynie przystosowanie białoruskich przepisów do standardów obowiązujących w Polsce. Dobitną ilustracją tego stanu rzeczy jest fakt, iż nie zamknięto pieszo-rowerowego przejścia w Puszczy Białowieskiej, ani przejścia kajakowego na Kanale Augustowskim. Nie zamknięto również przejść pieszych na granicy białorusko-ukraińskiej, mimo że Białorusini również w tym kierunku masowo podróżują na tańsze zakupy, korzystając także z możliwości przekroczenia granicy pieszo (tym bardziej, że nie potrzebują tam wizy, a na Ukrainie jest obecnie równie tanio, jak w Polsce). Podawany w polskich mediach „prawdziwy motyw” decyzji Mińska – chęć ograniczenia wydatków Białorusinów za granicą, jest więc tylko częściowo prawdziwy i nie oznacza on jakiegoś nieprzejednanego uprzedzenia oficjalnej Białorusi wobec ruchu pieszego na granicy.

W rzeczywistości można więc oczekiwać, że Białoruś będzie mieć w planach dobudowanie infrastruktury odpraw pieszych w Kuźnicy i pozostałych przejściach drogowych – tak jak i Polska ma w planach (patrz wspomniana już decyzja wiceministra Stachańczyka) uczynić to w naszej części przejść granicznych. Jednak i w jednym, i w drugim wypadku przez całe lata będą „ważniejsze sprawy”, będzie brakować środków w budżecie i w efekcie nic się nie będzie działo. Dokładnie z taką właśnie sytuacją mieliśmy do czynienia w przypadku słowacko-ukraińskiego przejścia granicznego w Użhorodzie, gdzie „od zawsze” dozwolony był ruch pieszy, przy czym brakowało stosownej infrastruktury – piesi szli poboczem i byli odprawiani w tej samej budce, co kierowcy. I prawdę mówiąc, nikomu to nie przeszkadzało. W 2007 roku, kiedy Słowacja wstępowała do strefy Schengen, przejście zamknięto w celu rekonstrukcji, podobnie jak sąsiednie przejście Ubla – Małyj Bereznyj. W tym drugim przypadku w ramach modernizacji od razu stworzono korytarz odpraw pieszych, w Użhorodzie natomiast modernizację podzielono na dwa etapy – najpierw otwarto część drogową, a infrastrukturę dla pieszych planowano wykonać już w 2008 czy 2009 roku. Nie zrealizowano jej do dziś, mimo że wszyscy są za – i dokładnie ten scenariusz może nas czekać w przypadku Kuźnicy.

 

Przejścia w rękach samorządów

Tak może być, ale nie musi. Nie oszukujmy się – środków rządowych ani po stronie polskiej, ani po stronie białoruskiej nie ma i nie będzie. Ale mało kto wie, że środki na inwestycje w przejściach granicznych, również po stronie białoruskiej, może wyłożyć samorząd gminny, powiatowy lub wojewódzki. Taką możliwość daje rozporządzenie Rady Ministrów z 2005 roku, a także wprost wskazuje na nią Uchwała z dnia 29 listopada 2013 roku rządowego zespołu ds. zagospodarowania granicy państwowej pt. „Wprowadzenie ruchu pieszego w istniejących drogowych przejściach granicznych”.

Uchwała mówi wprost: rząd jest obiema rękami za tym, by uruchomić odprawy pieszych na granicy z Białorusią i Ukrainą, ale w budżecie państwa środków na to nie ma i raczej nie będzie. Natomiast inwestycje te mogą powstać ze środków pochodzących z budżetów zainteresowanych samorządów. Jak dowiedziałem się w zespole prasowym MSW, zainteresowana taką inwestycją gmina, powiat czy też władze samorządowe województwa podlaskiego powinny podjąć w tej sprawie rozmowy z wojewodą podlaskim, który w imieniu rządu będzie koordynować cały proces. A jak już wspomniałem, rząd tę inicjatywę popiera – przynajmniej takie jest jego oficjalne stanowisko wyrażone we wspomnianej wyżej uchwale.

I tu pojawia się kolejny niuans, mianowicie po polskiej stronie infrastruktura dla odpraw pieszych (w Kuźnicy i Połowcach) już jest, a brakuje jej po stronie białoruskiej. Ale polskie przepisy i tu nie pozostawiają wątpliwości. Ustawa o ochronie granicy państwowej i wspomniane wyżej rozporządzenie do niego z 2005 roku przewiduje, że strona polska może inwestować w infrastrukturę przejścia granicznego leżącą na terytorium sąsiedniego państwa (w danym przypadku Białorusi), oczywiście w uzgodnieniu z tym państwem. I na ten cel również mogą być wykorzystane środki pochodzące z budżetów samorządowych.

Jak nie gminy, to marszałek

Inwestycje w infrastrukturę dla odpraw pieszych (również po stronie białoruskiej) nie wymagają dużych nakładów. Dla przykładu, przystosowanie polskiej części przejścia granicznego w Kuźnicy do odpraw pieszych kosztowało zaledwie 900 tysięcy złotych. Mniej więcej tyle samo brakuje, by stworzyć analogiczną infrastrukturę po białoruskiej stronie.

Dużo więcej to wszystko będzie kosztować w Bobrownikach. Rządowa uchwała dokładnie wylicza, jakie niezbędne inwestycje po polskiej stronie należy zrobić i wychodzi z nich kwota 29 milionów złotych. Tak duża suma wynika z faktu, że dla uruchomienia odpraw pieszych potrzebne jest zbudowanie nowego mostu na granicznej rzeczce Swisłocz (a oprócz tego także budynku odpraw pieszych, z podziałem na Schengen i non-Schengen). Jeśli założymy, że Białoruś się do tej inwestycji nie dołoży, a polski budżet centralny również, to wychodzi na to, że całość środków musiałby wyłożyć polski samorząd. W mojej ocenie kwota zamknęłaby się w ok. 30-33 milionach – w końcu zbudować trzeba jeden most a nie osobno polski i osobno białoruski, a budynek odpraw również może być wspólny dla polskich i białoruskich funkcjonariuszy.

Czy taka kwota byłaby do udźwignięcia dla budżetu gminy Gródek, przy założeniu, że gmina mogłaby przy tej inwestycji liczyć na unijne dofinansowanie i z własnych środków wyłożyć zaledwie kilka milionów? To pytanie należy zadać władzom gminnym. Moim zdaniem warto, by ta sprawa przynajmniej stała się przedmiotem rozważań, bo jest o co walczyć.

Ale zauważmy, że te 30 milionów równie dobrze może wyłożyć także samorząd powiatu białostockiego lub województwa podlaskiego. Uchwała i rozporządzenie Rady Ministrów daje tu pełną dowolność co do szczebla samorządu, który ma prawo z własnych środków dofinansować inwestycje w piesze przejścia. Może to być także konsorcjum złożone z gminy Gródek, powiatu białostockiego i województwa podlaskiego. W takim przypadku każdy z tych samorządów daje po 2 miliony na wkład własny, a resztę finansuje UE, oczywiście jeśli projekt

„Przystosowanie przejścia granicznego Bobrowniki do ruchu pieszego” uzyska unijne wsparcie. Realne? Jak najbardziej. Trzeba tylko chcieć.

Pozostaje więc ostatnie pytanie: czy na takie rozwiązanie zgodzi się strona białoruska. Moim zdaniem tak – jeśli to strona polska w całości sfinansuje modernizację polskiej i białoruskiej części przejść granicznych w Kuźnicy i Bobrownikach, oficjalny Mińsk nie powinien robić przeszkód i zgodzi się na uruchomienie odpraw pieszych. Co by bowiem nie mówić o napiętych stosunkach na najwyższym szczeblu (choć ostatnio daje się obserwować wyraźne ocieplenie), na naszym regionalnym podwórku współpraca transgraniczna rozwija się całkiem nieźle. W każdym razie – co nam szkodzi spróbować?

7 Comments

Comments are closed.